Polacy są na dobrej drodze do patriotyzmu konsumenckiego, podczas zakupów coraz świadomiej wybierają rodzime produkty – powiedział na antenie Radia Kielce minister Rolnictwa i Rozwoju Wsi, Robert Telus. Jednak uświadomienie, że kupując polskie produkty zostawiamy pieniądze Polakom, to długa batalia, przez którą musimy jeszcze przejść.
Minister rolnictwa powiedział, że konsumenci w Europie bardzo cenią polska żywność, bo to są artykuły najwyższej jakości. Nasze produkty są zdrowsze i smaczniejsze niż zagraniczne, bo zawierają mniej chemii, niż wyprodukowane w wielu innych krajach. Polscy rolnicy stosują mniej chemii niż inne kraje europejskie, takie jak Holandia, Niemcy czy Francja.
Polacy też są tego świadomi i coraz więcej z nas kupuje to, co jest polskie. Uczymy się też patriotyzmu lokalnego, świadomie wybieramy polskie produkty, od lokalnych wytwórców, bo wiemy, że dajemy zarobić swojemu rolnikowi i swoim firmom. Nasze produkty są ponadto często tańsze, bo można je kupić wprost od rolnika z pominięciem wielu pośredników.
Patriotyzm konsumencki jest też bardzo ważny w globalnym spojrzeniu na bezpieczeństwo żywnościowe. Pandemia i wojna pokazały, że musimy o to zadbać sami, bo łańcuchy dostaw mogą zostać nagle przerwane. Minister Telus przywołał przykład Izraela, w którym bardzo dba się o to, nie zważając na koszty. Tam na pustynię dowieziono dobrą ziemię, następnie doprowadzono wodę z morza, którą odsalano i w ten sposób tworzono pola uprawne. To były ogromne koszty, jednak postawiono na bezpieczeństwo żywnościowe, które jest bardzo ważne dla gospodarki, ale i dla niezależności państwa. Gdy zerują się łańcuchy dostaw, produkty żywnościowe są zagwarantowane.
Minister Telus powiedział, że ma świadomość, że jest taka granica, której konsument nie przekroczy i jeżeli produkt Polski będzie droższy, to wybierze z supermarketu zagraniczny. Dodał, że jest wielkim zwolennikiem rolniczego handlu detalicznego, tworzenia małych bazarków, które bardzo dobrze funkcjonują. Stworzono taki również przed Ministerstwem Rolnictwa, przyjeżdżają tam nie tylko rolnicy z Mazowsza, ale nawet z województwa łódzkiego. Stało się to już tradycją, ze zawsze w środę Warszawiacy kupują żywność od „swojego rolnika”. Wiedzą, że jest to dobre, zdrowe, wiedzą z jakiego źródła żywność pochodzi i że jest to tańsze. Rolnik z kolei wie, że jak się stara, to przychodzi do niego coraz więcej klientów i dzięki temu ma większe zyski. Jest to korzyść i dla jednej, i dla drugiej strony.
Minister rolnictwa Robert Telus nawiązując do ukraińskiego zboża, które zalega w naszych magazynach, powiedział, że skala importu z Ukrainy to 10% polskiej produkcji. My wyprodukowaliśmy w Polsce w zeszłym roku 35 milionów ton zboża, a z Ukrainy przyjechało do Polski 3,5 miliona. Istnieje więc niewielka możliwość, że kupimy pieczywo z ukraińskiego, nie z polskiego zboża. Minister zapewnił, jednocześnie, że jakość sprowadzanego do Polski zboża nie powinna budzić obaw konsumentów. Jest ona na granicy, zanim wjedzie do Polski, bardzo dokładnie badane. To które do nas wjeżdża, spełnia zarówno normy Polskie, jak i europejskie i nie jest tak, że to zboże z Ukrainy spożywane przez Polaków jest gorszej jakości. Jeżeli się zdarzy, że przyjedzie zboże, które nie spełnia naszych kryteriów, to na granicy jest zawracane. Do Polski wjeżdża tylko dobre zboże. Ponadto teraz wjeżdża go już znacznie mniej.