Według oficjalnych danych ukraińskiego ministerstwa kultury ponad pół tysiąca zabytków zostało bezpowrotnie zniszczonych, ale w rzeczywistości straty są o wiele większe. Ochronie dziedzictwa archeologicznego Ukrainy była poświęcona konferencja, która w piątek odbyła się w Muzeum Dialogu Kultur – oddziale Muzeum Narodowego w Kielcach.
Dr Beata Polit z Muzeum Narodowego w Kielcach powiedziała, że spotkanie miało na celu przedstawienie problemów związanych z ratowaniem dziedzictwa archeologicznego Ukrainy.
– Ewidencjonowaniu strat wojennych, monitorowaniu zniszczeń dziedzictwa archeologicznego, a także pokazaniu sytuacji, jaka panuje teraz w muzeach na terenach, które zostały uwolnione spod okupacji. Będą też referaty dotyczące zabezpieczania zabytków zarówno ruchomych, jak i zabytków nieruchomych – mówiła przed rozpoczęciem wydarzenia.
Natalia Wojceszczuk z Ministerstwa Kultury i Polityki Informacyjnej Ukrainy zaznaczyła, że statystyka zniszczeń codziennie się zmienia, bo straty są monitorowane na bieżąco.
– Mamy udokumentowanych ponad pół tysiąca zniszczeń zabytków dziedzictwa kulturowego, a po wysadzeniu tamy, te straty będą jeszcze większe. Rosjanie celowo niszczą zabytki, w ramach polityki niszczenia państwa. Rosja nie myśli, że Ukraina to oddzielny naród, oddzielne państwo i oddzielna historia. Dla nich to zniszczenie korzeni, bo oni uważają, że jesteśmy Rosjanami – tłumaczyła.
Te słowa potwierdził Marek Lemiesz z Narodowego Instytutu Dziedzictwa. Przyznał, że obiekty są niszczone podczas prowadzonych działań wojennych, ale często jest to planowe działanie.
– Dzisiaj używamy takiego określenia, jak „łypanizacja”, czyli dobra kultury są traktowane jako tzw. cele miękkie. Są bardzo określone kategorie obiektów, np. cerkwie, należące do ukraińskiego kościoła prawosławnego, to są na przykład małe domy kultury, małe muzea, gromadzące sztukę ludową i rękodzieło. Kultura ludowa, język, religia w rozumieniu Rosjan są tymi elementami, które odróżniają kulturę ukraińską od rosyjskiej, w związku z tym są celowo niszczone – powiedział.
Niszczone są ślady historii, która nie wpisuje się w narrację rosyjską.
– Są przykłady specgrup, które poruszały się po kilku obwodach ukraińskich i szukały po bibliotekach konkretnych tytułów książek, to np. książki pisane przez dziennikarzy śledczych, odnoszące się do tego, w jaki sposób Rosja ingerowała w historię najnowszą Ukrainy, książki dotyczące historii najnowszej tego państwa. Te książki są wywożone, bądź też niszczone na miejscu, nawet palone, więc takie skojarzenie z III Rzeszą jest automatyczne – zauważył.
Marek Lemiesz regularnie odwiedza Ukrainę. Przyznał też, że kilka lat spędził w Iraku i w Afganistanie.
– Więc gdybym próbował porównać skalę zniszczeń w takich wewnętrznych konfliktach i ogrom zniszczeń, jakie powoduje regularny konflikt zbrojny, jaki toczy się na Ukrainie, to jest nieporównywalne i, moim zdaniem, nie ma drugiego konfliktu zbrojnego, jaki toczył się na świecie po 1945 roku, który generowałby tak ogromną skalę zniszczeń dziedzictwa kulturowego. Wynika to przede wszystkim z użytych środków, czyli broń pancerna, bombardowania lotnicze, rakietowe, ale też wynika ze świadomej działalności strony rosyjskiej – podkreślił.
Badacz z Narodowego Instytutu Dziedzictwa dodał, że skala zniszczeń udokumentowanych to zaledwie czubek góry lodowej.
– Dla przykładu w jednym tylko obwodzie, w którym w tej chwili przygotowujemy się do inwentaryzacji zniszczeń, w obwodzie czernihowskim, oficjalnie mamy 38 obiektów zniszczonych, a już w tej chwili, po wstępnej wizji lokalnej, zarejestrowaliśmy 80 – podał przykład.
Marek Lemiesz zaznaczył, że teraz główne działania polegają na inwentaryzowaniu zastanego stanu rzeczy.
– W ramach polsko-ukraińskiego projektu działamy w dwóch obwodach. Jeden to jest Czernihów, gdzie sytuacja jest w tej chwili dosyć ustabilizowana, w związku z tym prowadzimy taką kompleksową inwentaryzację, która wykorzystuje również najnowocześniejsze, nieinwazyjne metody: skanowanie laserowe, fotogrametrię. Z drugiej strony rozpoczynamy działania w obwodzie chersońskim. Tam jest inna sytuacja, część obwodu jest objęta działaniami wojennymi, teraz do tego doszły nam niestety kolejne zniszczenia, związane z wysadzeniem tamy w Kachovce.
– Woda zniszczyła stanowiska archeologiczne, ale też zostało odsłoniętych kilka dotychczas niebadanych stanowisk, które są narażone na tzw. czarnych archeologów. To jest ogromne zjawisko, bardzo poważne, bo to są ludzie, którzy prowadzą rabunek stanowisk archeologicznych w poszukiwaniu cennych obiektów ruchomych, a Chersoń to są kurhany scytyjskie, czyli złoto. Nie jesteśmy w stanie tego wszystkiego zabezpieczyć, ale jesteśmy w stanie udokumentować – podkreślił.
Prof. Andrzej Kokowski podczas konferencji reprezentował Instytut Archeologii UMCS w Lublinie, ale też międzynarodową organizację KAFU.
– To organizacja, która zajmuje się rekonstrukcją utraconych zbiorów archeologicznych, rekonstrukcją wiedzy o dawnych wykopaliskach. Wydawało się, że będzie zajmowała się rzeczami tylko historycznymi. Niestety wybuchła wojna w Ukrainie i pierwsze, co organizacja zrobiła, to poprosiła o inwentaryzację strat, zniszczeń, które są w tym kraju i zaczęła zbierać pieniądze na cel zasadniczy – w jaki sposób uratować to, co jest jeszcze do uratowania. Podstawowym zadaniem wydaje się być digitalizacja tych zbiorów, i na to zostały przeznaczone pierwsze, bardzo duże fundusze. Wybraliśmy w tym celu muzeum w Sumach, które znajduje się blisko granicy. Właśnie jedzie tam transport ze sprzętem – powiedział.
Konferencja naukowa pod hasłem „Ochrona dziedzictwa archeologicznego Ukrainy” została zorganizowana przez Muzeum Narodowe w Kielcach i Instytut Archeologii UMCS w Lublinie. Wydarzenie odbyło się w ramach Europejskich Dni Archeologii.