Kieleccy radni powrócili do tematu możliwego bankructwa miasta. Sprawa ma związek z pismem, które skarbnik miasta skierowała na początku czerwca tego roku do prezydenta Bogdana Wenty.
Jak informowaliśmy, z dokumentu wynika, na bieżące wydatki samorządu w tym roku może zabraknąć niemal 207 mln zł, a to grozi bankructwem miasta.
Radni dopytywali dziś (czwartek, 20 lipca) czy wydatki miasta, zwłaszcza te związane z wypłatami wynagrodzeń pracowników urzędu miasta oraz jednostek podległych ratuszowi nie są zagrożone. Skarbnik miasta, Marzena Bzymek utrzymuje, że dane o możliwym braku 200 mln zł w budżecie miasta mają charakter prognostyczny. Do uwag radnych odniósł się także prezydent Kielc, Bogdan Wenta, który utrzymuje, że miasto, tak jak wiele innych samorządów jest uzależnione od dotacji przyznawanych przez rząd.
– Informacje przedstawiane w kwietniu tego roku były optymistyczne i zostały przyjęte przychylnie przez całe środowisko. Nie tylko samorządowców, ale też skarbników. W czerwcu okazało się, że sytuacja uległa zmianie. Czy mamy w takim razie jakieś gwarancje ze strony rządu? Nie, ale nie stosujemy metody „dajcie bo musicie”, tylko np. poprzez radę dialogu publicznego. Wszyscy w całym kraju czekają, aby te pieniądze w trzecim kwartale, czyli we wrześniu zostały nam przekazane – mówi.
Zdaniem Kamila Suchańskiego, szefa klubu Bezpartyjni i Niezależni prezydent miasta oraz jego służby nie biorą odpowiedzialności za przygotowany przez siebie budżet miasta.
– To w ogóle niezrozumiałe jak może nagle brakować 200 mln zł przy budżecie w wysokości 1,5 mld. Skarbnik twierdzi, że wszystkie wydatki zrealizuje, a o dochodach nawet się nie zająknęła. Z kolei prezydent mówi, że budżet jest dobrze zaplanowany, ale to rząd nie dał pieniędzy. Pytanie których, skoro wszystkie zaplanowane środki wpływają, a rząd ma nam dać kolejne. Chyba, że Bogdan Wenta przyjmował inne założenia, jak w przypadku wskaźnika WIBOR, który jest na poziomie niższym niż wtedy gdy budżet uchwalano. Możliwe, że podobnie wygląda sytuacja z dochodami, które są zaplanowane, a de facto oczekujemy na „mannę z nieba” zamiast starać się optymalizować koszty administracji i wydatków, a jednocześnie nie ograniczając inwestycji – ocenia.
Podobnie uważa Marcin Stępniewski z klubu Prawa i Sprawiedliwości, który też wskazuje, że miasto prezentuje rozbieżne informacje radnym oraz w wewnętrznych dokumentach.
– Najbardziej bulwersujące w kontekście sytuacji finansowej miasta jest to, że pomimo moich pytań, prezydent Kielc nie był w stanie publicznie zagwarantować, że wszyscy pracownicy zatrudnieni w samorządzie będą otrzymywać wynagrodzenia. Jest to niemal 8 tys. osób. Jeśli Bogdan Wenta na podstawie aktualnego budżetu, który sam konstruował, nie jest zapewnić, że te pieniądze do końca roku będą wypłacane, to sytuacja jest naprawdę dramatyczna. Tym bardziej, że nie widać by ratusz próbował poprawić ten stan rzeczy – komentuje.
Jak informowało Radio Kielce: w piśmie do prezydenta, z 9 czerwca, skarbnik Marzena Bzymek twierdziła, że tegoroczny deficyt budżetowy może być wyższy o 200 mln zł od zakładanego i wyniesie 355 mln zł. Tymczasem kilka dni później, podczas czerwcowej sesji rady miasta mówiła, że budżet jest realizowany właściwie, a zakładany deficyt wyniesie około 150 mln zł.