Leśnicy zachęcają pszczelarzy do rozstawiania swoich pasiek na terenach leśnych. Dzięki temu powstaje jeden z najcenniejszych miodów, czyli spadziowy.
Roman Wróblewski, pszczelarz oraz zastępca nadleśniczego w Nadleśnictwie Kielce mówi, że aby przewieźć pasiekę do lasu konieczna jest umowa z leśnikami.
– Trzeba najpierw ustalić lokalizację, najlepiej w konsultacji z leśniczym. Kiedy już mamy lokalizację, przygotowujemy mapkę i krótkie pismo składamy do nadleśnictwa. Tak pro forma, każdy dostaje zgodę – zapewnia Roman Wróblewski.
Hodowca nic nie płaci za ustawienie uli, teren jest użyczany bezpłatnie. Roman Wróblewski mówi, że obecnie bardzo trudno jest zapewnić pszczołom wystarczającą ilość spadzi, by mogły z niej wyprodukować miód. Spadź to słodka wydzielina mszyc. Z powodu suszy, tych owadów jest niewiele. Natomiast jeżeli już zacznie padać, to zwykle jest to krótka gwałtowna burza, która spłukuje mszyce z drzew.
– A szkoda, bo miód spadziowy jest bardzo smaczny i zdrowy – podkreśla pszczelarz.
– Na szczęście pszczoły w lesie mogą znaleźć inne źródło pokarmu, bardzo smaczne są miody lipowe, akacjowe, czy wrzosowe – zapewnia Roman Wróblewski.
Na terenach nadleśnictwa Kielce, swoje ule rozstawia obecnie około 10 hodowców. Ale również inne nadleśnictwa zachęcają producentów miodu do współpracy. Paweł Kosin z Nadleśnictwa Daleszyce podkreśla, że korzystają na tym również leśne rośliny, bowiem pszczoły są najważniejszymi zapylaczami w Polsce.
– Zależy nam na tym, aby jak najwięcej zapylaczy było w ekosystemie leśnym. W naszych lasach nie ma tak dużo dzikich pszczół jak przed wiekami, bowiem te owady udomowiliśmy. Każda pasieka, każda rodzina pszczela w lesie jest na wagę złota – podkreśla Paweł Kosin.
Warto dodać, że miód powstały z takiej leśnej pasieki jest najczystszym możliwym do uzyskania – nie mamy obaw, że dostaną się do niego jakieś środki chemicznej ochrony roślin stosowane przez rolników.