„Nikt nie jest prorokiem we własnym kraju” – tak mówi znana mądrość, i te słowa można odnieść do twórczości Jana Matejki, który choć zdobywał uznanie na świecie, na ziemiach polskich często był krytykowany.
Agnieszka Rosales Rodriguez – kuratorka zbiorów malarstwa polskiego do 1914 roku w Muzeum Narodowym w Warszawie wyjaśnia, że był taki okres w twórczości mistrza, w który mierzy się on z trudnymi sprawami polskimi. Znajdują one wyraz w takich pracach, jak między innymi „Stańczyk” (powstały w roku 1862), „Kazanie Skargi” (lata 1862-1864) czy „Rejtan – upadek Polski” (1866).
– Jest to sztuka krytyczna, zaangażowana, rozrachunkowa, obywatelska. Matejko odważnie piętnuje narodowe grzechy, podnosi rękę na polskie elity, pokazując, że prywata, interes polityczny liczą się bardziej niż racja stanu. Próbowano nie dopuścić do publicznej prezentacji „Rejtana”. Już w Krakowie pojawiały się głosy, że Matejko wykorzystuje narodową tragedię dla budowania popularności. Józef Ignacy Kraszewski użył patetycznego zwrotu „trupa matki policzkować się nie godzi”. Nie podobało się, że o Polsce można mówić w taki gorzki sposób, więc próbowano spacyfikować Matejkę – mówi kurator.
Potęga państw zaborczych i wewnętrzne skłócenie
Zwraca uwagę, że szczęśliwie nie doszło do tego, ale Matejko był głęboko zraniony tym niezrozumieniem jego troski o dobro państwa.
– Był to dowód, że przyczyny upadku Rzeczpospolitej rozpatrywane są przez Matejkę także od wewnętrznej strony. Że to nie tylko potęga państwa zaborczych, ale także wewnętrzne skłócenie, słabość polskiego państwa były źródłem tego nieszczęścia, które się wydarzyło pod koniec XVIII wieku – tłumaczy.
Ten spór z opinią publiczną znalazł swój wyraz w małym obrazie pędzla Jana Matejki, zatytułowanym „Wyrok na Matejkę”, namalowanym w 1867 roku.
– To głos artysty, wyraz publicznego przedstawienia tych oskarżeń – wyjaśnia Agnieszka Rosales Rodriguez. – Pojawia się na nim artysta pod pręgierzem krytyki. Więc choć dziś patrzymy na Matejkę jako na wielkiego patriotę, na figurę pomnikową, to jego artystyczna droga także była usiana problemami z krytyką, z polską arystokracją, której nie podobało się, że wielkie nazwiska polskich możnowładców są ustawiane w kręgu zdrajców.
Twórczości „ku pokrzepieniu serc”
Kolejne lata jednak przyniosły zmiany w podejściu Jana Matejki do tematów narodowych, zwłaszcza, że w kraju wciąż żywe były rany po upadku Powstania Styczniowego. Zdaniem kuratorki zbiorów malarstwa polskiego do 1914 roku w Muzeum Narodowym w Warszawie właśnie tym bólem po upadku tego największego zrywu narodowego w XIX wieku można tłumaczyć nieprzygotowanie odbiorców na obraz „Rejtan – upadek Polski”.
– W kolejnych latach Matejko będzie malował już nie momenty upadku i narodowe winy, ale chwile chwały, triumfu tak na polu militarnym, jak kulturowym czy cywilizacyjnym – zaznacza.
Takim przykładem jest obraz z 1883 roku – „Jan Sobieski pod Wiedniem”, który dziś można oglądać w Muzeach Watykańskich. Chwil świetności Rzeczpospolitej, pokazanych na płótnie było o wiele więcej.
– „Bitwa pod Grunwaldem”, Unia lubelska”, „Stefan Batory pod Pskowem”, „Hołd pruski” – to wszystko są stacje wielkich triumfów, przypominające o tym, że upadła w XIX wieku, nieistniejąca na mapach Rzeczpospolita była kiedyś wielkim imperium. Faktycznie, państwo w czasie Jagiellonów, w tym złotym wieku Rzeczpospolitej, było potęgą porównywalną z państwem Habsburgów. Z pewnością „Bitwa pod Grunwaldem” miała szczególne znaczenie w tej konstelacji, ponieważ była malowana w czasach potęgi państwa pruskiego, Bismarcka i polityki germanizacyjnej. Stała się emblematem walki Słowian z Germanami, ale też przypominała o tym najsłynniejszym triumfie w jednej z największych bitew późnego średniowiecza, z 1410 roku. W wielkim mistrzu zakonu krzyżackiego, Ulrichu von Jungingenie, widziano figurę państwa pruskiego, natomiast sprzysiężone siły polsko-litewskie przypominały o tym przymierzu narodów, tej wspaniałej tradycji wielowartościowej, wielokulturowej Rzeczpospolitej – opisuje.
Filozofia na obrazach
Twórczości „ku pokrzepieniu serc” u Jana Matejki jest więcej. Kurator wskazuje również cykl szkiców do „Dziejów cywilizacji”.
– To ostatecznie niezrealizowany w monumentalnej formie szereg obrazów, które także odnoszą się do tych wielkich momentów i osiągnięć Polaków w dziedzinie kultury, humanizmu, czy wreszcie uchwalenia Konstytucji 3 Maja – wymienia.
Agnieszka Rosales Rodriguez zwraca uwagę, że Matejo był niezwykle oczytany, świadomy tych wielkich, cywilizacyjnych sukcesów Rzeczpospolitej.
– Historykiem był jego brat, przyjaźnił się też z przedstawicielami tzw. krakowskiej szkoły historycznej. Stąd ta dziejowa przenikliwość, dociekliwość i umiejętność wyciągania wniosków z historii. Historia interesowała Matejkę nie tylko jako zbiór faktów, ale także w wymiarze moralnym, alegorycznym. Rozpatrywał określone wydarzenia jako źródło przyszłych wypadków. Logika dziejowa usprawiedliwiała także stan współczesny i to pozwalało Matejce stworzyć oryginalną wizję, nadać historii wymiar alegorii. Dlatego mówimy, że Matejko nie jest historykiem, ale jest historiozofem, proponuje w swoich obrazach swoistą filozofię historii – podkreśla.
Błazen w twarzą mistrza
Jana Matejkę można zobaczyć na niektórych obrazach. Przybiera postać królewskiego błazna, Stańczyka. Pojawia się np. w obrazie „Zawieszenie dzwonu Zygmunta”, choć jak zauważa kurator, to tytuł fałszywy, bo pokazuje moment wydobycia z formy słynnego dzwonu, który bije w szczególnie ważnych momentach dla narodu. Zabił także w momencie śmierci Jana Matejki.
– O ile w tej historycznej scence z czasów Zygmunta Starego, Stańczyk występuje w takiej przewidzianej dla błazna postaci – wesołego trefnisia, to o tyle w „Stańczyku”, w którym artysta przedstawił swoje własne rysy, widzimy moment zatroskania, zadumania, a wręcz smutku z powodu losów Rzeczpospolitej. Choć są to czasy Jagiellonów, czyli jeszcze potęgi państwa polskiego, ale Matejko niejako widzi konsekwencje tej niefrasobliwości polskich elit. Ten obraz pokazuje także taką przegraną sprawę, ale także rolę artysty, jako przenikliwego komentatora dziejów, w pewnym sensie proroka, który przewiduje przyszłe losy, i który również jest zobowiązany do wyjawiania tej trudnej prawdy – tłumaczy Agnieszka Rosales Rodriguez.