II wojna światowa widziana oczami dziecka – Tomaszka, który samodzielnie musi przetrwać na ulicach Wilna. To historia, którą w książce „Czas pogardy” opisuje pochodzący z Kielc, Yarek Aranowicz. Za kanwę do powieści posłużył pamiętnik jego ojca.
Rozmowa z pisarzem będzie można także posłuchać na antenie Radia Kielce, we wtorek, 29 sierpnia, w programie „W kręgu wartości – literatura”, po godz. 20.10.
Dorota Klusek: „Czas pogardy” to książka, która powstała w oparciu o zapiski pana taty. Kiedy te notatki trafiły do pana rąk?
Yarek Aranowicz: Tato zaczął pisać pamiętnik 50 lat po wojnie. To było lato 1996 roku, kiedy razem z mamą przyleciał mnie odwiedzić w Stanach Zjednoczonych. Miał wtedy ze sobą drobne zapiski, zaczął je składać i spisywać w postaci pamiętnika. Także większość pamiętnika powstała latem 1996 roku, a potem, w kolejnych latach dopisywał szczegóły, pewne historie, które mu się przypominały.
Pan wcześniej znał tę wojenną historię taty, rozmawialiście o niej?
Bardzo często rozmawialiśmy, ale nie zdawałem sobie sprawy z tego, co tato naprawdę przeżył w czasie II wojny światowej. Na podstawie samych tylko rozmów trudno było sobie to wszystko wyobrazić, poza tym tato chyba chciał oszczędzić mnie i moje rodzeństwo i nie opowiadał wszystkiego. Dlatego dopiero gdy przeczytałem cały ten pamiętnik, zrozumiałem, jak tragiczne wydarzenia były jego udziałem.
I to co pan przeczytał, stało się impulsem, żeby napisać książkę?
Tak, to był główny bodziec, żeby napisać książkę, żeby spróbować oddać horror tych dni. Miała być dla taty, taka osobista, dla niego, może dla członków rodziny, ale w pewnym momencie stała się książką, którą byłem w stanie wydać tutaj, w Polsce.
Ile w „Czasie pogardy” jest z pamiętnika pana taty, tych prawdziwych historii, a ile fikcji literackiej?
Książka jest oparta głównie na pamiętniku taty, jest autentyczną historią, wplecioną w wydarzenia II wojny światowej w Wilnie. Większość bohaterów, którzy mają imiona i nazwiska to prawdziwe postaci, opisane przez tatę, tak samo jest z wydarzeniami, ale tworząc dialogi, dodając dodatkowe postaci, próbowałem nadać płynny ton tej książce, bo pomimo wszystko, to jest powieść historyczna, a nie literatura faktu.
Wiem, że był pan w Wilnie. Czy próbował pan przejść tymi ścieżkami, którymi jako dziecko chadzał pana tata?
Przyznam się, że tylko raz byłem w Wilnie. Pojechałem tam razem z tatą i ze starszym bratem na wycieczkę, z okazji 50-lecia repatriacji taty z Wilna, choć tak naprawdę to był przymusowy wyjazd. Mieliśmy okazję zwiedzać zabytki, chodzić po ulicach, po parkach, które tato dobrze pamiętał ze swojego dzieciństwa. Także ten wyjazd był dla mnie bardzo ważny, żeby sobie uświadomić, jak wyglądało Wilno przed II wojną światową. Oczywiście dzisiejsze Wilno i to przedwojenne są zupełnie inne, choć cała starówka zachowała się tak, jak wyglądała przed wojną. Ale oprócz wyjazdu, przygotowując się do pisania, studiowałem wiele map przedwojennych, czytałem opisy historyczne, dotyczące Wilna, rozmawiałem z historykami po to, by być pewnym, że ta książka ma prawdziwe tło, nie ma za dużo fabularyzacji.
Jak pana tata odnalazł się w Wilnie po latach, czy tej wizycie towarzyszyły duże emocje?
To była bardzo emocjonalna wizyta także dla mnie i dla brata. Tato był w Wilnie po raz kolejny po wojnie. Dla niego każda wizyta tam była bardzo ważna, do końca życia mówił, że to jest jego ukochane miasto, pomimo że przeżył tam traumatyczne wydarzenia i został stamtąd wyrzucony. Wracał bardzo chętnie i ciągle myślał o Wilnie.
„Czas pogardy” powala spojrzeć na wojnę oczami dziecka. To bardzo trudna i bardzo bolesna perspektywa, bo pokazuje, że wojna to nie tylko to, w czym uczestniczą dorośli, ale jej ofiarami padają ci najbardziej bezbronni – najmłodsi.
Tak, to naprawdę jest czas pogardy, ponieważ w czasie wojny życie ludzkie nie liczyło się dla okupanta. Dzieci musiały same przeżyć na ulicy, dać sobie w jakiś sposób radę, były również naocznymi świadkami bardzo brutalnych wydarzeń. Trudno było mi o tym pisać, szczególnie że dotyczyło to osoby, którą znałem i kochałem całe życie. Były takie momenty, że musiałem zatrzymać się w miejscu i pomyśleć, że jednak piszę o kimś innym, żeby pozbyć się tych emocji, ale nie raz uroniłem łzy, nie raz płakałem, pisząc tę książkę.
A były takie fragmenty w pamiętniku, które pana zdaniem były zbyt drastyczne i nie wykorzystał ich?
Wydaje mi się, że na karty powieści przeniosłem wszystkie drastyczne rzeczy, które tato opisał w pamiętniku, i o których mi opowiadał. Są opisy śmierci, rozstrzeliwań, łapanki, ucieczki.
Jest jakaś historia, która na panu zrobiła największe wrażenie, została na dłużej?
Cała historia mojego taty i jego kolegów, czyli dzieci. To na zawsze zostanie ze mną, bo te dzieci wykazały się niesamowitą wolą życia, wytrwałością, cechami, które były absolutnie potrzebne, żeby przeżyć horror tej wojny. To była codzienna walka o przeżycie. Głód, nędza i spotkanie ze śmiercią. Nie ma pojedynczych momentów. Cała ta historia została w mojej głowie.
W tle tej historii dzieci, mamy dzieje Wilna, miasta, które miało wiele wrogów.
Tak, Wilno jest jakby drugim bohaterem tej książki. Wilno było pięknym miastem jednym z czterech głównych metropolii Polski, z drugim najstarszym uniwersytetem. Miastem, które było zamieszkiwane głównie przez Polaków, ale też Żydów. To były dwie grupy społeczne, które równolegle rosły i piękniały w tym mieście. Wiemy, że z tym miejscem były związane wielkie postaci polskiej literatury, ale również Żydzi tworzyli tam wspaniałą kulturę – słynny Gaon z Wilna pracował tam w XVIII wieku, przyjeżdżali do niego nauczyciele z całego świata i Wilno było nawet nazywane Jerozolimą Północy. To miasto miało wspaniałą historię, ale też jak pani mówi, w czasie II wojny światowej przeżyło niesamowity horror, tak naprawdę pięć okupacji – trzy radzieckie, litewską i hitlerowską. Każda z nich przyniosła terror i śmierć.
Pana tata przeżył II wojnę światową, ale potem wcale nie miał łatwo.
To prawda, ale tato wykazał niesamowitą siłę woli. Przeżył wojnę, został wysłany do Polski, wychowywał się w sierocińcach, nie był w stanie znaleźć swojej rodziny, ale wykształcił się sam, skończył liceum pedagogiczne w Jeleniej Górze, następnie AWF w Krakowie. Został nauczycielem wychowania fizycznego, trenerem i sędzią sportowym. Zawsze pracował z młodzieżą, szczególnie tutaj w Kielcach.
A jak pana tata trafił do Kielc?
To też jest ciekawa historia, ponieważ moja mama pochodziła z Kielc, i odwiedzała swoje ciocie na ziemiach odzyskanych, na terenie Węglińca, Ruszowa i Zgorzelca, gdzie mój tato był wtedy kierownikiem szkoły. Tam mama poznała tatę i po trzydniowym romansie tato oświadczył się mamie, a mama przyjęła te oświadczyny.
Pan urodził się w Kielcach, ale bywa tu tylko gościnnie.
Wychowywałem się w Kielcach do matury, potem były studia w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie, a następnie emigracja do Stanów Zjednoczonych, gdzie kontynuowałem studia, skończyłem Szkołę Biznesu Leonarda Sterna w New York University z tytułem MBA, potem była kariera zawodowa, więc nie miałem zbyt wiele czasu, żeby przyjeżdżać do Polski, ale obecnie staram się bywać jak najczęściej, odwiedzać rodzinę, swoje ulubione miejsca, które pamiętam z młodości.
Musiała też poczekać kariera literacka, bo pana debiut był wiele lat temu.
Tak, to było ponad 40 lat temu, kiedy napisałem futurystyczną książkę „Podróż w nieznane”. Wychowywałem się na powieściach Stanisława Lema, Rogera Zelaznego czy Isaaca Asimova, więc w komunistycznej Polsce żyłem przyszłością. Co ciekawe, ta moja książka opowiada o buncie robotów i o sztucznej inteligencji, o której dzisiaj tak dużo mówimy. Niestety, w czasie PRL-u trudno było wydać książki w postaci książkowej, więc ukazała się w odcinkach w gazecie studenckiej, która nazywał się „Lewatywa”. Zresztą pismo to zastało zamknięta, kiedy wprowadzono stan wojenny, ale zdążyło jeszcze wydać moją powieść w odcinkach.
Będzie ciąg dalszy „Czasu pogardy”?
Tak, to część pierwsza z zaplanowanej trylogii wileńskiej. Jestem w zaawansowanym stadium zbierania materiałów do drugiej książki, która będzie opowiadała o możliwym losie rodziców mojego taty – małego Tomaszka, czyli będzie miała miejsce przed II wojną światową, również przede wszystkim w Wilnie. Trzecia część ukaże się za kilka lat i będzie opowiadać o czasach młodości taty, który, jak powiedziałem, wychowywał się w sierocińcach, ale też przeżył trudne czasy stalinowskie.
Tacie nie udało się znaleźć rodziny, a czy pan również podejmował takie próby? Czy udało się wam się dotrzeć do jakichś śladów?
Było bardzo ciężko coś znaleźć, ale natrafiliśmy na kilka dokumentów, które wskazują, na możliwy los rodziców. Nie ma niestety potwierdzenia tych informacji, także książka, która będzie opowiadać o losach rodziców, będzie bardziej sfabularyzowana niż „Czas pogardy”.
A do kogo pan adresuje „Czas pogardy”?
Do każdego, do młodzieży i do dorosłych. Opowiada o II wojnie światowej. Znamy wiele opowieści z tamtych czasów, ale warto cały czas studiować historię, patrzeć na to, co się wydarzyło, by na tej podstawie wyciągać wnioski, dotyczące przyszłości. Poza tym ta opowieść jest dziś chyba bardzo ważna, bo dzisiaj takich Tomaszków, takich osieroconych, zagubionych dzieci za naszą wschodnią granicą najprawdopodobniej również mamy wielu. Historia powtarza się.
O autorze:
Yarek Aranowicz
Urodził się w 1963 roku w Kielcach. Ukończył studia w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie i na New York University w Nowym Jorku. Jest ekonomistą specjalizującym się w finansach międzynarodowych i pracującym dla wielkich, światowych firm. Od ponad trzydziestu lat mieszka z żoną i córką w USA. Podróżuje po świecie, pasjonuje się polityką i historią. W 1980 roku debiutował powieścią futurystyczną „Podróż w nieznane”, opublikowaną w kieleckiej gazecie studenckiej. „Czas pogardy”, powieść oparta na wojennym pamiętniku Tomasza, jest jego dorosłym debiutem (źródło: wydawnictwo Novae Res).