Te biedronki, zamiast przepisowych siedmiu, mogą mieć nawet kilkadziesiąt kropek, przylatują z Azji i szukają schronienia w naszych domach. W przeciwieństwie do rodzimych, gryzą.
W ostatnich dniach można zobaczyć chmary tych owadów w naszym regionie, na elewacjach, oknach i w garażach. Specyficzny gatunek biedronki jest szczególnie aktywny na przełomie października i listopada.
Gatunek przybył z południowo-wschodniej Azji i różni się od polskiej bożej krówki ubarwieniem (bardziej żółtym) i liczbą kropek na pancerzu. Jednak podobnie jak polska odmiana żywi się głównie mszycami. Jak mówi Damian Mazur z Nadleśnictwa Radoszyce, biedronki azjatyckie miały być remedium na szkodniki. Szybciej się rozmnażają, co oznacza że szybciej usuną z upraw niechciane mszyce.
– Występują bardzo licznie, więc presja na szkodnika jest duża. Właśnie dlatego sprowadzono ją najpierw do Stanów Zjednoczonych i Kanady, później do Europy, najpierw do Ukrainy, Białorusi i Francji. Od 2020 roku w Polsce występuje bardzo licznie – opowiada leśnik.
Biedronki azjatyckie zagrażają rodzimemu gatunkowi, którym są siedmiokropki, ponieważ pozbawiają je pożywienia. Walka z nimi środkami owadobójczymi może zagrozić również innym rodzimym owadom.
Mimo, że głównym pożywieniem arlekinów, bo tak się nazywają, są mszyce, mogą ukąsić również człowieka, wywołując u niego reakcję alergiczną.
– Osobiście nie znam przypadków, że komuś ta biedronka zagroziła. Jednak w dostępnej literaturze, 10 procent osób może mieć reakcje alergiczne. Niektóre z rodziny chrząszczy zarówno te rodzime jak i azjatyckie wydzielają przez stawy hemolimfę, w której znajdują się toksyny. Mogą być szkodliwe dla człowieka, należy więc uważać – przestrzega.
Nie ma jednego skutecznego sposobu na pozbycie się tych owadów. Można je wyłapywać i przenosić na zewnątrz lub wypróbować produkty zawierające metanol. Niektórzy pozwalają im przezimować u siebie, ponieważ po znalezieniu komfortowego miejsca, biedronki azjatyckie będą aktywne tylko przez kilka dni.