Albumy i zbiory zdjęć, negatywy, klisze, dokumenty urzędowe oraz szabla oficera kawalerii wz. 17 – ponad 1800 obiektów, składających się na zbiór pamiątek rodzinnych Henryka Rotmana Kadery trafiło do Muzeum Historii Kielc.
– Jest to zbiór bardzo cenny, ponieważ pokazuje niezwykłą historię rodziny, związanej z Kielcami od ponad 100 lat – mówi Grzegorz Maciągowski, dyrektor instytucji.
– Pokazuje tradycję legionową, ogromny patriotyzm tej rodziny. Te pamiątki odzwierciedlają również procesy historyczne, które działy się w mieście w tym okresie. Zbiór zawiera pamiątki rodzinne, pamiątki legionowe, niezwykłą kolekcję fotografii ziemi świętokrzyskiej i Kielc, zdjęcia, które powstawały od okresu międzywojennego, do lat 60. XX wieku. Unikalny zbiór – podkreśla.
Eksponaty podarowała Teresa Kadera, synowa Henryka. Ich opracowaniem zajęli się pracownicy muzealnego działu gromadzenia i dokumentacji. Jego kierownik, Marcin Kolasa wyjaśnia, że przedmioty opowiadają niezwykłą historię.
18-letni ochotnik w Legionach Piłsudskiego
– Niezwykłe było to, że młody, 18-letni chłopiec zaciąga się na ochotnika do Legionów Piłsudskiego. Chłopiec pochodzenia żydowskiego. Wprawdzie ze zasymilowanej rodziny, jednak był to pewnego rodzaju ewenement. Ten młody człowiek walczy właściwie na wszystkich frontach I wojny światowej. Przyjmuje pseudonim „Kadera” – od nazwy miecza, używanego kiedyś przez husarię. Jest żołnierzem kilku pułków legionowych, m.in. też 4. Pułku Piechoty Legionów, tak bliskiego sercu każdego kielczanina. Za odmowę złożenia przysięgi na wierność cesarzowi w 1917 roku zostaje uwięziony wraz z innymi legionistami w obozie w Szczypiornie. Z tego obozu brawurowo ucieka. Wśród pamiątek znajduje się plan ucieczki, dwa haczyki, które sobie zachował, a którymi spiął druty kolczaste, uciekając z tego obozu. Wraca do Kielc w 1918 roku. Przez kilka miesięcy jest w sztabie Dowództwa Okręgu Generalnego „Kielce” i tu, w listopadzie 1918 roku, rozbraja Austriaków – opowiada.
Ale, choć Polska odzyskała niepodległość, kraj nadal jest w niebezpieczeństwie. Dlatego, jak podkreśla Marcin Kolasa, Henryk nie składa broni.
– Wstępuje do 2. Pułku Szwoleżerów, zostaje kawalerzystą i bije się najpierw o Lwów, później walczy w wojnie polsko-bolszewickiej. W czasie walki z armią konną Budionnego zostaje ciężko raniony w rękę. Kilka miesięcy leży w szpitalu, ale wraca na front i walczy aż do roku 1921 – relacjonuje.
Henryk wreszcie może wrócić do Kielc. Zostaje księgowym w kieleckiej Hucie Ludwików.
Porzuca wiarę przodków dla ukochanej
W 1929 roku żeni się z wywodzącą się z polskiego ziemiaństwa nauczycielką – Stanisławą Modzelewską – katoliczką. Robi to, mimo sprzeciwu rodziny, przechodząc na katolicyzm. Jak podkreśla dr Barbra Kasprzyk-Dulewicz, był to rzadko spotykany czyn.
– Zostały przeprowadzone badania, które pokazują, że w Polsce międzywojennej zaledwie 70 mężczyzn, Żydów, zdecydowało się na taki krok. Jeśli któreś z małżonków porzucało dawną wiarę, najczęściej była to kobieta. Henryk w tym przypadku, jak i w całym życiu, wykazał się wielką odwagą – podkreśla.
W 1930 roku rodzi się im syn, Ryszard. Z czasem Henryk i Stanisława coraz częściej używali przydomka „Kadera” jako członu nazwiska, by wkrótce dokonać zmiany formalnej. Henryk, Stanisława i Ryszard wybrali nazwisko Kadera.
Wybuch II wojny światowej wywrócił do góry życie całej rodziny Henryka. Jak zauważa dr Barbara Kasprzyk-Dulewicz, choć został katolikiem, dla Niemców wciąż był Żydem.
– Henryk Rotman Kadera przyjął chrzest, ożenił się z katoliczką, ale dla Niemców nie miało to żadnego znaczenia, gdyż o żydowskości decydowało pochodzenie. Stąd nadal był Żydem, a syn, który się urodził Henrykowi i Stanisławie – Ryszard był tak zwanym mieszańcem, więc on również był zagrożony w czasie wojny. Musieli uciekać – wyjaśnia.
Patriotyzm wyniesiony z domu
Marcin Kolasa zaznacza, że Henryk ukrywał się pod przybranym nazwiskiem.
– Przeżył wojnę, ale tuż po jej zakończeniu jako polski patriota, były żołnierz Piłsudskiego został aresztowany przez NKWD i zniknął. Żona poruszyła niebo i ziemię, by go znaleźć. Żona, dla której zmienił wyznanie. Później ta wiara dawała mu siłę, żeby przeżyć wszystkie nieszczęścia i biedy czasu okupacji, i tego okresu powojennego, gdy okazało się, że został wywieziony do gułagu. Wśród pamiątek jest woreczek, na którym własnoręcznie wyszył nazwę obozu, w którym był przetrzymywany – zaznacza.
W końcu udało się uzyskać jego zwolnienie. W 1946 roku Henryk wrócił do Kielc.
– Przez lata PRL-u był urzędnikiem, ale cały czas o tej swojej przeszłości pamiętał, przechowywał starannie opisane zbiory, negatywy – mówi Marcin Kolasa i dodaje: – Henryk Kadera u schyłku swojego życia został członkiem komitetu odbudowującego sanktuarium marszałka Józefa Piłsudskiego w Dawnym Pałacu Biskupów Krakowskich. Zmarł w 1996 roku.
Swój patriotyzm Henryk w dużej mierze zawdzięczał swojej rodzinie. Barbara Kasprzyk-Dulewicz przyznaje, że ze strzępków informacji udało się poskładać dzieje familii Henryka. Jego rodzice byli wyznania mojżeszowego, ale jak zaznacza historyczka, nie była to typowa, żydowska, ortodoksyjna rodzina, która mieszkała w Kielcach.
Tragiczne losy bliskich
Rodzice Henryka. Ojciec – Szlama, który używał również imienia Stanisław pochodził z Radoszyc. Z zawodu był felczerem. Był też człowiekiem zamożnym, bo Rotmanowie mieli kilka kamienic. Kamienica przy ulicy Hipotecznej była domem rodzinnym Henryka. Tam spędził lata dziecinne i młodość. Tutaj jego bliscy mieszkali w czasie okupacji. Tutaj swoja praktykę prowadził jego ojciec, Stanisław, który specjalizował się w pediatrii. Mama Henryka – Szprynca – pochodziła z rodziny Kifferów. Używała także imienia Paulina, co świadczy o tym, że byli to ludzie zasymilowani, dobrze znali język polski. Paulina uczyła się, co też nie było oczywiste dla rodzin żydowskich. Była dobrą i sumienną uczennicą, o czym świadczą wpisy w książkach, które otrzymała w nagrodę. Henryk po latach wspominał, że przynależność narodowa była dla nich oczywista. Rodzice uczyli ich polskiej tradycji, historii. Zapewne to miało wpływ na patriotyczną postawę Henryka – zauważa.
Rotmanowie mieli ośmioro dzieci, ale na podstawie ksiąg metrykalnych badaczom z Muzeum Historii Kielc udało się ustalić, że tylko czworo dożyło wieku dorosłego. Henryk urodził się w 1897 roku. Dwa lata wcześniej jego rodzice wzięli ślub. Byli też bliźniacy: Wanda i Tadeusz oraz Jerzy.
II wojna światowa spowodowała zagładę całej jego rodziny. Barbara Kasprzyk-Dulewicz stwierdza, że w 1939 roku Stanisław i Paulina byli ludźmi w podeszłym już wieku.
– Ich dzieci założyły własne rodziny. Jerzy i Tadeusz ożenili się z Żydówkami. Nie udało nam się jeszcze ustalić ich personaliów, natomiast o mężu Wandy nie wiadomo nic, poza jego nazwiskiem, i tym, że doczekali się synka Romana, który w momencie śmierci miał sześć lat – mówi.
Wszyscy trafili do getta. Nie chcieli z niego wyjść, choć żona Henryka oferowała im pomoc.
– Rotmanowie przez większość czasu podchodzili do niej raczej nieufnie, ponieważ była katoliczką. Szlamie, mimo jego postępowości, trudno było zaakceptować fakt, że jego syn wyrzekł się wiary przodków – tłumaczy Barbara Kasprzyk-Dulewicz.
Matka Henryka umarła w 1942 roku, pozostali członkowie zostali zamordowani w 1943 roku.
Cenne pamiątki
Magdalena Kopeć zaznacza, że wśród podarowanych eksponatów znaczna część dotyczy rodziny Modzelewskich. Żony Henryka – Stanisławy i jej siostry Marii.
– Maria, która nigdy nie wszyła za mąż była częścią rodziny Kaderów. Z nimi spędzała czas, dzieliła troski, oni zaś się nią opiekowali. Stanisława zaś była kobietą energiczną, odważną, co widać w jej poczynaniach w czasie wojny. Urodziła się w Warszawie, ale w Kielcach chodziła już na pensje dla panien i tutaj została nauczycielką. Najpierw uczyła w szkołach pod Kielcami, a około 1937 roku zaczęła pracę w Szkole Powszechniej nr 2 im. Marii Konopnickiej w Kielcach. Była wyjątkową kobietą. W czasie okupacji podjęła się działania w tajnym nauczaniu. Starała się bardzo pomóc rodzinie swojego męża, uwięzionej w getcie, mimo że oni tego nie chcieli. W sposób bohaterski walczyła o powrót męża z zesłania – przypomina.
Magdalena Kopeć zwraca uwagę, że rodzinne fotografie pokazują, jak silne więzi łączyły rodzinę Modzelewskich.
– Wszyscy wyglądają na bardzo szczęśliwych, kochających się, zżytych. W tej rodzinie odnajduje się bardzo dobrze Henryk. Mówię to na podstawie zdjęć, dokumentów, opisów, które robił Henryk, kiedy zawsze czule pisał: „Moja Stachenka” czy „Stachna”. Henryk i Ryszard interesowali się fotografią, zatem ten zbiór zdjęć jest ogromny, i niekiedy wręcz intymny, z domowego zacisza – zauważa.
Natomiast historyczne znaczenie mają zdjęcia, na których zostały utrwalone Kielce i ich okolice.
– Pochodzą z międzywojnia i pierwszych lat powojennych. To doskonały materiał dla regionalistów czy osób, które zajmują się historią architektury. Kaderowie – ojciec i syn interesowali się życiem wsi i mieli dużo zdjęć mieszkańców wsi, i co się rzadko zdarza, byli to mieszkańcy przy pracy, a w czasach międzywojnia zdjęcia były stylizowane, były przygotowywane, rzadko pokazywały to życie codzienne – podkreśla.
Grzegorz Maciągowski, odnosząc się do całego zbioru po rodzinie Kaderów, przyznał, że chciałby więcej takich pamiątek w muzeum.
– Mam nadzieję, że ten przykład będzie inspirował także inne rodziny, by te pamiątki przekazywać do Muzeum Historii Kielc, by mogły służyć obecnym i przyszłym pokoleniom – powiedział.