„Oto Mędrcy ze Wschodu przybyli do Jerozolimy i pytali: gdzie jest nowo narodzony król żydowski? Ujrzeliśmy bowiem jego gwiazdę na Wschodzie i przybyliśmy, by oddać mu pokłon”. To fragment Ewangelii według świętego Mateusza, poświęcony narodzeniu Chrystusa.
Marcin Drabik z Instytutu Fizyki Uniwersytetu Jana Kochanowskiego mówi, że astronomowie i nie tylko oni, do dziś nie są w stu procentach pewni, czym tak naprawdę była Gwiazda Betlejemska, która pojawiła się na nieboskłonie w czasie narodzin Jezusa.
– Teorii było mnóstwo, na przykład że była to supernowa. Ale ta teoria została szybko obalona, bo obserwowany błysk supernowej nie przemieszcza się po niebie – tłumaczy fizyk
Prawdopodobnie nie była to również kometa. Marcin Drabik wyjaśnia, że w tamtych czasach wierzono, że komety zwiastują nieszczęścia, więc wątpliwe by mędrcy, czy też jak dziś mówimy: królowie, udali się za takim przewodnikiem do Betlejem.
Zdaniem wielu astronomów, odpowiedź na pytanie o Gwiazdę Betlejemską znajduje się na pochodzących z Babilonu tabliczkach glinianych, które znajdują się obecnie w jednym z brytyjskich muzeów.
– Na tych tablicach znajdziemy informację o położeniu Jowisza i Saturna na niebie. I okazuje się, że w tamtym czasie dochodziło do koniunkcji tych planet – informuje Marcin Drabik.
Koniunkcja oznacza, że obydwa obiekty widzimy jako znajdujące się tuż obok siebie, a co za tym idzie tworzą bardzo jasny punkt, który dodatkowo przemieszcza się po firmamencie. Zdaniem fizyka z UJK to najbardziej prawdopodobna teoria wyjaśniająca pochodzenie Gwiazdy Betlejemskiej.