Najpierw medale, uśmiechy, podziękowania i miłe gesty – potem zarzuty, skargi i przepychanki słowne. Radni sejmiku województwa podczas sesji kończącej kadencję nie mieli dla siebie litości, niektórzy rozliczali się nie tylko z bieżących spraw sejmiku, lecz także tych starszych, które miały miejsce w mijającej kadencji.
Zaiskrzyło między Agatą Binkowską z PSL i wicemarszałek Renatą Janik z PiS. Radna pytała wicemarszałek o „nieprawidłowości” związane z dotacją z RPO na lata 2014-2020 przyznanej dla firmy bliskiego znajomego wicemarszałek, dziś jej zięcia.
– Ta dotacja była na dość pokaźną kwotę, bo ok. 4,5 mln zł. Czy prawdą jest, że pani marszałek wobec obowiązujących przepisów prawa podpisała umowę na ten projekt i na tę kwotę? Czy nie ma tu konfliktu działań z procedurą związaną z konfliktem interesów? Pani marszałek zajmuje wysokie stanowisko, gdzie wiarygodność jest bezsprzecznie potrzebna – mówiła.
Wyraźnie zdenerwowana wicemarszałek Renata Janik podkreślała, że nabór wniosków ogłaszał i rozstrzygał poprzedni zarząd województwa, a ona wniosek podpisała, tak jak „tony” innych dokumentów i tak, jak zrobili to przed nią inni urzędnicy.
– Przedsiębiorcę, który 10 lat temu otworzył firmę, nękacie tylko dlatego, że jest moim zięciem. Tak chcecie w opinii publicznej obniżyć moją wiarygodność. Ja się niczego nie boję, nie pomagałam mojemu zięciowi. Bierzecie się za to, co jest najniższe – za moją rodzinę – mówiła Renata Janik.
Z kolei Artur Konarski, radny niezrzeszony mocno krytykował Leszka Wawrzyłę, radnego PSL.
– Pytałem nieraz, dlaczego nie walczysz o interesy polskiego rolnictwa? Odpowiadał, że może sobie tylko „ogonkiem pomyrdać”. Teraz tym ogonkiem może myrdać, to myrda tak, żeby to dla niego było korzystne – mówił.
– Była taka bajka „Wpuszczony w kanał”. Oświadczam, że pan Konarski wraz ze współorganizatorem protestu rolników wpuścili mnie pięknie w kanał – mówił w odpowiedzi Leszek Wawrzyła. Podkreślał, że był prowokowany i atakowany słownie podczas protestu rolników, a zachowanie radnego Artura Konarskiego określił jako nieeleganckie.
Na absurdalną sytuację skarżył się z kolei radny Maciej Gawin, który opowiadał, jak został potraktowany przez zarząd Uzdrowiska Busko-Zdrój – spółki należącej do województwa świętokrzyskiego.
Na absurdalną sytuację skarżył się z kolei radny Maciej Gawin, który opowiadał, jak został potraktowany przez zarząd Uzdrowiska Busko-Zdrój – spółki należącej do województwa świętokrzyskiego.
– Chciałem skorzystać ze swojego przywileju radnego i złożyłem zapytania dotyczące sytuacji w spółce, tymczasem odmówiono mi odpowiedzi. Wezwano mnie, żebym udowodnił, że jestem radnym. Ponadto kazano mi się wytłumaczyć z tego, w jakim celu zadaję pytania i czy aby na pewno nie wykorzystam ich przeciwko konkretnym osobom. Ale o tym może rozstrzygać sąd, nie zarząd spółki – skarżył się Maciej Gawin.
Radny podkreślił, że mimo nadzwyczajnej sesji sejmiku, która odbyła się w Uzdrowisku Busko-Zdrój w tym roku, nic się nie poprawiło w jakości pracy zarządu spółki.