W 32. kolejce PKO BP Ekstraklasy Korona Kielce przegrała na wyjeździe z Jagiellonią Białystok 0:3 (0:2).
Wynik w 7. minucie dla Jagielloni otworzył Afimico Pululu. W 34. minucie ten sam zawodnik podwyższył rezultat pewnie wykorzystując rzut karny, podyktowany za zagranie ręką w polu karnym Miłosza Trojaka. W doliczonym czasie gry drugiej połowy Koronę dobił Kristoffer Hansen i ustalił wynik na 3:0 dla Jagielloni.
– Wiedzieliśmy, z jakim przeciwnikiem będziemy się mierzyć i że nie możemy się odkryć. Jeżeli w takim meczu, o taką stawkę popełniamy takie proste, indywidualne błędy, to ciężko jest szukać czegoś dobrego. Oczywiście, mieliśmy swoje momenty, wydawało się, że zdobyliśmy prawidłowego gola i to spotkanie mogło wówczas wyglądać inaczej. Za chwilę jest rzut karny w drugą stronę i było już 0:2. Mieliśmy okazje do tego, żeby wrócić do meczu, ale dwóch stuprocentowych nie wykorzystaliśmy i w końcówce popełniliśmy błąd, którego nie powinniśmy popełnić. Skończyło się tak, jak się skończyło – ocenił Kamil Kuzera.
– Zacznę od podziękowań i gratulacji dla drużyny za to, nie ma co ukrywać, bardzo ważne zwycięstwo. Cieszę się, bo widziałem na boisku bardzo dużo poświęcenia i determinacji. Wyszarpaliśmy to zwycięstwo. Uważam, że pierwsza połowa była taka, do jakiej przyzwyczailiśmy kibiców, szczególnie jej początek. Druga była bardziej zarządzaniem wynikiem i zabezpieczeniem własnej bramki, ale dzisiaj jesteśmy na takim etapie, że tak czasami trzeba zagrać, bardziej pragmatycznie i dojrzale – powiedział trener Jagiellonii Adrian Siemieniec.
– Na początku chciałem przeprosić naszych kibiców, którzy przyjechali na ten mecz. Dopóki mamy szanse na utrzymanie, to musimy wszystko zostawiać na boisku. Wiem, że przyjechaliśmy do trudnego rywala, który jest liderem, ale uważam, że nawet z takim przeciwnikiem można zdobyć choćby jeden punkt. Przegrywaliśmy 0:2, ale to jeszcze nie był koniec i nie możemy odpuszczać. Musimy sobie o tym porozmawiać. Mieliśmy kilka takich sytuacji, że strzelamy na 2:1 i wciąż można spróbować odwrócić wynik – powiedział napastnik kieleckiego zespołu Jewgienij Szykawka.
– Bardzo chcieliśmy, ale za bojaźliwie rozpoczęliśmy ten mecz. Tak naprawdę zaczęliśmy grać dopiero po starcie drugiej bramki. Nie może być tak, że dopiero wówczas każdy bierze odpowiedzialność gry na siebie. Ciężko mi cokolwiek powiedzieć. Jest smutek, żal, zdenerwowanie, bo nie tak sobie wyobrażaliśmy to spotkanie. Trzecia bramka była stracona za łatwo i zdajemy sobie z tego sprawę – posumował kapitan Korony Bartosz Kwiecień.
Duma Podlasia powróciła na fotel lidera, a Żółto-Czerwoni wciąż są w strefie spadkowej. Ich sytuacja może się jeszcze bardziej skomplikować jeśli w niedzielę Puszcza Niepołomice wygra przed własną publicznością z Wartą Poznań. Wówczas na dwie kolejki przed zakończeniem sezonu starta do bezpiecznego miejsca będzie wynosić już cztery punkty. Przed Koroną jeszcze mecz na Suzuki Arenie z przedostatnim w tabeli Ruchem Chorzów i wyjazdowe starcie z Lechem Poznań.