– To jest kampania oparta o kalki i hasła. Złożone problemy społeczne sprowadza się wyłącznie do polaryzacji na „tak” lub „nie”, bez komponentu edukacyjnego, co uważam za bardzo niebezpieczne – tak trwającą kampanię do Parlamentu Europejskiego ocenia profesor Agnieszka Kasińska-Metryka, politolog z Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach.
Ekspertka przyznaje, że w obecnej kampanii miesza się wiele elementów marketingu, jednak jest on tradycyjny i mało zaskakujący.
– Nie znajduję tu specyfiki, choć są to szczególne wybory, bo do Parlamentu Europejskiego. Nie ma w tej kampanii niczego, co kandydaci stosowaliby tylko na tę okoliczność, by do siebie przekonać. Stosują sprawdzone metody marketingowe i nie ukrywają już partyjnych logotypów, co miało miejsce w kampanii samorządowej. Raczej budują markę nie tylko na swoim nazwisku, lecz także na przynależności partyjnej – mówi.
Profesor przyznaje, że kampania do PE nie wzbudza takich emocji, jak wybory parlamentarne czy prezydenckie, bo wydaje się bardziej odległa. Tym, co najbardziej wzrusza, jest kandydowanie osób deklarujących swoją antyunijność.
– To swoisty paradoks, że do tej wspólnoty kandydują. To jednocześnie nowum – dla osób sceptycznych wobec Unii pojawiła się oferta, choć sądzę, że jest to trudne do wytłumaczenia. Coś nam się nie podoba, jesteśmy przeciwko i mówimy o polexicie, a jednocześnie kandydujemy i walczymy o to, by pobierać wysokie wynagrodzenia – ocenia.
Profesor Agnieszka Kasińska-Metryka bardzo negatywnie ocenia spoty radiowe kandydatów do PE, które są – jej zdaniem – kuriozalne i ośmieszające samych kandydatów. Dodaje, że w kampanii brakuje edukacji społeczeństwa, a politycy wykorzystują niewiedzę wyborców.
– To jest kampania oparta o kalki i hasła, takie jak „Zielony Ład”, „granica”, „stop dla imigrantów”. Złożone problemy społeczne są sprowadzane do polaryzacji na „tak” lub „nie”. Brakuje komponentu wiedzy, co według mnie jest bardzo niebezpieczne – przyznaje.
Politolożka zwraca też uwagę na obietnice wyborcze kandydatów – wiele z nich to czysty populizm, którym próbuje się „kupić” wyborców. Obietnice te mają często charakter regionalny, co w przypadku wyborów do PE jest zupełnie nieuzasadnione, a kandydaci startujący także w poprzednich wyborach często przenoszą swoje gotowe hasła do kolejnej kampanii wyłącznie dlatego, że są chwytliwe.