Przez wiele lat ciążyło na nim piętno bandyty, które miało wpływ także na jego najbliższych. Dopiero w 1996 roku więziony przez UB żołnierz Mieczysław Włodarczyk ps. „Dziadek” został w pełni zrehabilitowany. Teraz powstała o nim książka.
Mieczysław Włodarczyk przez dwa lata po wojnie działał w oddziale Edwarda Szewczyka „Zawieruchy”, ponieważ nie chciał się zgodzić na okupację radziecką w Polsce. W 1947 roku został skazany na dożywocie. Później karę złagodzono i w 1957 roku wypuszczono go z więzienia, ale do końca życia był represjonowany. Zginął tragicznie w wypadku w 1973 roku, który do dziś nie został w pełni wyjaśniony. Wjechał w niego rozpędzony żuk.
Książkę „DO KOŃCA NIEZŁOMNY. Mieczysław Włodarczyk ps. Dziadek” napisał Jarosław Pązik. Autor zaznacza, że ciągle historia powojennej partyzantki czeka na dogłębne zbadanie, a jego książka jest jedną z takich prób.
W piątkowej (14 czerwca) promocji książki w Bibliotece Publicznej Miasta i Gminy w Końskich wziął udział także syn Mieczysława Włodarczyka, Grzegorz Włodarczyk. Mówił, że przez lata na jego rodzinie ciążył stygmat „ojca bandyty”. Dopiero w ostatnich latach jego ojciec został oczyszczony ze wszystkich zarzutów przez historyków Instytutu Pamięci Narodowej.
– IPN bardzo nam pomógł, bo ja o ojcu nie wiedziałem nic. Nie zwierzał się ani mnie, ani matce. W 1996 w Wojewódzkim Sądzie w Łodzi otrzymał pełną rehabilitację. Oczyszczono go ze wszystkiego. Kto był bandytą? Ubek miesiącami torturujący partyzantów, czy mój ojciec, który z komunistami walczył? – pytał retorycznie.
Jak mówi Dariusz Kowalczyk, dyrektor książnicy, propaganda sowiecka dbała o to, by żołnierzy niezłomnych kojarzyć z bandytami. Jednym z takich przykładów jest Mieczysław Włodarczyk.
– Mieczysław Włodarczyk przez lata powojenne uznawany był za bandytę. Książka opowiada prawdę o tym, że mamy do czynienia z żołnierzem, który nie zgodził się na zależność Polski od Związku Radzieckiego. Dla niego była to kolejna okupacja – podkreśla.
Od 2019 do 2022 roku prowadzone były kolejne postępowania w sprawie tzw. „bandy Szewczyka”. W uzasadnieniu wyroków uniewinniających pojawiło się zdanie, że funkcjonariusze UB dopuścili się zbrodni przeciwko ludzkości w czasie przesłuchań byłych żołnierzy. Do dziś nieznane jest zresztą miejsce pochówku 60 koneckich więźniów torturowanych przez bezpiekę.