Mieszkają przez miesiąc w piwnicach lub chronią się w wykopanych dziurach, gdzie jest chłodno, mokro, gdzie biegają szczury. Codziennie narażają własne życie, by ocalić inne. Damian Duda, który ratuje żołnierzy i ludność cywilną w Ukrainie opowiedział Radiu Kielce o tym, jak wygląda służba medyków pola walki i z jakimi trudnymi doświadczeniami muszą się oni zmierzyć.
– Żeby wykonywać obowiązki medyka pola walki trzeba bardzo mocno wyjść ze strefy komfortu. Musimy być odporni psychofizycznie. Psychicznie na wszystkie trudne obrazy, fizycznie, ponieważ nasza praca polega na dźwiganiu i przenoszeniu rannych – mówi Damian Duda.
Zanim trafił na front, był nauczycielem akademickim. W 2014 roku chciał na własne oczy zobaczyć, co dzieje się w Ukrainie, jak wygląda sytuacja ludności cywilnej.
– Okazało się, że mamy do czynienia z krwawą wojną, która pożera ludzkie życie. Wtedy podjąłem decyzję, by zostać medykiem pola walki. Na początku wylądowałem pod lotniskiem donieckim. Od tamtej pory, czyli od 10 lat dzielę swoje życie na to w kraju i to na froncie – opowiada.
Pracował na wszystkich najbardziej obciążających odcinkach frontu – w Bachmucie, w Sołedarze, na odcinku zaporowskim, limańskim. Jak mówi, jest tam, gdzie pomocy medyków pola walki potrzebuje się najbardziej. Warunki, w jakich trzeba tam żyć, są czasami bardzo ekstremalne.
– W Bachmucie przez miesiąc żyliśmy w piwnicy. Proszę sobie wyobrazić sytuację, gdy nagle w blokach, w których mieszkacie, przenosicie się z mieszkania do piwnicy. Zabieracie coś w momencie w dłoń i zbiegacie na dół. Później mieszkacie tam miesiąc z ograniczonym światłem, z ograniczoną możliwością pozyskiwania pokarmu, praktycznie bez wody i normalnej toalety. Bardzo często tak wygląda nasza rzeczywistość. My tam jemy, śpimy, po prostu funkcjonujemy. Gdy trzeba, opatrujemy poszkodowanych i wychodzimy na zewnątrz, narażając życie, by ich przetransportować – mówi.
Inny obraz to okop, a w nim wilgoć, błoto, szczury.
– I też w takich warunkach przebywamy przez większą część czasu – przyznaje.
Ale to nie one są w tej służbie najcięższe.
– Najtrudniejsze obrazy to te, kiedy giną dzieci i kobiety. To sytuacje, w których pracujemy z ludnością cywilną. To także te chwile, gdy nie udaje się uratować kolegów, pacjentów, kiedy giną przyjaciele. To zapada w pamięć najbardziej – mówi.
Damian Duda nie kryje, że medycy pola walki muszą oswoić śmierć. Przygotować się psychicznie, fizycznie, ale też sprzętowo. Osoba, która trafia na front, nigdy nie jest w pełni świadoma tego, co ją tam spotka. Trening w kraju jednak jest kluczowy, by przetrwać.
Damian Duda jest ambasadorem marki Mactronic, która prezentuje swój sprzęt oświetleniowy podczas trwających w Kielcach targów MSPO.