Ta debata nie ma zwycięzcy – ocenia profesor Włodzimierz Batóg, kielczanin, amerykanista z Uniwersytetu Warszawskiego, odnosząc się do konfrontacji, do jakiej doszło pomiędzy kandydatami na urząd prezydenta Stanów Zjednoczonych. W Filadelfii odbyła się debata prezydencka.
Zdaniem profesora Batóga, ani Kamala Harris, obecna wiceprezydent USA, ani Donald Trump, były prezydent USA nie wyróżnili się na tle kontrkandydata.
– To była debata bardzo wyrównana, ale też przewidywalna. Nazwałbym to raczej nie debatą, a wypowiedziami kandydatów skierowanymi do własnych elektoratów. Ja się nie podejmuję wskazania jednoznacznego zwycięzcy, chociaż wszyscy byśmy tego chcieli – mówi.
Do wyników sondażu opublikowanego przez amerykańską telewizję CNN po debacie, które wskazują 63-procentowe zwycięstwo Kamali Harris, gość Radia Kielce podchodzi sceptycznie, oceniając że jest to telewizja sprzyjająca Demokratom, jak większość głównych, liczących się mediów amerykańskich. Dodał, że sam sondaż bazuje na opinii wyłącznie kilkunastu osób, a więc nie jest to reprezentatywna próba. Bardziej miarodajne będą wyniki przeprowadzone na grupie przynajmniej kilkuset osób.
Zdaniem amerykanisty debata nie będzie miała znaczenia dla ostatecznego wyniku wyborów prezydenckich, ale pokazała, jak prezentują się kandydaci w zestawieniu, kim są i w jakich obszarach się różnią. Ocenia ją jako ciekawą.
– Oczywiście poruszono kwestie gospodarcze, w których Harris wypadła blado. Nie była w stanie wybronić tego, że amerykańska gospodarka przez ostatnie 4 lata kuleje. W temacie imigrantów też się nie obroniła, bo posługiwała się mało konkretnymi argumentami, m. in. takimi, że Ameryka jest dla wszystkich, że musimy coś z tymi imigrantami zrobić, że musimy ich zasymilować. Trump natomiast opowiadał dziwne historie o psach, które rzekomo gdzieś się zjada – komentuje.
Według profesora Kamala Harris atakowała Trumpa kwestią aborcji, co wydaje się być ważnym elementem kampanii, bo mobilizuje elektorat kobiecy. Amerykanista odniósł się także do wątku polityki międzynarodowej i wojny na Ukrainie, uznając wystąpienia obojga kandydatów w tym temacie za mocne.
– Demokraci i Republikanie mają zupełnie inną filozofię pojmowania wojny. Demokraci widzą to tak, że Ukraina ma prawo należeć do NATO, skoro tego chce, więc Ameryka będzie tego prawa bronić. Trump wychodzi z trochę innego założenia – że wojna do niczego nie prowadzi, jedynie do zniszczenia Ukrainy, w związku z czym dla tego kraju jest dużo gorsza niż dla Stanów Zjednoczonych i powinna jak najszybciej się zakończyć– mówi.
Profesor nie jest też przekonany, czy Trump, mimo zapewnień, doprowadziłby do szybkiego zakończenia wojny na Ukrainie. Ocenia, że byłby to wynik kalkulacji, co się Ameryce bardziej opłaca.
– Trump to nie jest ktoś, kto zadzwoni do Putina i powie mu: „trzeba by tę wojnę skończyć”. Nic takiego się nie stanie, a Stany Zjednoczone będą się w tę wojnę angażować, niezależnie od tego, kto zostanie prezydentem. Zakończenie tej wojny jest trudne, dlatego Ameryka będzie stroną tego konfliktu, który ostatecznie w jakiś sposób będzie musiała rozwiązać – ocenia.
Wg amerykanisty Putin nie ma celu w tym, by zająć całą Ukrainę, lecz zniszczyć ten kraj w taki sposób, by nie została członkiem NATO.
Wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych odbędą się 5 listopada.