Kiedy w 2010 roku powódź zalała Sandomierz, do miasta trafiła pomoc z różnych stron Polski. Teraz nadszedł czas, by to mieszkańcy Królewskiego Miasta pokazali serce, stąd ratusz zorganizował zbiórkę darów dla osób z terenów zalanych w ostatnich dniach.
Paweł Niedźwiedź, burmistrz Sandomierza mówi, że akcja pomocy rozpoczęła się od razu w poniedziałek, bo wie, jak ważne jest takie wsparcie. Wspomina rok 2010, kiedy w wyniku powodzi, a właściwie dwóch fal powodziowych zalaniu ulega prawie cała strona Sandomierza.
– Ocalało jedynie osiedle zlokalizowane przy hucie szkła, przy ulicy Baczyńskiego, które okalał wał opaskowy i dzięki ogromnej pracy, ogromnej ofiarności mieszkańców, strażaków, wojska, załogi firmy Pilkington, ale także pomocy rządu, bo latał śmigłowiec, dostarczając worki z piaskiem. Od razu, jako Sandomierzanie, zetknęliśmy się z ogromną pomocą naszych rodaków z całej Polski. Dzisiaj jest czas na to, by to dobro, które wtedy do nas przyszło, teraz wróciło – podkreśla.
W poniedziałek Urząd Miejski wraz Fundacją Kultury Ziemi Sandomierskiej oraz Miejskim Ośrodkiem Sportu i Rekreacji rozpoczął zbiórkę najpotrzebniejszych rzeczy. Odbywa się w dwóch punktach: na Miejskim Stadionie Sportowym w Sandomierzu (ulica Koseły 3a) oraz w Porcie Kultury, w prawobrzeżnej części miasta.
Burmistrz zaznacza, że przyjmowane są rzeczy najbardziej potrzebne dla powodzian.
– Nie przyjmujemy pieniędzy, ubrań, leków. Natomiast przyjmujemy: wodę butelkowaną, żywność z długim terminem ważności, karmę dla psów oraz środki chemiczne, które będą potrzebne do sprzątania. Bardzo prosimy naszych mieszkańców o serce. Niech Sandomierz pokaże swoje serce – apeluje.
Pomoc nie jest skierowana do wybranego regionu.
– Te najpotrzebniejsze artykuły będziemy dostarczać do Specjalnej Strefy Ekonomicznej w Wałbrzychu, zgodnie z komunikatem, jaki otrzymaliśmy ze Zawiązku Miast Polskich – tłumaczy.
Paweł Niedźwiedź obserwuje, co się dzieje na terenach dotkniętych powodzią. W wielu miejscach ludzie wrócili do swoich domów. On sam pamięta, jak wszedł do domu rodzinnego swojego teścia, kiedy woda opadła. Mówi, że trudno to opisać.
– Trudno opisać ten smród, bo takiego słowa trzeba użyć. Zapach był potworny, bo z tą wodą idzie wszystko. Kiedy w pamięci ma się czyste ściany, podłogi, że dom miał okna drzwi, a tu widzi się skorupę zaschniętego błota, wodę, jakieś odpadki. Jest to coś potwornego – podkreśla.