Były uznawane za „skarb narodowy”, pisano o nich w podręcznikach, są ozdobą wielu budynków od Kielc, przez Europę aż po USA. Marmury Kieleckie, bo o nich mowa, świętują 150-lecie istnienia. W tym czasie wielokrotnie zmieniały status prawny, nazwy, przeżywały sukcesy i porażki. Opowiada o nich nowa ekspozycja w Muzeum Dialogu Kultur – oddziale Muzeum Narodowego w Kielcach.
– Nazwa Marmury Kieleckie to dziś potoczna nazwa, której używamy w Kielcach. Powstały w 1874 roku, jako Przedsiębiorstwo Kopalń Marmurów Kieleckich. Te nazwy na przestrzeni lat się zmieniały, było ich kilkanaście – tłumaczy dr Paweł Król, kierownik Działu Historii Naturalnej Muzeum Narodowego w Kiecach, który jest kuratorem i koordynatorem wystawy czasowej „Marmury Kieleckie. Tradycje i współczesność”.
– Te zmiany, które następowały to był regres firmy i ponowne jej wskrzeszanie. Zmieniali się właściciele, zmieniała się forma tego przedsiębiorstwa, ponieważ jej prowadzenie było bardzo trudne. Ci właściciele kamieniołomów, którzy postawili na eksploatację kamienia łamanego, produkcję wapna, radzili sobie dobrze, natomiast w przypadku marmurów było to wyzwanie, ponieważ w takim zakładzie trzeba było mieć wykwalifikowaną ekipę pracowników, którzy umieją obsługiwać traki, polerki, szlifierki, tokarki, jak również maszyny do napędzania, jak maszyny parowe, później silniki diesla, silniki elektryczne. Nawet w kamieniołomach musieli pracować ludzie, którzy mają odpowiednią wiedzę. To nie było zwykłe łupanie kamienia. Należało odsłonić duże bloki skalne, caliznę, a to było dosyć trudne w przypadku naszych wapieni jeszcze gdy do tego dodamy skomplikowaną geologię w Górach Świętokrzyskich, masę odpadów, która się kumulowała podczas eksploatacji tych bloków skalnych – tłumaczy.
Sukcesy i porażki
Dlatego przedsiębiorstwo cały czas balansowało na granicy opłacalności.
– Nasze marmury eksploatowało się trudniej niż marmury włoskie, greckie, czy tureckie. Po wojnie nawet próbowano stosować takie techniki, jakie sprawdzały się tam, ale te próby nie przeniosły oczekiwanych rezultatów. Tymczasem pojawiały się takie wzmianki w prasie, dlaczego marmur sprowadzany z Włoch jest tańszy od marmuru wydobytego pod Chęcinami? No właśnie dlatego, ze względu na te wszystkie koszty – tłumaczy kurator.
Paweł Król podaje następny powód wysokiej ceny świętokrzyskich marmurów.
– Jeden z prezesów Marmurów w 1933 roku napisał na łamach periodyka branżowego: jak możemy konkurować, skoro transport klejowy jednego metra sześciennego marmuru z Kielc do Gdyni jest droższy niż transport tego samego bloku drogą morską z Gdyni do Ameryki. Nie dało się prowadzić tego biznesu w sposób poukładany. Stąd te ciągłe sukcesy i porażki, ale najważniejsze w tym wszystkim, firma wypracowała ogromną markę – zaznacza.
Obecne w wielu miejscach na świecie
Firma została założona w 1874 roku przez Alfonsa Welke. W latach 1920-1930 rzeczywiście nosiła nazwę Marmury Kieleckie.
– Były znane w całej Polsce, a także poza granicami kraju. Mogę śmiało powiedzieć, że była to najbardziej rozpoznawalna marka naszego miasta do pierwszej połowy XX wieku. O naszych marmurach wszyscy wiedzieli. Największy szczyt ich popularności był w okresie międzywojennym. Powstawały ciekawe realizacje, monumentalne budowle, jak Bank Gospodarstwa Krajowego, budynek sejmu. Gdy państwo oglądają relacje z sejmu, to na ścianach są „Bolechowice”, „Szewce”, „Morawica”. To są wszystko nasze marmury. Oczywiście po wojnie one zostały częściowo wymienione. Np. ta przepiękna kolumnada, która jest nad salą posiedzeń sejmu, gdzie siedzi prezydent nie była wprawdzie wykonana przez Marmury Kieleckie, ale był to wapień z Sitkówki koło Kielc. Nasze marmury były w całej Europie. Takie ciekawe realizacje były też m.in. w Brukseli – Pałac Sprawiedliwości, nasze marmury są w Chicago, w Filadelfii – wymienia.
Produkty firmy można podziwiać na Wawelu, czy w Bibliotece Narodowej. Pierwsza kolumna Zygmunta również została wykonana z kamienia wydobytego pod Kielcami, w kopalni Zygmuntówka.
Marmury z podkieleckich kamieniołomów można spotkać w wielu miejscach w naszym regionie. Już od końca XVI wieku wykorzystywane były w architekturze i sztuce, stąd ich obecność w wielu kościołach w diecezji kieleckiej. XVII-wieczna loggia w Dawnym Pałacu Biskupów Krakowskich także jest wykonana z tego surowca. Ale nie brakuje w Kielcach również przykładów architektury XX-wiecznej, w których króluje kielecki marmur. To nie tylko hol i sale w dzisiejszym Wojewódzkim Domu Kultury, ale także w sanktuarium marszałka Józefa Piłsudskiego w Dawnym Pałacu Biskupów Krakowskich, a nawet w delikatesach na kieleckim Rynku.
Troska o „dobro narodowe”
Paweł Król zauważa, że Marmury Kieleckie były opisywane w wielu periodykach branżowych, co jest oczywiste, ale pisano o nich także w prasie ogólnopolskiej.
– Zawsze były oczkiem w głowie. Jeśli coś działo się w marmurach, komentowała to krajowa prasa, nie wspominając o kieleckiej. Kiedy przyjechali inwestorzy z zagranicy z zamiarem zakupu firmy, to cała prasa ogólnopolska w panicznym tonie pisała, że chcą zakupić… No właśnie co? Niektórzy pisali o Marmurach Kieleckich, a w innych wzmiankach pojawiły się informacje o „dobru narodowym”, „skarbie narodowym”, „skarbie świętokrzyskim”. Tak postrzegano marmury. One pojawiały się nawet w periodykach dla dzieci, we fraszkach, wierszach, w beletrystyce, w mowie potocznej – zaznacza i podaje przykłady:
– Znam takie wspomnienia studenta, który wędrował z profesorem po lesie i opisał to w ten sposób, że profesora zaatakowały muchy, komary, i ten student napisał, że profesor tak klepał się po twarzy, że wyglądała, jak z marmuru kieleckiego. Z kolei jeżeli weźmiemy podręcznik do matematyki z 1920 roku, wydanego we Lwowie, w zbiorze zadań znajdziemy takie zadanie: ile waży blok marmuru kieleckiego o takich i takich wymiarach, i takiej gęstości. Mogli napisać blok marmuru, blok skalny, ale było „marmuru kieleckiego” – podkreśla.
O tym, jak potężną marka były marmury świadczą też inne fakty.
– Kiedy w 1925 roku urząd wojewódzki zorganizował spotkanie dla tych najbardziej poczytnych gazet w Polsce, by promować nasz region, to pierwsza wycieczka odbyła się do Marmurów Kieleckich. Co więcej były w programie każdej wycieczki, która odwiedzała Kielce. Kiedyś też przyjechał Felicjan Sławoj Składkowski, późniejszy premier, wtedy minister spaw wewnętrznych. Gościł tam z żoną, która zamówiła wystrój całej łazienki z marmuru Zelejowa – mówi.
Cenna kolekcja z przeszłości
Paweł Król zwraca uwagę, że nie zawsze udawało się uzyskiwać na tyle duże bloki, jak w przypadku marmurów greckich czy włoskich, żeby powstawały z nich elementy monumentalne.
– Zazwyczaj w architekturze były to okładziny ścienne, schody, posadzki, mniejsza galanteria kamienna – kałamarze, popielniczka – zaznacza.
Na pewno nasze marmury są bardzo charakterystyczne.
– Np. lepieniec zygmuntowski wygląda jak salceson skalny, wapienie z Ołowianki to ciemny albo brązowy, użylony białym kalcytem, wapień z Szewc przepiękny, szary z różowymi przebarwieniami, marmur bolechowicki jest brązowy, marmur kajetanowski jest czarny. Mamy pełną gamę marmurów, dużą różnorodność, która w zasadzie była wykorzystywana wszędzie: w kościołach, w budynkach użyteczności publicznej, a teraz jest mielona. Teraz bloki nie są eksploatowane, nie robi się już marmurów – przyznaje.
Tę różnorodność można zobaczyć na wystawie. Wyraźnie prezentuje ją zbiór płytek marmurowych, który znalazł się na ekspozycji w Muzeum Dialogu Kultur. Paweł Król tłumaczy, że bazuje on na kolekcji, którą stworzył Alfons Welke.
– Była nagradzana w Moskwie, potem w Wiedniu, a potem w kolejnych miejscach. Każdy pragnął mieć taką kolekcję. One powstawały jak grzyby po deszczu. Jedną z takich prezentujemy na wystawie. Jest to kolekcja Mathiasa Bersohna – historyka sztuki, bankiera, filantropa, mieszkańca Warszawy, który ją ufundował dla Akademii Umiejętności w Krakowie. Ona w tej chwili znajduje się w Instytucje Nauk Geologicznych PAN, skąd ją wypożyczyliśmy. Ta kolekcja była wzorowana na tej Alfonsa Welke, prezentowanej w Moskwie – mówi.
Ludzie z… marmurów
Artur Ptaki, kierownik Muzeum Dialogu Kultur wyjaśnia, że opowiadając o marmurach, wystawa w ciekawy sposób pokazuje historię regionu.
– To nie tylko ciekawa historia zakładu, ale przede wszystkim regionu i ludzi, którzy tworzyli tę firmę. Wydaje mi się, że to najcenniejsza wartość tej prezentacji – podkreśla.
A ci ludzie to nie tylko Alfons Welke, ale również m.in. Jan Weber, którego wnuczka, Małgorzata Kozińska-Person była obecna na wernisażu. Przyznała, że jej rodzina była mocno związana z kielecką fabryką marmurów.
– Dziadek, był właścicielem, potem po wojnie, mama przez jakiś czas prowadziła fabrykę, potem przedsiębiorstwa zostało upaństwowione. Ja wychowywałam się w domku koła fabryki, bo przyjeżdżałam do babci, czyli żony Jana Webera i cały czas w uszach miałam szum tych maszyn, jakby jakaś łąka z owadami. Potem już bez tego dźwięku nie potrafiłam zasnąć w Warszawie – powiedziała.
Na wystawę przekazała galanterię z marmuru.
– To m.in. taka malutka popielniczka, kilka wazoników, miseczka, takie drobiazgi, które mogły przetrwać wojnę, a my mieszkaliśmy w domu, który mocno ucierpiał podczas okupacji – powiedziała.
Dziś tradycję Kieleckich Marmurów kontynuuje Świętokrzyska Grupa Przemysłowa Industria S.A. Jej prezes, Grzegorz Bednarski przyznał, że od lat już marmur nie jest eksploatowany.
– Produkujemy teraz kruszywa i skupiamy się na tym segmencie rynku. Mamy też ambitne plany, żeby wschodzić w inne obszary, i inne segmenty, bazując na tych skamielinach, których jesteśmy, bądź będziemy, właścicielem – wyjaśnił.
Odwołując się do przeszłości firmy, powiedział, że jest to powód do dumy, bo niewiele firm może się pochwalić 150-letnią tradycją.
– Trzeba zawsze o tym pamiętać, gdzie byliśmy, gdzie zaczynaliśmy, by pielęgnować tę pamięć, wspierać osoby, którą tę pamięć kultywują, bo na tym buduje się markę i jakość, którą potem sprzedaje się w finalnym produkcie – mówił.
Wystawę „Marmury Kieleckie. Tradycje i współczesność” w Muzeum Dialogu Kultur w Kielcach można oglądać do 16 marca.