Prokuratura bada nieprawidłowościami w liczeniu głosów podczas wyborów samorządowych w Kielcach. Kandydat na radnego Michał Derecki według jednej z komisji nie dostał ani jednego głosu, mimo że głosowało na niego 62 wyborców.
Protest wyborczy Michała Dereckiego startującego z list Komitetu Macieja Burszteina ujawnił błędy w pracy jednej z komisji wyborczych w Kielcach. W komisji, gdzie głosował kandydat, jego żona i znajomi nie przypisano mu żadnego głosu. Sąd Okręgowy w Kielcach początkowo odrzucił protest wyborczy, uznając, że błędy nie wpłynęły na ostateczny wynik wyborów, bo Derecki z 214 głosami był trzeci na liście, z której startował.
Po złożeniu zażalenia Sąd Apelacyjny w Krakowie nakazał ponowne przeliczenie głosów. Wówczas ujawniono, że Derecki rzeczywiście otrzymał jeszcze 62 głosy, które błędnie przypisano innym kandydatom. Podobne nieprawidłowości dotyczyły również Kacpra Stachurskiego z komitetu Kamila Suchańskiego (brak 10 głosów) i kilku innych kandydatów.
Przewodniczący komisji wyborczej, który został przesłuchany w tej sprawie, nie potrafił wyjaśnić, jak doszło do pomyłek.
– Twierdził, że procedury były przestrzegane i nie dostrzegł nieprawidłowości – poinformował PAP rzecznik Sądu Okręgowego w Kielcach sędzia Tomasz Durlej.
Michał Derecki określił sytuację jako „szok i niedowierzanie”.
„Urzędnicy popełnili, prawdopodobnie świadomie, błąd, czyli oszustwo wyborcze. Zniszczyli zaufanie do demokracji” – powiedział PAP. Dodał, że startując pierwszy raz w wyborach do rady miasta, nie liczył na to, że uzyska mandat.
Pełnomocnik Dereckiego adwokat Jarosław Kosowski, uważa, że skala błędu „wskazuje na coś więcej niż zwykłe przeoczenie”.
– To był oczywisty szwindel. Zdaniem sądu to był błąd. Ale błąd to może dotyczyć jednego czy dwóch głosów, a nie 62 – powiedział adwokat.
Dodał, że w imieniu swojego klienta złożył zawiadomienie do prokuratury.
– Czy to doprowadzi do wykrycia sprawcy, trudno powiedzieć, różnie z tym może być. Ale zastanawia mnie przede wszystkim brak finezji w tym całym szwindlu. Gdyby oni dali mojemu klientowi chociaż trzy głosy, to nie zwróciłby na to wszystko uwagi, ale oni poszli na całość. W swoim prawie 80-letnim życiu tylko raz nie byłem na wyborach, a tu okazuje się, że nad urną dzieją się cuda – powiedział adwokat.
Radny PiS Jarosław Karyś, który zyskał 62 błędnie zliczone głosy, przyznał, że sytuacja jest nie do zaakceptowania.
– Komisja nie wykonała swojej pracy z należytą starannością. Członkowie komisji powinni się z tego wytłumaczyć – podkreślił.
Pojedyncze policzone głosy komisja przypisała także innym kandydatom, m.in. Katarzynie Zapale z KO.
Politolog Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach dr Agnieszka Zaremba powiedziała, że takie sytuacje „zawsze podważają zaufanie wyborców do instytucji państwowych” i mogą mieć wpływ na frekwencje w następnych wyborach.
„Zawsze, jeśli widzimy jakieś nieprawidłowości, to zaczynamy się zastanawiać nad ich drugim dnem. Wtedy nasze zaufanie spada i frekwencja może być niższa” – podkreśliła politolog, która ma nadzieję, że sprawa się wyjaśni i „instytucje państwowe oczyszczą się z wszelakich zarzutów”.
Mimo błędów przy liczeniu głosów ostateczne wyniki się nie zmieniły. Mandaty w okręgu zdobyli Anna Mazur-Kałuża (Komitet Macieja Burszteina), Jarosław Karyś i Dariusz Kozak (PiS), oraz Katarzyna Zapała i Kamil Żurek (KO).
Prokuratura prowadzi postępowanie w sprawie ewentualnego przestępstwa, a jego wyniki mają wyjaśnić, czy doszło do celowego działania.