Miejscy radni na czwartkowej sesji przyjęli uchwałę kierunkową w sprawie przywrócenia miejskiego programu „Stop dla czadu”. Wnioskowali o to radni z klubu Prawa i Sprawiedliwości.
To czy uchwała będzie procedowana nie było oczywiste. Dokument został złożony kilkanaście godzin przed rozpoczęciem posiedzenia. Przedstawiciele władz Kielc oraz część radnych wskazywali, że pomysł członków klubu PiS w swoich założeniach nie jest zły. Jednak sposób jego procedowania już tak. Przede wszystkim dlatego, że uchwała nie została wcześniej przedstawiona pozostałym klubom oraz urzędnikom. Dokument nie miał także opinii prawnej. Ponadto wnioskodawcy nie wskazali potencjalnych źródeł finansowania zakupu około 20 tys. czujników.
Agata Wojda, prezydent Kielc podkreśliła, że nikt z przedstawicieli ratusza nie kwestionuje zasadności funkcjonowania tego typu programów. Wskazała jednak, że miejskie służby finansowe z uwagi na brak możliwości wcześniejszego zabezpieczenia pieniędzy na ten cel były zmuszone wydać negatywną opinię w sprawie tej uchwały.
Uchwałę kierunkową w sprawie przywrócenia miejskiego programu „Stop dla czadu” poparło 20 radnych. Głosów przeciw nie było, ale dwie osoby się wstrzymały. Jedną z nich był Michał Piasecki. Przewodniczący klubu Koalicji Obywatelskiej tłumaczy, że tak istotne inicjatywy powinny być podejmowane w przemyślany i odpowiedzialny sposób. Jednocześnie całą sytuację określa mianem „politycznej akcji” zaaranżowanej przez radnych opozycji.
– Głosowaliśmy w tej sprawie ad hoc na sesji. Jeśli poważnie podchodzimy do jakiegoś tematu to chcemy uczestniczyć w debacie i konsultacjach nad nim. Tym razem tak się nie stało. Nasze poparcie wynika z faktu, że jest to ważny problem. Jednak sposób procedowania tej uchwały był typowo „pisowski” – stwierdza.
Michał Piasecki zauważa, że radni PiS powinni przygotować uchwałę przed przyjęciem budżetu miasta.
– PiS mógł zgłosić taką poprawkę do budżetu. Radni opozycji nie spotkali się też z panią prezydent by omówić tę kwestię. Była to zwykła „wrzutka”, by pokazać, że coś robią i na czymś im zależy. Pamiętajmy też, że samo przegłosowanie uchwały niczego nie zmienia. Teraz najważniejsze jest określenie liczby przeterminowanych czujników oraz tego, jak pomóc kielczanom – mówi.
Oprócz Michała Piaseckiego podczas procedowania uchwały od głosu wstrzymał się też Kamil Żurek, również radny KO.
Marcin Stępniewski, przewodniczący klub Prawa i Sprawiedliwości uważa, że rada miasta podjęła słuszną decyzję.
– Czujniki czadu, które trafiły do mieszkańców miasta w przeszłości straciły już ważność. Teraz jest nadzieja, że do kielczan trafią nowe urządzenia spełniające wszelkie wymogi. Koszt takiego przedsięwzięcia w stosunku do budżetu miasta jest niewielki. Tym bardziej, że rocznie w Kielcach dochodzi do 100 interwencji straży pożarnej związanej z tlenkiem węgla – wskazuje.
Marcin Stępniewski dodaje, że powodem do ekspresowego przygotowania projektu uchwały były informacje jakie uzyskał podczas posiedzenia Komisji Bezpieczeństwa i Porządku Miasta, która obradowała w piątek 10 stycznia.
– Dyrektor Biura Bezpieczeństwa w kieleckim ratuszu poinformował mnie, że urząd miasta nie planuje w tej chwili wznowienia programu „Stop dla czadu” – informuje.
Zdaniem radnych PiS wznowienie programu „Stop dla czadu” i zakup około 20 tys. czujników tlenku węgla będzie kosztowało około 2 mln zł. Przypomnijmy, że w 2016 roku, za kadencji prezydenta Wojciecha Lubawskiego miasto zakupiło 28 tys. czujników. Po 5 latach straciły one ważność. Z kolei prezydent Bogdan Wenta zdecydował, że nie będzie kontynuował programu z uwagi na wysokie koszty zakupu nowych urządzeń.
W czwartkowym głosowaniu nie brali udziału: Maciej Bursztein – Perspektywy, Jarosław Karyś – PiS oraz Katarzyna Czech-Dominguez – KO.