W tłusty czwartek kolejki do tego rodzinnego zakładu sięgają kilkudziesięciu metrów – wszyscy chcą spróbować pączków od Zygmunta Pańszczyka, legendarnego cukiernika z Kielc. Jego receptura nie zmieniła się od ponad 60 lat; to naturalne składniki, brak polepszaczy oraz ogromna pasja do cukiernictwa.
Tłusty czwartek w Kielcach nie może się obyć bez pączków z cukierni Zygmunta Pańszczyka. Ta niepozorna pracownia cukiernicza, ukryta w podwórku, od lat przyciąga tłumy klientów, którzy doceniają smak tradycyjnych wypieków, robionych według receptur niezmienionych od kilkudziesięciu lat.
– Trzeba dać dużo jajek i robić wszystko na świeżo, bez żadnych oszustw – podkreślił w rozmowie z PAP Zygmunt Pańszczyk.
Historia zakładu sięga czasów przedwojennych, kiedy w tym miejscu działała żydowska piekarnia. Po wojnie prowadzili ją Feliks Pawełkiewicz i Józef Kaniowski – mistrzowie Zygmunta Pańszczyka, który zaczął tu pracować w 1961 roku jako uczeń. Od 1974 roku prowadzi cukiernię na własne nazwisko, a dziś – po ponad 60 latach pracy – pomaga synowi Dariuszowi, który kontynuuje rodzinną tradycję.
– Już nie pracuję tak jak kiedyś, bo 80 lat na karku swoje robi, ale nadal wstaję, żeby dopilnować wypieków – zaznaczył.
Cukiernia Pańszczyków słynie z tego, że nie używa polepszaczy, barwników ani spulchniaczy. Wszystkie wypieki powstają na naturalnych składnikach. – Jajka są tanie, więc nie ma co oszczędzać. Dajemy je wszędzie, w każde ciasto. Liczy się smak i jakość – podkreślił doświadczony cukiernik.
Również metoda nadziewania pączków jest tradycyjna – marmoladę dodaje się dopiero po usmażeniu, co pozwala zachować świeżość i intensywny smak nadzienia. – Jak się wsadzi nadzienie przed smażeniem, to smak i zapach przechodzi na całego pączka, a to nie jest to samo – wyjaśnił cukiernik.
Zygmunt Pańszczyk nie tylko stworzył kultowe miejsce na mapie Kielc, ale również przekazał swoją pasję synowi Dariuszowi, który dziś prowadzi cukiernię. W pracę angażują się także jego wnuki, co czyni to miejsce prawdziwie rodzinnym zakładem.
– Ojciec nas tym zaraził i pokazał, jak ważna jest pasja w tym zawodzie – powiedział Dariusz Pańszczyk. – Pracujemy tu bez mała całą rodziną. Począwszy od seniora, a skończywszy na juniorach – zaznaczył.
W tłusty czwartek sprzedaż rusza o 5.30, a przygotowanie świeżych pączków kilka godzin wcześniej. – Robimy wszystko, co w naszej mocy, żeby każdy mógł kupić i spróbować naszego wypieku. To jest nasza tradycja i chcemy, żeby przetrwała – podkreślił.
Cukiernia rodziny Pańszczyków to nie tylko miejsce sprzedaży słodkości, ale także żywa legenda Kielc. Mimo skromnego zaplecza i lokalizacji w głębi podwórka, klienci, trafiają tam bez trudu, bo smak wypieków przyciąga jak magnes. – To jest dowód, że to, co robię, jest dobre. Trzeba być grzecznym, uprzejmym, czasem przemilczeć, żeby każdy klient wyszedł zadowolony – zdradził Zygmunt Pańszczyk.
Dodał, że nie zamierza rezygnować z pracy, bo zawsze był aktywny. – Cztery lata byłem bokserem, a pięć lat kolarzem. To trzeba było mieć zaparcie i chęć do życia. A jeszcze grałem po zabawach i weselach na akordeonie. Ojciec grał na trąbce, brat na saksofonie. Ta energia zawsze we mnie była i dalej jest – powiedział. Zapewnił, że dla niego cukiernictwo to coś więcej niż zawód – to pasja, która napędza go każdego dnia.