Objęcie zabytku opieką konserwatorską to przywilej czy problem? Jak konserwator może chronić zabytek, kiedy właściciel tego nie chce? – m.in. takie tematy zostały poruszone podczas spotkania, które w środę (26 marca) odbyło się w Suchedniowskim Ośrodku Kultury „Kuźnica”.
Organizatorem wydarzenia był Krzysztof Myśliński, świętokrzyski wojewódzki konserwator zabytków, który nieprzypadkowo wybrał Suchedniów.
– Tutaj są dwa obiekty, które właściwie są kompletnie zrujnowane, które od lat poruszają część tutejszej opinii, zajmują urząd konserwatorski od strony czysto formalnej. Od kilkunastu lat trwa próba ochrony tych obiektów i od strony prawnej, i poprzez sądy, i próby wpisania do różnych rejestrów, które nie przynoszą żadnego efektu, ale powoduje ogromne zaangażowanie konserwatora zabytków, i właściciela, i różnego rodzaju instytucji – wyjaśnił.
Dwa ciekawe obiekty
Te dwa obiekty to dom dr. Poziomskiego i willa, która znajduje się przy ulicy Bodzentyńskiej 30. Jak wyjaśnia konserwator, ten drugi budynek został wpisany do rejestru zabytków w 1976 roku.
– Po wielu latach opuszczenia przeszedł w ręce nowych właścicieli. Kupując go 15 lat temu doskonale wiedzieli, że to jest obiekt zabytkowy, wpisany do rejestru. W związku z tym byli świadomi obowiązków, jakie na nich ciążą, ale też z praw jakie mają. Nie skorzystali z nich ani razu. Z dokumentów wynika, że właściciel od samego początku deklarował, że nie zamierza tego budynku remontować, co w świetle prawa jest właściwie przestępstwem – podkreślił.

Co w takiej sytuacji? Przyznał, że konserwator ma kilka możliwości interwencji, by ochronić zabytek.
– To przede wszystkim wydawanie zaleceń pokontrolnych, nakazów remontów. W ekstremalnych warunkach kończy się na wywłaszczeniu i taki przypadek mamy w powiecie kieleckim w ostatnich latach – przypomniał.
Losy zabytku
W przypadku domu pod numerem 30 batalia skończyła się skazaniem właścicieli na cztery miesiące więzienia w zawieszeniu i na karze finansowej za doprowadzanie obiektu do zniszczenia. Jednak sam wpis nie przyniósł żadnego skutku jeśli chodzi o ochronę.

Zdaje się, że w tym kontekście przesądzone są też losy innego budynku, wspomnianej już willi dr. Pozimskiego, lekarza, społecznika zasłużonego dla lokalnego środowiska. Krzysztof Myśliński wyjaśnił, że kilka lat temu rozpoczęły się takie starania.
– Kiedy urząd konserwatorski podjął próbę wpisania go do wojewódzkiego rejestru zabytków, to się okazało, że willa nadpaliła się. Te uszkodzenia nie były wielkie. Kiedy po skomplikowanej, pełnej odwołań procedurze także związanej z próbą objęcia ochrony prawej, po raz drugi urząd konserwatorki podjął próbę wpisania do rejestru, to po kilku dniach willa spłonęła po raz drugi. Trudno tu mówić o przypadku – przyznał.
„Żeby dwoje chciało naraz”
Konserwator zwrócił uwagę, że trudno ratować jakiś zabytek, jeśli jego właściciel nie ma inne cele.
– Budynki niszczeją, a wokół nich trwa biurokratyczna, pisemna wymiana nakazów, zakazów, skarg, odwołań, zażaleń, czyli tego, co można zrobić zgodnie z przepisami prawa. Obie strony z tego korzystają. Oba piękne, drewniane domy przy ulicy Bodzentyńskie to są takie skrajne przykłady tego, jak ochrona zabytków, kiedy nie ma woli właścicielskiej, jest próżną, nie przynoszącą żadnych efektów urzędniczą, ludzką, społeczną mordęgą. Kiedy nie ma woli właściciela do dogadania się, do opieki na obiektem zabytkowy, kiedy nie sięga się do metod radykalnych, jak to wywłaszczenie, to mamy nieustającą wymianę ciosów, prztyczków, która prowadzi do tego, że jedna ze stron czasami zdobywa przewagę, inna czasami przegrywa, ale jak widać po suchedniowskich zabytkach, nie przynosi im to korzyści – stwierdził.

Krzysztof Myśliński zaznaczył, że te dwa obiekty były pretekstem do rozmowy, jak unikatowym miejscem jest Suchedniów.
– Z uwagi na niepowtarzalny, wyjątkowy charakter jego zabudowy, rozplanowania urbanistycznego, na który nakłada się podwójna tradycja: przemysłowa, po której dziś już niewiele zostało oraz tradycja tego miejsca, jako letniska. Dzisiaj rzadko sobie uświadamiamy, że Suchedniów był jedną z ważniejszych miejscowości letniskowych, uzdrowiskowych. W dużej mierze właśnie stąd wzięła się forma tej drewnianej zabudowy, która jeszcze dziś w Suchedniowie zachowała się w liczbie, jakiej w żadnej innej miejscowości świętokrzyskiej znaleźć się nie da – zaznaczył.
Tematów nie brakuje
Z tej wyjątkowości zdaje sobie sprawę Dariusz Miernik, burmistrz Suchedniowa.
– Gminna ewidencja zabytków obejmuje około 40 zabytków, głównie budowalnych. Stanową one przede wszystkim własność prywatną, choć mamy też zabytki w opiece konserwatora. Pojawiają się problemy, jeśli właściciele chcą je remontować lub odbudowywać, bo jeśli są rejestrze zabytków, są pewne uwarunkowania, ograniczenia, które obowiązują – przyznał.

Na spotkaniu pojawiła się osoba, której dom, jak się okazało już po jego kupnie, był wpisany na gminną ewidencją zabytków. Pokazywała, jak wygląda trudna rola właściciela takiego obiektu. Ale pojawiły się także uczestnicy, którzy chcieli poruszyć temat ważnych dla nich elementów architektury, jednym z nich była pani Jadwiga.
– Jestem ze wsi Mostki. Jest tam teren postaszicowski, piękny zalew. Naprawdę malownicza perełka. Ale mamy zniszczony most. On niszczeje od lat i nikt nas w tej sprawie nie chce wysłuchać – skarżyła się.
Krzysztof Myśliński zapowiedział, że takie spotkania będą się odbywać w różnych miejscach naszego województwa.