Ojciec Rafał Kupczak ma swój mały raj na ziemi.
Jako młody chłopak chciał być mechanikiem, ale dziś zamiast silników „naprawia” ludzi. Jak sam mówi, pochodzi z miejsca, gdzie niebo spotyka się z ziemią, lecz obecnie jego dom jest w sercu Gór Świętokrzyskich. Ojciec Rafał Kupczak, superior klasztoru na Świętym Krzyżu i kustosz Relikwii Drzewa Krzyża Świętego był pierwszym gościem audycji „Dzień Dobry, to Ja! Rozmowy inne niż wszystkie w Radiu Kielce”.
– Prawda jest taka: Pan Bóg chciał na świecie tylko oblatów. Wszyscy inni, którzy byli przed nimi, tylko do nich prowadzili, jako do pełni. Natomiast wszyscy inni, którzy będą po oblatach, to już tylko takie promyki dobra. To jest żart, ale do tego żartu jestem głęboko przekonany – śmieje się ojciec Rafał, zapytany, dlaczego spośród wielu zgromadzeń wybrał właśnie Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej.
Potem jednak tak tłumaczy swoją decyzję:
– Moja rodzinna parafia to jest Sanktuarium Matki Bożej Kodeńskiej, Królowej Podlasia i Matki Jedności, gdzie posługują oblaci. Oblaci mają w Polsce dwa sanktuaria: Matki Bożej Kodeńskiej i Święty Krzyż. Nawet przez chwileczkę nie zastanawiałem się, czy być księdzem diecezjalnym, czy też nie, bo spotkałem w żuciu tak fantastycznych oblatów, że dla mnie było oczywiste, że jeśli życie ma być szczęśliwe, to tylko jako oblata – podkreśla.
„Do życia nie ma lepszego miejsca”

Ale takie myśli pojawiły się później. Młody Rafał miał inne pomysły na siebie. Dzisiejszy Rafał mówi o tym sprzed lat, że nie był ani grzecznym, ani ułożonym dzieckiem. I choć on sam się zmienił, to nie zmieniło się jedno: przekonanie, że pochodzi z najpiękniejszego miejsca na świecie.
– Gdzie niebo spotyka się z ziemią, gdzie miłość zwycięża nienawiść. Jak mnie ktoś pyta, gdzie tak jest, odpowiadam: nie mogę wam powiedzieć, bo przyjedziecie i wszystko zepsujecie – żartuje. – To Kolonia Zabłocie. Tam jest przepięknie położony dom pod lasem. Obecnie nie mamy żadnych sąsiadów. Czasami przyjeżdża straż graniczna na herbatę czy na kawę. Kolonia Zabłocie to jest moje małe Niebo na ziemi, więc dlatego tylko tam wyjeżdżam na urlopy. Do życia nie ma lepszego miejsca.
Rafał Kupczak urodził się 2 września 1979 roku w Białej Podlaskiej. Do pierwszej klasy szkoły podstawowej, wraz z rodziną mieszkał w Kostomłotach, które, jak tłumaczy, były pegeerowskim tworem.
– W 1986 roku przeprowadziliśmy się do miejscowości Kolonia Zabłocie, jest to gmina Kodeń, przy granicy z Białorusią – precyzuje.
Ma dwie siostry – młodszą i starszą oraz młodszego o 18 lat brata.
– Cała moja młodość to ciężka i piękna pracy na gospodarstwie. Z tej pracy dwie rzeczy zasługują na wyróżnienie: bronowanie ziemi, chodząc za koniem i wszelkie prace w polu traktorem. Wtedy jest dużo czasu, żeby myśleć i marzyć – tłumaczy.
Mechanik z wykształcenia

I marzył, chociażby o tym, by zostać mechanikiem. To była jego największa pasja. Uczył się w Zasadniczej Szkole Zawodowej w Białej Podlaskiej (1994-1997) na kierunku mechanik – kierowca pojazdów samochodowych.
– Nie chciałem iść do technikum, bo mówiono wtedy, że ci z technikum nic nie umieją. Najpiękniejsze w szkole były warsztaty. To było życie… Kiedy po tygodniu zajęć, a mieszkałem w bursie szkolnej, wracałem do domu, do godzin nocnych naprawiałem w warsztacie „komarki”, motocykle, a później auta. Tak bardzo byłem być tym mechanikiem, że kiedy pani na muzyce chciała mnie nauczyć, czym się różni nuta od półnuty, czego nie wiem do tej pory, to ja, jako uczeń siódmej klasy powiedziałem w niewybrednych słowach, że nie obchodzi mnie to, ponieważ mechanikowi śpiew nie jest do niczego potrzebny. Skończyło się tym, że mama musiała przyjść do szkoły, a pani, jak mnie dzisiaj widzi, pyta: i co nuty nie są potrzebne? – śmieje się.
Za namową mamy po trzech latach zawodówki skończył trzyletnie, dzienne technikum samochodowe w tej samej szkole.
– Dopiero wtedy zacząłem się uczyć, widząc sens w niektórych „bezsensownych lekcjach”. Maturę zdałem z historii i języka polskiego w 2001 roku – zaznacza.
To wydarzenie było punktem zwrotnym
Po ukończonej szkole średniej, 1 września, Rafał Kupczak wstąpił do Nowicjatu Misjonarzy Oblatów M.N. na Świętym Krzyży.
Przyznaje, że kościół był zawsze obecny w jego życiu, ale nie to przesądziło o wyborze jego drogi życiowej.
– Moja rodzina jest religijna, mama jako kobieta i matka bardzo dbała i naciskała na to, żebyśmy uczestniczyli w życiu kościoła, całą rodziną chodziliśmy na nabożeństwa. Mieliśmy do kościoła dwa kilometry, więc to nie jest tak, że mogliśmy w nim być codziennie, ale w uroczystości czy rekolekcje musieliśmy być i nawet tak organizowaliśmy pracę na roli, żeby się zdążyć wykąpać i dojechać do kościoła. Taką naturalną duchowość czy pobożność wyniosłem z domu rodzinnego, ale uważam, że każdy człowiek wierzący z tej duchowości wyrasta i w którymś momencie musi stanąć przed swoim wyborem drogi, przed swoimi pytaniami o wiarę i to jest ten decydujący moment – tłumaczy.
W jego życiu taki był. Pewne wydarzenie sprawiło, że mocno poczuł obecność Boga, jak mówi, doświadczył przekonania, że nawet najlepsi przyjaciele mogą człowieka opuścić, nawet rodzice i rodzeństwo mogą go zostawić, ale nie Pan Bóg.
– To było dzień przed moimi 18 urodzinami. W nocy moi dwaj koledzy postanowili wypić coś innego, niż to, co było w asortymencie i chcieli pojechać do baru. Ponieważ ja na swoje 18 urodziny byłem jedynym trzeźwym człowiekiem, wiec zaproponowałem, że ich zawiozę. Czego mogliśmy się spodziewać, bar był zamknięty, za to spotkaliśmy trzech osiłków, którzy powiedzieli: wy wysiadacie, a ty nas wieziesz na dyskotekę – relacjonuje.
Skończyło się na tym, że młody jubilat został pobity przez osiłków. Niestety pomoc ze strony kolegów nie przyszła.
– Nazajutrz, kiedy leżałem: twarz była cała sina, nos połamany, a ciało poobijane, wtedy przyszło takie silne przekonanie: „wszyscy cię zostawią, ale nie Pan Bóg” – zaznacza.
„Nigdy nie czułem się nikim wyjątkowym”

Gdyby mógł, zapytałby Pana Boga, dlaczego wybrał właśnie jego.
– Nigdy nie czułem się nikim wyjątkowym – mówi.
Skoro jednak do głosu doszło powołanie, konieczna była korekta planów.
– Gdy musiałem porzucić życiową pasję, czyli mechanikę, mówiłem sobie: nie będziesz naprawiał silniki, ale będziesz naprawiał ludzi. Tak, jak z silnikami, dasz radę – uśmiecha się.
Po roku nowicjatu rozpoczął studia w Wyższym Seminarium Misjonarzy Oblatów M.N. w Obrze (Wielkopolska). Święcenia Kapłańskie przyjął 26 maja 2007 roku, a pracę magisterską obronił z religiologii, pisząc o najważniejszych wydarzeniach międzyreligijnych pontyfikatu Jana Pawła II.
– Po święceniach zostałem przydzielony do ekipy „Misjonarzy Ludowych”, czyli etatowych rekolekcjonistów w Poznaniu. To wspaniałe doświadczenie głoszenia i mocy Bożego Słowa jest czymś niebywałym – podkreśla. – Po czterech latach pracy w Poznaniu zostałem skierowany na dwa lata do pracy w Siedlcach, później na dwa lata pracy w Kędzierzynie-Koźlu i rok w Bodzanowie – oba te domy są w diecezji opolskiej. Następnie na dwie trzyletnie kadencje jako przełożony, a nade wszystko rekolekcjonista wróciłem do Kędzierzyna-Koźla. Po zakończeniu przełożeństwa w 2022 roku zostałem skierowany na Święty Krzyż jako rekolekcjonista, a od roku pełnię zaszczytną funkcję przełożonego i kustosza Relikwii Drzewa Krzyża Świętego.
„Jestem cholerykiem”

Ojciec Rafał Kupczak przyznaje, że w pracy superiora pomagają cierpliwość i umiejętność słuchania.
– Nie jestem ideałem, bo jakbyście zapytali moich współbraci, to by powiedzieli, że jestem cholerykiem, ale wiedzą też, że ostatecznie i tak dobro zwycięży. Człowiek jest żywą istotą, a nie przedmiotem we wspólnocie, który można przestawić. Możemy mówić o idealnej wspólnocie, czy o wyśrubowanych standardach korporacji, że mamy osiągnąć jakiś cel, ale za tym wszystkim stoi żywy człowiek. To nie jest pracownik korporacji, tylko to jest mój współbrat, który ma swoją historię, który w tym zgromadzeniu, w którym ja odnalazłem radość, może czuje rozczarowanie, może przeżywa chorobę czy jakieś cierpienie, którego nikt nie widzi. Dlatego nie można zero-jedynkowo powiedzieć, że ty masz robić to i to, ja tego od ciebie wymagam i z tego cię rozliczam. Trzeba czasami ogromnej cierpliwości, że to, co dla mnie jako przełożonego, czy jako człowieka wydaje się proste, wcale takim prostym być nie musi – tłumaczy.
Dowiedz się więcej!
A czy ojciec Rafał Kupczak miewa chwile zwątpienia, czy odczuwa samotność. albo czy był zakochany w kobiecie? Jak sobie radzi z trudnymi emocjami? Co go łączyło z Krzysztofem Krawczykiem? Odpowiedzi m.in. na te pytania znajdą Państwo w rozmowie Magdy Galas-Klusek i Tomka Dudka. Całą audycję „Dzień Dobry, to Ja!” w formie podcastu mogą Państwo posłuchać na internetowej stronie Radia Kielce, albo obejrzeć na naszym kanale na YouTube.