Był obrazowy, zaskakujący, śmieszny, bardzo obrazowy. Co do tego, nikt nie miał wątpliwości. Ale czy Edmund Niziurski w zabawny sposób opisywał młodzieńcze zabawy, czy może był to zakamuflowany obraz szkolnej przemocy? Debata na temat języka autora „Sposobu na Alcybiadesa”, która odbyła się w czwartek (24 kwietnia) w Poczytalni na dVoRcu, wzbudziła duże emocje.
W rozmowie udział wzięły osoby, dla których Edmund Nizurski i jego twórczość były i są ważne: Krzysztof Varga – pisarz, felietonista, autor m.in. biografii Edmunda Niziurskiego „Księga dla starych urwisów” i laureat wielu nagród literackich, prof. dr hab. Piotr Zbróg – językoznawca, profesor na Wydziale Humanistycznym, ekspert w dziedzinie komunikacji i kultury języka, dr Ilona Daria Dyktyńska – dyrektor Muzeum Zabawek i Zabawy, specjalistka w zakresie historii nowożytnej oraz Karolina Wilczyńska – pochodząca z Kielc pisarka powieści obyczajowych. W debacie uczestniczyły też córki pisarza: Anna Niziurska-Włodarska oraz Agnieszka Niziurska.
Dowcipny, humorystyczny i żywy
Krzysztof Varga mówił, że twórczość Nizurskiego stała się bardzo bliska wielu czytelnikom, ponieważ w trudnych czasach PRL-u pokazywała młodym ludziom, że fantastyczną przygodę można przeżyć także w małym miasteczku.
– Literatura Nizurskiego wychowywała, ale w sposób paradoksalny tak, żeby czytelnik sam się wychował. To są bardzo często historie o ludziach, którzy będą musieli wejść w dorosłość i to jest ostatni moment, kiedy będą mogli sobie fantazjować o świecie, kiedy mogą tworzyć nieprawdopodobne historie – stwierdził.

Żaden z prelegentów nie miał wątpliwości, że język Niziurskiego jest bardzo dowcipny, humorystyczny i żywy, ale prof. Piotr Zbróg wysunął teorię, że służy zwierciadlanemu ukazaniu ówczesnej szkoły w bardzo często niedobrych sytuacjach.
– W sytuacjach opresyjnych, w sytuacjach, w których uczniowie w stosunku do uczniów, uczniowie w stosunku do nauczycieli wykazują się daleko idącą złośliwością, maskowaną tylko humorem i żartem. Ale tak naprawdę są to trudne historie, trudne sprawy, które rzutują na przyszłe zachowania ludzi już jako dorosłych. Kulturowo dziś bardzo często obserwujemy powrót do szkoły, jako niestety miejsca opresyjnego, miejsca pełnego przemocy, w którym się bije, wykorzystuje, przezywa, kłamie, manipuluje po to, żeby przeżyć. I taką szkołę pokazuje nam Niziurski. Pod płaszczykiem akcji, przygody i różnych zdarzeń, które mają zaciekawić odbiorców, pokazuje szkołę trudną, pełną konfliktów. Zazwyczaj wszystko kończy się w miarę przyzwoicie, ale niekoniecznie – podkreślił.
Szkoła tak bardzo się nie zmieniła
Piotr Zbróg zaznaczył, że był fanem twórczości Nizurskiego i nadal jest bardzo oddanym jego czytelnikiem, ale dziś jego odbiór jest inny niż wtedy, kiedy był w szóstej czy siódmej klasie.
– Myślę, że poza realiami, jego teksty nie straciły na aktualności, jeśli chodzi o kwestię relacji międzyludzkich, tylko teraz do tych relacji dochodzi jeszcze internet. To wszystko, co uczniowie robili wtedy, można jeszcze nagrać i pokazać. Może mówię to w pesymistycznym nastroju, ale szkoła Niziurskiego, to szkoła bardzo trudna – dodał.

Choć z tą tezą nie wszyscy byli zgodni, to już co do kunsztu językowego Niziurskiego wszyscy byli jednomyślni. Młodzież w powieściach tego pisarza nie tylko ma swoją własną gwarę, ale też posługuje się bardzo bogatym językiem.
– Uczniowie nawet czasami mówią frazami, których nie powstydziliby się filozofowie. Nauczyciele zauważają tę manipulację. Właśnie ten często bardzo poważny język służy maskowaniu aktualnych potrzeb uczniów, którzy chcą manipulować, chcą trochę oszukać lub po prostu nabrać nauczycieli na swoje triki – tłumaczył prof. Piotr Zbróg.
O współczesnym odbiorze książek Edmunda Niziurskiego mówiła młodzież ze Szkoły Podstawowej w Słopcu noszącej imię tego autora.
– Jest w nich dużo sytuacji z życia wziętych. Niektóre są śmieszne, ale niektóre nie. Opisuje przygody, zmagania nastolatków. Wiele rzeczy jest podobnych – oceniły Maria i Zuzanna.
Kulturalny, pełen ciepła, akceptacji
Język w literaturze to jedno, a ten codzienny to drugie. Jednak, jak przekonywali bliscy pisarza, także w rozmowach z nimi posługiwał się pięknym, ciekawym słownictwem. Jak wyjaśniła wnuczka, Małgorzata Konstanzer, to efekt tego, że dziadek był bardzo oczytaną osobą.
– Miał szeroką wiedzę z różnych dziedzin, można powiedzieć, że był człowiekiem renesansu. Bawił się też tym językiem. W nietypowy, zajmujący, bardzo obrazowy sposób potrafił opowiadać o miejscach, które zwiedzamy. Był to język bardzo kulturalny, pełen ciepła, akceptacji i taki różnorodny – wspominała.

Przyznała, że nie nigdy nie słyszała, żeby dziadek przeklinał. – Moja mama, a jego córka, pamięta, że najstraszniejszym słowem, jakie dziadek powiedział, to było słowo „cholewa”. Potrafił wyrazić emocje w inny sposób, nie musiał używać kolokwializmów, czy słów wulgarnych, by pokazać to, co czuje – podkreśliła.
Debata „Gogowie, lufy i inne bomby, czyli o języku w twórczości Nizurskiego” odbyła się w ramach Roku Edmunda Niziurskiego w Kielcach.
Kolejne wydarzenie zaplanowano na 9 maja. W Muzeum Zabawek i Zabawy będzie mieć miejsce „Piknik z Markiem Piegusem. Interdyscyplinarna przygoda w świecie Edmunda Niziurskiego”. Zapisy już trwają. Szczegóły na internetowej stronie muzeum.