Mówił o tym, czy ponownie podjąłby się modernizacji siedziby kieleckiej sceny dramatycznej, ale także o sytuacji w zespole teatru. Padły słowa o standardach białoruskich i metodach z czasów zaboru rosyjskiego. Michał Kotański, były już dyrektor Teatru im. Stefana Żeromskiego w Kielcach był gościem śniadania prasowego, zorganizowanego przez posła Polski 2050 Rafała Kasprzyka.
Spotkanie zaczęło się od podziękowań. Michał Kotański przez 10 lat kierował kieleckim teatrem. Rafał Kasprzyk podkreślił, że w tym czasie osiągnął sukces nie tylko na polu artystycznym, ale też technicznym.
– Uregulowanie praw własności, przeprowadzenie tego arcyskomplikowanego zadania, jakim było przebudowanie zabytkowych części kamienic i doprowadzenie budynku do takiego stanu, w jakim jest dzisiaj, to jest również Twoja zasługa. Dziękuję za te dwie rzeczy, ale najbardziej za to, że stworzyłeś miejsce, w którym my, widzowie czujemy się jak w domu. Wielkie podziękowania za tę duża pracę – zwrócił się do dyrektora parlamentarzysta.
Michał Kotański przyznał, że zrealizowanie remontu teatru nie było łatwe.
– Patrząc z perspektywy, jak ten budynek już stoi i teraz, jak pakując się przeglądam dokumenty z ostatnich dziesięciu lat i mam wydrukowane pisma z urzędu marszałkowskiego, z ministerstwa, moje pisma ile raz byłem w jakim urzędzie, maile pismami z architektami to widzę, że rzeczywiście to nie był łatwy proces i mówiąc szczerze, to nie wiem, czy drugi raz bym się zdecydował na coś takiego, wiedząc, ile chaosu się z tym wiązało – stwierdził.

„Powinniśmy podejmować decyzje w oparciu o literę prawa”
Michał Kotański odniósł się także do obecnej sytuacji teatru. Jak już wiele razy informowaliśmy, Zarząd Województwa Świętokrzyskiego nie powołał na dyrektora Jacka Jabrzyka, który w kwietniu wygrał konkurs na to stanowisko, choć konkursu nie unieważniono.
– Obecne działania Urzędu Marszałkowskiego Województwa Świętokrzyskiego pokazują, że zarząd chyba nie do końca rozumie swoją rolę w tej sytuacji. Tutaj wszyscy jesteśmy zakładnikami takiej dosyć dziecinnej sytuacji. Pani marszałek Renata Janik po prostu czuje się osobiście urażona, że zespół teatru publicznie mówi, że w tej sytuacji popełniła błąd. Taki jest jednak fakt. Po drugie jesteśmy urzędnikami publicznymi, więc powinniśmy mieć grubszą skórę. Po trzecie powinniśmy podejmować decyzje w oparciu o literę prawa. W tej sytuacji tak się nie dzieje – podsumował.
Były już dyrektor kieleckiej sceny dramatycznej przyznał, że zarówno w rozmowie z marszałek Renatą Janik, jak i Zarządem Województwa Świętokrzyskiego pytał, dlaczego nie chcą powołać Jacka Jabrzyka.
– Za każdym razem, co jest ciekawe, najpierw była pauza przed odpowiedzią, a potem szybko było powiedziane, bo są nieprawidłowości. Za każdym podawane są inne argumenty, ale wszystko sprowadza się do tego, że są jakieś nieprawidłowości – mówił.

Jest śledztwo w sprawie niedopełnienia obowiązków
Michał Kotański przyznał, że zarząd województwa złożył sprawę do prokuratury w związku z wyciekiem informacji o programach kandydatów startujących w konkursie.
– Tutaj nie ma śledztwa, jest dochodzenie. Mam poczucie, że to dochodzenie obróci się przeciwko zarządowi, bo tutaj po pierwsze nie ma przestępstwa, jeśli chodzi o ujawnianie czegokolwiek. Członkowie komisji dostali oświadczenia do podpisania, ale te oświadczenia były w oparciu o kodeks prawa administracyjnego. Natomiast konkurs jest prowadzony na podstawie ustawy o organizowaniu i prowadzeniu działalności kulturalnej, więc tu jest jakby błąd prawny, a w ustawie nie ma mowy o tym, że programy są tajne. Jeśli już o czymś jest mowa, to o RODO, a tutaj sytuację mamy taką, że 4 kwietnia Przemysław Chruściel, rzecznik urzędu marszałkowskiego po pierwszym posiedzeniu komisji ujawnił nazwiska kandydatów i o ile wiem, zrobił to w momencie, kiedy tylko jedna osoba przeszła pierwszą weryfikację, a cała reszta miała braki formalne. Zgodnie z prawem Przemysław Chruściel nie mógł tych nazwisk ujawnić. W związku z tym to zawiadomienie Zarządu obróci się przeciwko niemu – tłumaczył.
Michał Kotański dodał, że o wiele poważniejszą sprawą jest zawiadomienie, które do prokurator złożył poseł Rafał Kasprzyk.
– To już nie jest dochodzenie tylko śledztwo w związku z niedopełnieniem obowiązków przez Zarząd Województwa – stwierdził.

„W tej chwili to jest taka trochę dziecinada”
Michał Kotański wielokrotnie podkreślał, że działania Urzędu Marszałkowskiego Województwa Świętokrzyskiego są dla niego niezrozumiałe.
– Te działania wynikają z tego, że pani marszałek osobiście czuje się dotknięta tą sytuacja. Ale jest marszałkiem i bierze odpowiedzialność za działania swoich urzędników. Myślę, że zwolnienie Janusza Knapa (były dyrektor departamentu edukacji, kultury i dziedzictwa narodowego w Świętokrzyskim Urzędzie Marszałkowskim – przyp. red.) jest takim przyznaniem się do tego, że departament kultury popełnił błąd, że pani marszałek nie zgadza się z tym, co się wydarzyło. Tutaj trzeba mieć trochę cywilnej odwagi, żeby powiedzieć: „ok. daliśmy ciała, to co się dzieje po konkursie jest nieprawidłowe, powołamy Jacka Jabrzyka”. Natomiast w tej chwili to jest taka trochę dziecinada – zaznaczył.
Powołał się na przykład innej marszałkowskiej instytucji – Ośrodka Edukacji w Umianowicach, gdzie dyrektor został zwolniony za zniszczenie gniazd jaskółek przez pracowników. Pytał, czemu tam szef ponosi odpowiedzialność za pracownika, a marszałek nie odpowiada za swojego.
Michał Kotański podzielił się swoimi przemyśleniami, że sposób wyboru dyrektora w teatrze może tylko być przykładem tego, jak sytuacja wygląda w innych instytucjach marszałkowskich.
– Ekstrapoluję, że takie sytuacje w przypadku innych instytucji musiały mieć miejsce. Ja rozumiem, że ludzie, którzy są finansowo uzależnieni od Urzędu Marszałkowego Województwa Świętokrzyskiego zgadzają się na takie sytuacje, ale to jest zachowanie rodem z zaboru rosyjskiego, gdzie pracownicy instytucji mają być poddanymi i bez mrugnięcia okiem godzić się na każde decyzję urzędu. Nie na tym polega społeczeństwo obywatelskie – zauważył.

Miliony złotych mogą być do zwrotu
Michał Kotański zwrócił uwagę, że zamieszanie z wyborem nowego dyrektora teatru ma miejsce w trudnym roku dla kieleckiego zespołu, gdzie w jednym czasie zbiegła się przeprowadzka po remoncie, intensywny rok pracy i jego odejście.
Mimo wielu obowiązków ten sezon był jednym z najlepszych w historii tej sceny. Dobre wyniki są ważne także ze względu na rozliczanie dofinasowania z funduszy norweskich.
– Przez pięć lat powinniśmy pilnować wskaźników, żeby nie stracić pieniędzy przekazanych przez Norwegów. Za ten pierwszy okres udało się nam je wykonać. To jest istotne dlatego, że program naszego teatru nie zawsze jest repertuarem łatwym. Patrząc na dynamikę wzrostu i sprzedaży biletów było około 55 tys. widzów. W teatrze w Radomiu, gdzie ten repertuar jest bardziej komediowy i farsowy są podobne liczby. Dlaczego o tym mówię? Mam poczucie, że przez te ostanie lata udało się zbudować wokół teatru społeczność, która docenia to, co robimy. Tych ludzi, którzy doceniają ten sposób dialogowania z rzeczywistością jaki proponujemy. Mówię też o tym, bo w rozmowie z ministrem kultury padło, że widzowie nie chcą przychodzić do kieleckiego teatru. Jest to nieprawda – zaznaczył były dyrektor.
Takie wskaźniki teatr musi utrzymać także przez kolejne cztery lata, aby nie zwracać liczonego w milionach złotych dofinansowania. Tymczasem najbliższy sezon nie jest jeszcze zaplanowany, choć o tej porze już powinien być.
– Żeby utrzymać poziom, teatr musi być „w biegu”. Muszą być zapraszani reżyserzy reżyserki, musi być plan działania, pracownicy muszą mieć poczucie bezpieczeństwa. Ta niepewność może spowodować to, że nie utrzyma się tego poziomu i zainteresowania widzów, jaki był przez ostatni rok. W tym sensie zarząd nie rozumie swojej roli. Zarząd jest od tego, żeby się tą sytuacją zaopiekować – mówił.
Próbowaliśmy skontaktować się z marszałek Renatą Janik z prośbą o komentarz, ale nie odbierała telefonu.