– Mały krok w kierunku zakończenia wojny na Ukrainie, w końcu zaczęto rozmawiać i czas kompletnego bojkotowania Rosji się skończył – tak spotkanie w Waszyngtonie prezydenta Donalda Trumpa z Wołodymyrem Zełenskim i przywódcami części europejskich państw, a także szefami Komisji Europejskiej i NATO skomentował prof. Włodzimierz Batóg, amerykanista, wykładowca Uniwersytetu Warszawskiego.
Zdaniem politologa – rozmowy będą toczyć się nadal, ponieważ strony muszą przedstawić swoje oczekiwania i żądania.
– Interesujące jest przekierowanie emocji. Teraz już nie mówi się o walce do upadłego, lecz szuka się porozumienia – dodał gość Radia Kielce.
– Wiemy, jakie są żądania rosyjskie. One do tej pory były konsekwentnie odrzucane przez Amerykanów, zwłaszcza w czasach Joe Bidena. Pamiętajmy, że kiedy wojna wybuchła, to strona amerykańska w ogóle nie rozmawiała z Rosjanami. Kiedy pojawiły się pierwsze próby rozmów pokojowych, już w 2022 roku, to natychmiast zostały wyciszone. Rosjanie i Ukraińcy zaczynają rozmawiać w Stambule, a w Kijowie pojawia się ówczesny premier Wielkiej Brytanii Boris Johnson i mówi: nie będziecie rozmawiać z Rosjanami, dostaniecie wszystko, co chcecie, ale wojna musi trwać. Zawsze była pewna przestrzeń do porozumienia, lecz – moim zdaniem – ona była zamykana przede wszystkim przez państwa zachodnioeuropejskie, ponieważ miały poparcie Stanów Zjednoczonych. W tej chwili, kiedy Trump wydaje się rozumieć, o co chodzi Rosjanom – dla jednych jest to zdrada, dla mnie nie – to państwom zachodnim zaczyna się zmieniać optyka i postrzeganie rzeczywistości – mówił amerykanista.
Według prof. Włodzimierza Batóga – podczas szczytu w Waszyngtonie przerzucono dużą część odpowiedzialności na stronę ukraińską i prezydent Zełenski będzie musiał w tej sytuacji zająć jakieś stanowisko.
– Rzeczywistość jest taka, że tam są wojska rosyjskie i te terytoria są pod kontrolą Rosji. Rosja nie zrezygnuje z Ługańska, Doniecka, z Zaporoża, Chersonia i Krymu. Co do tego nie ma dwóch zdań. To są tereny rosyjskojęzyczne, z dużą częścią, ponad 80 procent ludności rosyjskiej. Poza tym Rosja nie po to terytoria te zajęła, żeby je teraz oddać, bo to oznaczałoby, że sens tej wojny jest dla niej żaden. A drugi rosyjski argument, to zablokowanie uczestnictwa Ukrainy w NATO, czyli nie dopuszczenie do tego, by Sojusz Północnoatlantycki przesunął się aż tak głęboko na wschód – podkreślił.
Włodzimierz Batóg wyjaśnił, że Rosja chce traktatu pokojowego, czyli umowy międzynarodowej, której Ukraina nie mogłaby złamać, natomiast strona ukraińska chce zawieszenia broni, które to w każdej chwili mogłoby zostać złamane choćby poprzez prowokacje. Dodał, że kraje europejskie, które do tej pory popierały twardą postawę Zełenskiego, zapewniającego, że nie odda tych terytoriów, same wpędziły się w pułapkę i teraz nie wiedzą, czy ustąpić Rosji, czy nie. Jeśli nie ustąpią, to wojna będzie trwała nadal. Profesor podkreślił, że Rosji nie zależy na kontynuowaniu wojny, ale na tym, by Ukraina nie była członkiem NATO, stanowiąc pewien bufor między Zachodem i Wschodem.
Gość Radia Kielce, pytany o intencje Donalda Trumpa przyznał, że jego działania zmierzające do zakończenia wojny na Ukrainie mogą mieć wymiar głównie wizerunkowy. Zaznaczył przy tym, że Ameryka jest jedynym krajem, który może przymusić i Rosję, i Ukrainę do tego, by zakończyć konflikt.
Komentując brak przedstawicieli Polski na szczycie w Waszyngtonie profesor stwierdził, że – jego zdaniem – nasz kraj jest zbyt antyrosyjski i w polityce zagranicznej niedoświadczony, dlatego zabrakło strony polskiej podczas rozmów.
– Nikt nie kwestionuje polskiego wkładu w pierwszych miesiącach, czy latach wojny, ale jeśli chodzi o dyplomację długofalową, to nasze wrodzone poczucie krzywdy wobec Rosji nie jest na rękę – dodał.
Według Włodzimierza Batóga – o braku strony polskiej w Waszyngtonie zaważyły wcześniejsze rozmowy Donalda Trumpa z Karolem Nawrockim, który pokazał, że jest bardzo antyrosyjski, i że jest zwolennikiem mocnego traktowania Rosji. Jak stwierdził profesor – Amerykanie chcą tę wojnę zakończyć, dlatego radykałowie, którzy chcą jej kontynuacji, nie będą tam mile widziani.