Donosy na Polaków i prywatne listy niemieckich żołnierzy, tajne pisma i wojskowe dokumenty – to wszystko padało łupem tajnej komórki o kryptonimie „Lis”.
W czasach kiedy nie było Internetu i telefonów komórkowych, wiele ważnych materiałów przesyłano zwykłą pocztą. Usadowienie tam osób pracujących dla konspiracji miało podczas II wojny światowej kluczowe znaczenie.
Ze względu na krzyżowanie się w Kielcach ważnych linii łączności dowództwa niemieckiego z frontem wschodnim Urząd Pocztowy w Kielcach miał olbrzymie znaczenie. Placówka mieściła się wtedy na rogu dzisiejszych ulic Sienkiewicza i Hipotecznej i, mimo iż była pod szczególnym nadzorem gestapo, „kwitł” tam ruch oporu. Już w styczniu 1940 roku działalność na rzecz podziemia podjęli Józef Bławat „Mróz” i Józef Domagała „Madziar”. Wkrótce utworzono specjalną komórkę konspiracyjną liczącą kilkanaście osób. Otrzymała ona kryptonim „Lis” i nieprzerwanie do końca niemieckiej obecności w mieście pracowała dla Armii Krajowej.
Jakie tajemnice można było zdobyć na poczcie? Po pierwsze były to donosy kierowane do okupanta. Drugim rodzajem przesyłek były prywatne listy niemieckich żołnierzy (feldposty) przemycano je z budynku poczty na zewnątrz. W nocy specjalny zespół ludzi czytał taką korespondencję, wyłapując szczegóły dotyczące jednostek wojskowych, miejsc ich stacjonowania, nastrojów. Następnego dnia przesyłki były wnoszone na pocztę.
Ostatnią, najcenniejszą grupą dokumentów były geheimy – niemieckie pisma tajne. Były one polecone i znajdowały się pod specjalnym nadzorem Niemców kontrolujących polskich pracowników poczty. Pomimo to, także takie przesyłki udawało się wynieść, przeczytać, a następnie niepostrzeżenie zwrócić.
Tyle w wielkim skrócie o komórce wywiadu na poczcie. Zastanówmy się jednak przez chwilę: wszystkie wyniesione listy gdzieś należało dostarczyć, ale gdzie? Przez cały czas okupacji jednym z głównych takich miejsc był dom Laszczyków (dziś siedziba Muzeum Wsi Kieleckiej) przy ulicy Jana Pawła II. Eugenia Laszczyk „Żenia” odbierała przesyłki z tajną korespondencją. Często także tam listy były czytane, aby jak najszybciej zwrócić je na pocztę.
Niewiele osób wie, że właśnie tłumaczeniem poczty zajmowała się Lota Wawrzykowa „Lowa” (urodzona Niemka, żona ukrywającego się poza Kielcami przemysłowca). Została zaprzysiężona do pracy w wywiadzie w 1941 r. Tłumaczyła „Feldposty” (listy poczty polowej) i „Geheimy” (tajne pisma urzędowe) dostarczane jej do mieszkania naprzeciw cukierni na rogu ulic Małej i Sienkiewicza.
Radio Kielce przypomina tych bohaterów i opowiada o ich walce w słuchowisku: „Ukryty front”.