Na przejściu jesteśmy po to, aby służyć i pomagać. Dzisiaj pomagamy, a gdyby zagrożone były nasze granice, będziemy bronić naszych dzieciaków, rodziny, rodaków i kraj – zapewnia st. chor. szt. Straży Granicznej Grzegorz Serwin, który pracuje na przejściu granicznym w Medyce.
Serwin zgodził się opowiedzieć PAP o swojej pracy, która od kilku dni, jak sam przyznał, zmieniła się diametralnie.
Funkcjonariusz pełni służbę na przejściu w Medyce, przez które każdego dnia tysiące osób z Ukrainy ucieka przed wojną. Stał się też poniekąd jednym z symboli pomocy, którą Polacy udzielają Ukraińcom. Fotoreporter PAP uwiecznił na jednym ze zdjęć, jak niesie on na ręku małe dziecko w niebieskim kombinezonie, obok idzie matka malca, która za rękę trzyma starszą córkę. Zdjęcie, które jest bardzo popularne w internecie zostało zrobione w sobotę 26 lutego br.
Pytany przez dziennikarza PAP, który też był świadkiem tej sceny, czy ją pamięta, Serwin odpowiada, że tak. Zgodził się o niej opowiedzieć, jak i o innych sytuacjach, które zapadły mu w pamięć.
„Przez pierwszych kilka dni, kiedy wojna wybuchła, na przejściu musieliśmy przeorganizować nasze działania. W sobotę pomagałem osobom wchodzącym do Polski, podprowadzając ich do szlabanu. W pewnym momencie zauważyłem młodą kobietę przy odprawie paszportowej, jak próbowała znaleźć dokumenty. Małe dziecko trzymała na rękach, drugiego szukała wokół siebie i był jeszcze ten plecak, który we wszystkim jej przeszkadzał. Nie wiem już, czy ze złości, czy ze strachu była cała zapłakana. Podszedłem do niej i tak po prostu wziąłem to dziecko z jej rąk. Ku mojemu zdziwieniu oddała mi je z ulgą. Ogarnęła dokumenty, spokojnie poczekaliśmy na zakończenie odprawy i udaliśmy się do grupy, która na nas czekała. Wtedy zostało zrobione to słynne zdjęcie” – mówi.
I zaraz dodał. „Za szlabanem czekał na nią ktoś z rodziny. Pamiętam, że była spod Żytomierza, a do Lwowa dostała się autobusem, chyba kursowym, później marszrutką do Szeginie. Ta grupa, z którą przyszła stała od wczesnego wieczora poprzedniego dnia. Mały, którego trzymałem w rękach był spokojny, cały czas spał” – snuje swoją opowieść.
Natychmiast dodaje kolejny obrazek, który bardzo dobrze zapamiętał.
„Była również dosyć niesamowita sytuacja z małą dziewczynką. Po odprawie odpowiadałem za punkt, w którym zbierały się osoby, które chciały dojść za szlaban. Tam czekali ich bliscy. Podeszła do mnie rodzina i stanęła w niedużej odległości. Za mamą stała mała dziewczynka, która cały czas jej powtarzała, że chce do domu, do dziadka i bardzo nie chciała iść dalej. Przykucnąłem naprzeciwko nich i wyciągnąłem do niej ręce. Ku mojemu zdziwieniu podeszła do mnie i się przytuliła” – opowiada.
„W tym momencie, jak jestem uodporniony na różne sytuacje, a pracuję na zielonej granicy i różne rzeczy w swojej karierze przeżyłem i widziałem, tak wtedy ścisnęło mnie za krtań i starałem się utrzymać dobrą minę” – podkreślił.
Serwin opowiada również dwie kolejne historie z ostatnich dni, które szczególnie utkwiły mu w pamięci.
„Odprowadzałem rodzinę do drogi – matkę, dziecko i dwoje dziadków. Byłem przekonany, że wszyscy zostają w Polsce. Po chwili dziadek mówi, że odprowadzają córkę z wnuczką do ojca, który czeka na nich w Medyce, w Polsce będą bezpieczni. Oni zaś, dziadkowie, wracają przez przejście piesze z powrotem do domu, na Ukrainę. Nie wiedzą, co będzie dalej, ale +jak trzeba umrzeć to woleliby w swoim domu+ tak powiedzieli” – mówi.
„Była też sytuacja, jak spotkałem dziewczynkę, która cały czas płakała i prosiła rodziców, żeby wrócić. Złapałem ze stołu z darami kilka słodyczy i część włożyłem jej do kieszeni, część dałem do ręki. Gdy się uspokoiła powiedziałem +tu też będzie fajnie+ i złożyłem obietnicę bez pokrycia – obiecałem, że wróci do domu” – dodaje.
Pytany, jak wygląda sytuacja na przejściu, Serwin podkreślił, że trochę się zmieniła od poprzedniego czwartku, czyli od wybuchu wojny.
„Nadal jest spory napływ migrantów – głównie kobiety z dziećmi, starsi ludzie. Jednak spora grupa ludzi od razu wsiada do autobusów i transportowani są do kolejnego punktu przesiadkowego w Przemyślu. Jest dobra organizacja, są punkty medyczne, punkty gastronomiczne, punkty odpoczynku. Naprawdę ogromna ilość jedzenia, ciepłych koców, dzięki temu mniej widać tego przerażenia. Medyka to teraz przejście, na którym uchodźcy mogą złapać taki duży oddech, pozbierać siły na dalszą drogę. Jest czas na przemyślenie, gdzie dalej. Pomocy jest dużo i każdego rodzaju” – powiedział.
Serwin podkreślił, że przez cały czas, Ukraińcy są bardzo wdzięczni Polakom. „Bez przerwy dziękują za pomoc, za to dobro, jakie na dzień ich spotyka. Każdy, kto ich napotyka na drodze chce pomagać, ofiarują im noclegi, transport w miejsce, w które chcą dotrzeć. Jest ogrom miłości, ciepła i litości” – dodał.
O samej pracy w tym trudnym czasie, Serwin mówi, że zmieniła się diametralnie. Strażnicy graniczni pracują ponad limity godzin, po to, jak dodaje, aby zapewnić ład i porządek.
„Ten pierwszy kontakt uchodźców z obcym krajem jest właśnie tutaj, w Medyce, na przejściu granicznym. Staramy się, aby ich pobyt na przejściu granicznym był jak najmniej stresowy. Sprawna odprawa, ciepły posiłek, gorąca herbata, złapanie głębokiego oddechu. Myślę, że to nam wychodzi. Prowadząc tych ludzi od czerwonej linii, czyli od szlabanu polsko-ukraińskiego do odprawy paszportowej, w oczach ich widać ogromne przerażenie, strach i łzy. Po odprawie, gdy mogą w końcu usiąść, napić się i zjeść coś gorącego, dzieciaki dostają słodkie przekąski, widać jak w tych ludziach emocje opadają. Zaczynają opowiadać o tym, co ich tam spotkało, o tym, co zostawili, a czasami pojawiają się żarty i uśmiechy” – mówi.
Na koniec opowiada jeszcze o tym, jak sytuacja, z którą styka się od kilku dni zmieniła nie tylko jego, ale również kolegów.
„Funkcjonariusze z zielonej granicy to prawdziwi twardziele. Tam nie można być miękkim i niezdecydowanym. Teraz z tych twardych, stanowczych i odpornych ludzi stali się naprawdę miękkimi i miłosiernymi ludźmi. Targają te porwane walizki, biegają tam i z powrotem, pomagając szukać bliskich, organizują potrzebne im rzeczy i robią wyprawki na dalszą podróż. Nawet ci zamknięci w sobie, cisi, rozgadują się i żartują z tymi biednymi ludźmi, aby trochę ich rozweselić, rozładować napięcie i strach” – mówi i natychmiast dodaje. „Na przejściu jesteśmy po to, aby służyć i pomagać. Dzisiaj pomagamy, a gdyby zagrożone były nasze granice, będziemy bronić naszych dzieciaków, rodziny, rodaków i kraj” – zapewnił st. chor. szt. SG Grzegorz Serwin.