Stanisław Śliwa, muzyk z zespołu Wierna Rzeka, pamięta czasy, gdy na weselu starsze kobiety przyśpiewywały na różne melodie. Dla przygrywającego im instrumentalisty było to nie lada wyzwanie.
– Jedna zwroteczka lub dwie i zmiana melodii. A trzeba było przygrać. To nie było takie proste, bo nie zawsze znało się melodię. Te przyśpiewki były w rytmie oberka, czasem polki – wspomina Stanisław Śliwa.
Przyśpiewki wykonywała jego ciocia, a babcia była wręcz mistrzynią w ich tworzeniu.
– W mig potrafiła ułożyć zwrotkę i od razu śpiewać na różne melodie – mówi Stanisław Śliwa. Wspomina także: – Bywało, że chłop tańcząc, nagle przytupnął przed kapelą i zaśpiewał: „Łoj moja kochana pokoz mi kolana, pokoz jesce dali, będziemy się brali”. Wiadomo o co chodziło, ale to nie było powiedziane wprost.
Piotr Krzemiński, autor tekstów, muzyk i solista rockowego zespołu Ankh, uważa, że frazy przyśpiewek były infantylne, podkreśla jednak, że za wszelką improwizacją kryją się umiejętności.
– Improwizacja jest wpisana w żywą muzykę, ale dobrze improwizować nie jest łatwo. Mistrzami oczywiście w tej kwestii są jazzmani. Do dobrej improwizacji należy mieć zarówno wiedzę jak i naturalne umiejętności w muzycznej wypowiedzi. Trzeba to robić tak, aby nie zanudzić słuchaczy i współgrających. Potrzeba improwizacji bierze się z bezpośredniego przeżywania i przetwarzania odczuwanej rzeczywistości „tu i teraz” na przestrzeń dźwiękową – mówi.
Śpiewany dialog
Według encyklopedycznej definicji przyśpiewka to krótka piosenka ludowa o treści okolicznościowej, często rubaszna. Gdyby przypisać ją do literackich gatunków można by powiedzieć, że bywała limerykiem, epigramem, aforyzmem a czasem fraszką.
– Klasyfikując ten rodzaj śpiewu, należy wspomnieć o fundamentach funkcjonalnych przyśpiewki: rodzinny, na który składały się m.in. pieśni chrzcinowe, dziecięce, kawalerskie, panieńskie, weselne, rodzinne oraz całoroczny, do których zaliczały się pieśni adwentowe, kolędy, śpiewy dyngusowe, gaikowe, konopielkowe, sobótkowe, pieśni żniwne i dożynkowe. Trzecią bardzo liczną grupę stanowiły przyśpiewki, tzw. powszechne, śpiewane w dowolnych, sprzyjających okolicznościach w gościnie. Wykonywane były w zależności od nastroju i sytuacji – wylicza dr Alicja Trukszyn, etnolog folklorysta.
Ważną cechą przyśpiewki była sytuacyjność – działo się coś ciekawego i było to natychmiast komentowane śpiewem. Miała ona także inny walor, była swoistą „zaczepką”, prowokowała do dialogu. Jakość utworu zależała od talentu twórcy, a mógł być nim każdy. Także styl przyśpiewek bywał różny, ten tzw. „niski” był dosadny i nierzadko obsceniczny, zaś „wysoki” operował obrazem i symboliką czerpaną prosto z natury. W przyśpiewkach pełno było aluzji i niedomówień, lecz wszyscy słuchacze rozumieli, o czym jest mowa.
Konia napoić a wianka nie stracić
Metaforyzm jest szczególnie widoczny w przyśpiewkach komentujących intymność, takie sformułowania jak „pojenie konia”, „picie wody”, „kąpiel w wodzie” albo „zerwanie kwiatu” były nawiązaniem do aktu seksualnego. Także pojęcia dotyczące prac polowych – orka, siew i młocka, mogły się do niego odnosić. „Kwiat” i „ruciany wianeczek” oznaczały dziewictwo i panieństwo. Dla grzesznych panien, które co prawda cieszyły się dużym powodzeniem u mężczyzn, którzy jednak nie chcieli iść z nimi do ołtarza, przewidziany był wianek słomiany lub z grochowiny, a więc wykonany z roślin suchych i martwych.
Symbolem biologicznej męskiej potencji w przyśpiewkach był zwykle koń. „Kare konie kare, jeszcze się karują. Ładne wolanecki, choć się nie malują”. „Dali, kónie dali, po maci, po maci, kto weźmie wolanke, nie straci, nie straci” – śpiewano we Wzdole Rządowym.
Z chłopcem utożsamiano także jelenia oraz wszelkie ptactwo (gąsiora, pawia, kaczora). Atrybutem mężczyzn były zatem zwierzęta mogące się przemieszczać, co sugerowało większą swobodę od tej, która dana była kobietom utożsamianym z roślinami (łąką, kwiatem, lilią). Musiały dobrze się pilnować, aby „kwiat nie został zerwany”, „łąka stratowana”, a „wianek zgubiony”. Panny, które nie dotrzymały czystości do dnia ślubu, były piętnowane.
Gdy mężczyznom nie udało się ziścić pragnień o przedmałżeńskim „stratowaniu łąki”, przyśpiewka dawała im taką oto radę:
Słuchajcie chłopaki, będziecie żonaci, będziecie sypiali z babami bez gaci”. Wiele przyśpiewek ponaglało do żeniaczki ociągających się kawalerów. „Parobek z Porobek, a dziewka z Widełek. Useła mu spodnie, na środku diabełek. Zimne wiatry wiejo, łozeńze się chłopok, bo się z ciebie śmiejo.”
– Często słyszę, że przyśpiewka ludowa jest wyuzdana. Cóż, taka właśnie jest, nie brakowało w niej bowiem elementów erotycznych. Działo się tak dlatego, że w mentalności chłopskiej nie było dziedziny, która nie stanowiłaby źródła skojarzeń, metaforycznych odniesień i porównań seksualnych. Warto zwrócić uwagę na elementy edukacyjne przyśpiewek. Poprzez fakt, że zawierały słownictwo erotyczne, pełniły swoistą funkcję werbalnej inicjacji erotycznej, ale również miały zapobiegać potencjalnym niepowodzeniom w stadle małżeńskim: przestrzegały, upominały, radziły i ośmielały młodych małżonków – mówi dr Alicja Trukszyn.
Na weselu śpiewać można wszystko
Bogactwo przyśpiewek ludowych można było podziwiać podczas wesela. Wyśpiewywane wówczas pochwały, lecz także złośliwości miały na celu rozbawienie gości i gospodarzy. Tematów na weselisku nie brakowało. Dostawało się zatem kucharce: „Łoj co to za kucharka, łod świetego Rocha. A ni ma w ty kapuście ni jednego grocha”. Baty otrzymywali po równo teściowa i teść: „Sła teściowo bez las, pogryzły jo źmije. A źmije wyzdychały, a teściowo żyje”. „U twojego teścia kóni jest dwadzieścia. W stajni dwa łogiery, biedy do cholery”. Nawet przygrywający do przyśpiewek harmonista lub skrzypek z kapeli weselnej nie mógł czuć się bezpiecznie: „Aj cóz to za muzyka, aj cóz to za granie. Da lepi bym zagrała na swojem kolanie.”
Nie oszczędzano pary młodej: „Chwaliłeś się młody, że masz kaminice, a ty masz dwa wróble i kotną samicę”; „Chwaliłaś się młoda, że umies haftować, a ty nawet swetra nie umies cerować”. Zaczepieni mogli odpowiedzieć przyśpiewką, a kiedy mieli już dość, sugerowali zmianę tematu: „Śpiewać już ni mogę i chce mi się ziewać. Muse gorzołeckom gardło swe przelewać.” Przyśpiewkami przekazywano życzenia parze młodej, wieszczono, że za dziewięć miesięcy będą organizowali równie huczne chrzciny. Starsi straszyli pannę młodą nocą poślubną, dziewictwo zachowane do dnia zaślubin było bowiem jej głównym atrybutem: „A polic se Marysiu wieka dziur jes w dachu, da, tela bedzies miała w pirso nocke strachu”. „Juześ ty Marysiu po ślubie, po ślubie, wpuść ptoska do gniozdka, niechaj se podziubie”. Panu młodemu przepowiadano zaś upragnione spełnienie marzeń o wspólnej nocy z wybranką: „A twój karyś Jasiu z portków się wyrywoł, jakeś to Janielcie w kotach łobmacywoł. Tero jus jes wolny, tero jus po ślubie, Puść karysia z uzdy, niechaj sie napije. Niechaj sie napije, niechaj sie zamocy, u Janielci w studni, a ty piersy nocy”.
Weselisko było też okazją do zareklamowania swojej jurności: „Zebym mioł śpierytus i kolońską wode, to bym stare panny zaminioł na młode. Ni mom śpirytusu i kolońskiej wody. Panny sie starzejo, a jo chłopok młody”. Ripostą na takie słowa mogła być taka przyśpiewka: „Nie śpiwoj, nie śpiwoj, nie otwieroj geby, bo poleci guzik wybije ci zeby”. Nikt z uczestników tego „ludowego roastu” nie obrażał się na te słowa. Wiadomo było, że chodziło o żart, a jeśli komuś dopiekł on do żywego, to winowajca zawsze mógł bronić się słowami: „Moi mili goście proszę się nie gniewać, bo tu na weselu wszystko można śpiewać”.
Przyśpiewki cenzurowane
Według Piotra Krzemińskiego polska muzyka popularna nie czerpie dziś z tradycji ludowej.
– Nawet disco polo z ludową muzyką tradycyjną ma niewiele wspólnego. To raczej tzw. „przeszczep” z formuły Italo isco, które było popularne w latach 80. Dziś muzyka ludowa kryje się natomiast w twórczości zespołów z nurtu folk. Tam kultywuje się tradycję uczciwego ludowego muzykowania. Wiadomo przecież, że wśród tak zwanego ludu nie brak zdolnych i muzykalnych osób – ocenia muzyk, jednak ma zupełnie inne zdanie o narracji przyśpiewek ludowych. – Jeśli chodzi o teksty to problem jest złożony, ponieważ w twórczości ludowej uwaga tekściarzy skupiała się głównie wokół erotyki i seksualności, te słynne „orające koniki”, „rozsypane koszyczki z jagódkami w lesie”. Uważam, że współcześni twórcy, jeśli poważnie podchodzą do pisania tekstów, to nie opierają się na tzw. „ludowiźnie”, gdyż jest ona infantylna.
Dr Alicja Trukszyn broni ludowych tekściarzy:
– Z góry zakładamy, że to kicz bez żadnej wartości literackiej, prostactwo, sprośność, a czasem nawet wulgarność. Czy jednak śpiewki ludowe są gorsze od współczesnych szlagierów z list przebojów? Czym różni się Danusine śpiewanie „Gdybym ja miała skrzydełka jak gąska” od „Lipki” zespołu Rokiczanka, albo od utworu „Lucciola” Maanamu? Tęsknota wyrażona śpiewem pokonuje wszelkie granice. Postęp technologiczny nie zmienił do końca sposobu myślenia, uładził jedynie tematykę i zasilił śpiew dodatkowymi elementami.
Przyśpiewka była utworem ulotnym, raz zaśpiewana odchodziła w niebyt. Jeśli została zapamiętana i przekazana dalej, ulegała zniekształceniu. Ciekawostką jest, że spisujący przyśpiewki etnografowie często poddawali je cenzurze obyczajowej, czynił to nawet sam Oskar Kolberg. Niewiele przyśpiewek ocalało w pierwotnej formie do naszych czasów. Dziś brakuje też okazji do ludowej improwizacji. Przyśpiewki są jednak ważnym elementem kultury ludowej, także ze względu na fakt, że tak pięknie tworzyły wspólnotę.
Przyśpiewki ludowe zamieszczone w niniejszym artykule pochodzą z Kielecczyzny, a spisali je prof. Stanisław Cygan oraz Ewa Siudajewska.