W tych wydarzeniach śmierć poniosło ponad sto osób. Po latach ofiary nadal przedstawia się jako morderców, a bandytów próbuje się wynieść na piedestał. Kiedy przywrócimy prawdę faktów historycznych? Kiedy upamiętnienia doczekają się bohaterowie, a nie oprawcy?
Wszystko zaczęło się 8 września 1944 roku, kiedy Brygada Świętokrzyska Narodowych Sił Zbrojnych dowodzona przez płk Antoniego Szackiego „Bohuna”, po całonocnym marszu zakwaterowała w Rząbcu, niedaleko Włoszczowy. Nie wszyscy mogli odpocząć. Wystawiono ubezpieczenia, a patrol dowodzony przez ppor. Franciszka Bajcera „Sanowskiego” – prawdopodobnie dziesięciu żołnierzy oraz trzy furmanki – powożone przez miejscowych chłopów – został wysłany do Kozłowa. W młynie mieli pobrać mąkę na wypiek chleba dla oddziału.
Brygada Świętokrzyska. Na zdjęciu (od lewej): por. Jan Wódz ps. „Lampart”, por. Mieczysław Nowacki ps. „Józef” „Józef Kasprowicz”, por. Stefan L. Władyka ps. „Lech” i ppor. Franciszek Bajcer ps. „Sanowski”.
Po przejechaniu czterech kilometrów przez las, w okolicach gajówki w Henrykowie nad rzeczką Lipnica (dziś teren gminy Małogoszcz) natknęli się na ubezpieczenie zgrupowania komunistycznego i zostali pojmani. Pewnie jadąc przez las, nie zachowali należytego bezpieczeństwa. Do niewoli wzięli ich ludzie z oddziałów Tadeusza Grochala „Tadka Białego” z Armii Ludowej oraz sowiecka grupa NKWD, na czele, której stał kapitan Iwan Karawajew ps. Iwan Iwanowicz. Powstała ona z przerzuconej zza frontu grupy dywersyjno-wywiadowczej o kryptonimie „Szturm”. Rozrosła się liczebnie dzięki napływowi byłych żołnierzy Armii Czerwonej, którzy dostali się do niemieckiej niewoli, a teraz z niej uciekali. Byli to przede wszystkim Gruzini oraz Ormianie, którzy służąc Niemcom, czynnie wspierali okupanta w akcjach pacyfikacyjnych na terenie powiatu włoszczowskiego.
W Brygadzie stacjonującej wtedy w Rząbcu przebywał ze służbową wizytą Komendant Główny NSZ-ZJ (to część NSZ, która nie podporządkowała się Armii Krajowej) – Zygmunt Broniewski pseudonim „Bogucki”. Jego spotkanie z „Bohunem” przerwało przybycie woźnicy, który uciekł Sowietom i poinformował dowódcę o pojmaniu patrolu przez komunistów.
W oddziałach Brygady ogłoszono alarm.
Wybiegłem z chaty, zabierając z sobą chłopa, który przywiózł nam tę wiadomość i zarządziłem alarm 202 pułku. Forsownym marszem ruszyliśmy w kierunku gajówki. W drodze wydawałem rozkazy poszczególnym oddziałom. Czułem jakąś wewnętrzną siłę, która pozwoliła mi działać bezbłędnie. Furman, którego zabrałem ze sobą, wskazywał mi jedynie ogólny kierunek miejsca postoju oddziałów komunistycznych, ja zaś w pośpiechu patrząc na mapę, prawie widziałem czy wyczuwałem rozmieszczenie poszczególnych sił nieprzyjaciela i nawet broni maszynowej i miotaczy min. Plan działania był prosty. Okrążyć i zaatakować – pisze o akcji w swoich wspomnieniach Antoni Szacki „Bohun”, dowódca Brygady Świętokrzyskiej.
W tym czasie pojmani członkowie NSZ byli bici i torturowani. Oprawcy kazali im kopać dla siebie groby, nad którymi później postawili pojmanych. To wtedy ppor. „Sanowski”, dowódca patrolu, stojąc nad grobem, przyrzekł Bogu, że w razie uratowania kolegów i siebie od śmierci, życie swe poświęci służbie Bożej i Kościołowi.
Kto bandyta? Kto bohater?
Czytelnicy mogą zadać pytanie: dlaczego doszło do takiej sytuacji? Jak to możliwe, żeby w czasie wojny Polak strzelał do Polaka? Wbrew pozorom odpowiedź na to pytanie jest prosta.
W okolicznych miejscowościach: w Rząbcu, Nieznanowicach, Ogarce czy Koniecznie było wielu zwolenników Komunistycznej Partii Polski. Organizacja była przed wojną nielegalna, finansowano ją z Moskwy, a jej członkowie wykonywali polecenia stamtąd idące. Wojna tego nie zmieniła. W pierwszych latach okupacji miejscowi komuniści nie prowadzili działalności antyniemieckiej, ponieważ ich moskiewski mocodawca był sojusznikiem Hitlera. Sytuacja odwróciła się w 1941 roku, gdy Hitler zaatakował Związek Sowiecki. Uśpione dotąd struktury zaczęły działać, ale szybko się okazało, że ich najważniejszym celem nie jest walka z okupantem niemieckim, ale dalsze działanie na rzecz Moskwy. Ostatecznie z inicjatywy sowietów utworzono Polską Partię Robotniczą i jej bojówki – Gwardię Ludową.
Pod koniec 1942 roku do Nieznanowic dotarł Stanisław Olczyk „Garbaty”. Powrócił w rodzinne strony, aby wyleczyć rany. Szybko stanął na czele miejscowej bojówki Gwardii Ludowej. W tej samej okolicy działała też banda Tadeusza Grochala „Tadka Białego”.
Ich głównym zajęciem było wymuszanie haraczy od gospodarzy i napady rabunkowe. Banda była też odpowiedzialna za zabójstwa żołnierzy AK i działaczy Polskiego Państwa Podziemnego.
Przywódcy komunistycznych bojówek. Od lewej: Tadeusz Grochal „Tadek Biały” i Stanisław Olczyk „Garbaty”
– Grupy Stanisława Olczyka „Garbatego” i Tadeusza Grochala „Tadka Białego” można nazwać bandyckimi, napadały przecież na chłopów w celach rabunkowych. Były nawet sytuacje, że zwykli ludzie szli na skargę do Niemców, prosząc o ukrócenie bandyckiego procederu. Grupy te wsławiły się nawet mordowaniem własnych działaczy PPR, ale to już temat na inną opowieść – określa sytuację Rafał Nowak, wicewojewoda świętokrzyski, który od lat stara się odkłamać historię. – Do eskalacji zdradzieckich działań doszło 26 sierpnia 1943 roku. Niemiecka żandarmeria przeprowadziła wtedy aresztowania w Koniecznie, a listę miejscowych żołnierzy AK dostarczyli im prawdopodobnie działacze PPR. W wyniku pacyfikacji zginęło łącznie 14 osób.
Współpraca z Niemcami to zdrada ojczyzny – struktury AK postanowiły pomścić swoich żołnierzy. Przeprowadzono rozpoznanie i wydano odpowiednie rozkazy. 7 września wydzielone z oddziału AK Mieczysława Tarchalskiego „Marcina” pododdziały pojmały i zlikwidowały 17 osób związanych z PPR. Sam Olczyk uciekł. Uciekł także Grochal.
Pod koniec października 1943 roku żołnierze z oddziału „Marcina” pod dowództwem por. Tadeusza Kozłowskiego „Piotra” zaatakowali w Karczowicach bojówkę GL dowodzoną przez Tadeusza Grochala „Tadka Białego”. Banda przebywała w gospodarstwie Władysława Młynarskiego, znajdującym się na końcu wsi i hucznie obchodzili imieniny swojego dowódcy. Po otoczeniu zabudowań zostali wezwani do poddania. Na rozkaz swojego dowódcy rozpoczęli jednak walkę, w której zginęło czternastu z nich. Zginęło także trzech żołnierzy AK. Sam Grochal ponownie miał szczęście i uciekł z kilkoma gwardzistami. Po wydostaniu się z zabudowań, rozeszli się do swoich domów lub ukryli w bezpiecznych miejscach.
Po rozbiciu komunistycznych grup w terenie zapanował względny spokój. Sytuacja zmieniła się jednak w 1944 roku, gdy we włoszczowskie Sowieci zaczęli przerzucać swoje grupy wywiadowcze. Pod ich patronatem bandyci pokroju „Garbatego” i „Tadka Białego” odbudowali swoje bojówki i wrócili do zdradzieckiej działalności.
Bitwa pod Henrykowem, a nie pod Rząbcem
Wracamy do wydarzeń z września 1944 roku. Stojący na grobami żołnierze NSZ zostali w ostatniej chwili ocaleni dzięki akcji swoich kolegów.
– Do historii akcja przeszła jako bitwa pod Rząbcem, ale to nieprawda. Ta bitwa miała miejsce w okolicy gajówki Henryków – mówi Tomasz Warzyński ze Stowarzyszenia Lokalni Patrioci z Kozłowa (miejscowość znajdująca się dwa kilometry od miejsca walki).
Henryków. Okolice gajówki gdzie rozbite zostało zgrupowanie bojówek AL sowieckiego wywiadu
Od północnego zachodu uderzył II batalion 202 pułku kapitana Henryka Karpowicza „Rusina”, od południa uderzała kompania z I batalionu 202 pułku ppor. Henryka Figuro-Podhorskiego „Stepa”.
Ściągnąłem do pomocy jeszcze batalion 204 pułku pod dowództwem kpt. Władysława Kołacińskiego „Żbika”, który od północnego-wschodu miał odciąć drogę wycofującym się oddziałom komunistycznym – pisze we wspomnieniach Antoni Szacki „Bohun”.
Bitwa pod Henrykowem. Schemat wydarzeń określanych jako bitwa pod Rząbcem
Walka trwała około godziny. Zginęło 34 członków komunistycznego zgrupowania, a 30 zostało rannych. Tak duże straty skłoniły pozostałych do poddania się. I tym razem „Tadek Biały” zbiegł, a z nim Karawajew i cześć bojówkarzy. Stojący nad dołami śmierci zostali w ostatniej chwili ocaleni. Do niewoli dostało się 40 członków AL i 67 sowieckich partyzantów. Według najnowszych danych – po stronie NSZ poległ jeden żołnierz i jeden został ranny. Dzięki wygranemu starciu Brygada zdobyła 2 ciężkie karabiny maszynowe, 1 granatnik, 50 pistoletów oraz 120 karabinów.
Pamięć wykluwa się powoli
– Naszym celem jest upamiętnienie samego wydarzenia, jakim jest bitwa w Henrykowie − zaznacza Tomasz Warzyński. – Celowo podkreślam w Henrykowie, a nie w Rząbcu. Nie chcemy nikogo gloryfikować, ani nikogo potępiać, tylko poinformować wszystkich o fakcie historycznym.
Stowarzyszenie Lokalni Patrioci zwróciło się już w 2020 roku z pismem do Nadleśnictwa Włoszczowa o umożliwienie upamiętnienia wydarzenia. W odpowiedzi można było przeczytać:
…Budowa pomnika może budzić różne emocje ze względu na to, że żyją potomkowie osób, które zginęły w wydarzeniach, które pomnik będzie upamiętniał. W tej sytuacji trudno o zachowanie neutralnego charakteru pomnika, a jego budowanie może być przyczyną niepokojów wśród ludności”. Pismo podpisał Artur Ratusznik, Nadleśniczy Nadleśnictwa Włoszczowa.
Rozpętała się burza. Głos zabierało wielu wysoko postawionych urzędników z Kielc, Radomia i Warszawy. Ostatecznie zapadła decyzja, że upamiętnieniem bitwy pod Henrykowem zajmą się Lasy Państwowe.
„Pomnik powstanie, a dla naprawienia błędu nadleśnictwo będzie współfinansować jego budowę” – napisał na Twitterze ówczesny minister środowiska Michał Woś. Sprawa ruszyła dosyć szybko. Doszło do pierwszych spotkań, wskazania miejsca upamiętnienia i…
Henryków, okolice gajówki. Miejsce gdzie zostanie upamiętniona walka z 8.09.1944 r.
– Kiedy pierwszy raz rozmawiałem na ten temat z Radiem Kielce nie spodziewałem się, że to będzie tak długo trwało, a mija już prawie dwa lata – mówi Marek Szary, zastępca dyrektora ds. Ekonomicznych i Rozwoju Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Radomiu, który niejako „nadzoruje” realizację zadania. – Przyszła pandemia i spowolnienie działań administracyjnych, do tego doszła modyfikacja koncepcji upamiętnienia, ale jesteśmy coraz bliżej finału. W okolicy gajówki powstanie ścieżka przyrodniczo-edukacyjna. Zrobimy tam parking i znajdzie się miejsce na kamień z pamiątkową tablicą – dodaje.
Z informacji, jakie uzyskało Radio Kielce wynika, że treść napisu na pamiątkowej tablicy jest teraz uzgadniana z Instytutem Pamięci Narodowej. Lasy Państwowe wystąpiły do IPN o przygotowanie opisu bitwy, który można będzie udostępnić odwiedzającym miejsce na specjalnej tablicy, czy stronie internetowej.
– Chciałbym, aby ta sprawa została zakończona jak najszybciej. Liczę, że wiosną rozpoczną się prace, a kiedy odsłonięcie tablicy? Wolę już nie gdybać – mówi dyrektor Szary.
Jeńcy, czyli co się stało pod Rząbcem?
Po walce pod Henrykowem w rękach NSZ znalazła się grupa 107 ludzi z AL oraz sowietów. Przeprowadzono ich pod eskortą w okolice Rząbca, gdzie kwaterowała Brygada Świętokrzyska. Zorganizowano postępowanie sądowe, w wyniku którego część członków AL puszczono wolno. 13 wstąpiło do Brygady – był wśród nich późniejszy komunistyczny publicysta Władysław Machejek, który przez kilka dni pełnił funkcję ordynansa „Bohuna”, a następnie zbiegł. Wyrokiem sądu polowego rozstrzelano natomiast cztery osoby, którym udowodniono udział w rabunkach.
Widząc to, Sowieci trzymani pod eskortą, postanowili uciec. Zapewne obawiali się o swoje życie, a trzeba pamiętać, że na rękach niektórych z nich była krew Polaków mordowanych w pacyfikacjach. Nocą Sowieci rzucili się na strzegących ich strażników. W wyniku walki zginęło 67 Sowietów (różne źródła podają różną liczbę), a czterech członków NSZ zostało rannych (dwóch z nich zmarło od ran).
Pomniki, które fałszują historię
W 1952 roku w Rząbcu zbudowano pomnik upamiętniający jeńców, na którym umieszczono napis: „W tych lasach 8 IX 1944 roku oddziały Armii Ludowej i partyzantów radzieckich zostały podstępnie napadnięte przez wysługujących się hitlerowskiemu okupantowi zbirów NSZ-kich »Bohuna«. Cześć i sława 74 bohaterom poległym w walce o wyzwolenie narodowe i społeczne ludu polskiego w 10. rocznicę powstania Polskiej Partii Robotniczej”.
Niezgodna z wydarzeniami treść i sam pomnik od lat były powodem protestów. Ostatecznie został zlikwidowany. W marcu 2018 roku dotychczasowe tablice zastąpiono nową inskrypcją, na której widniał napis: „Pamięć nie umiera. Zabiła ich nienawiść. Pamięci 74 partyzantów-jeńców rozstrzelanych 8 września 1944 r. Pokój ich duszy”.
Oczywiście i ta treść była niezgodna z prawdą. Dlatego razem z pomnikiem została usunięta w 2018 r. Wydawać by się mogło, że wszystko jest już zgodne z prawem, ale…
Rząbiec. Nielegalne upamiętnienie w miejscu rozebranego obelisku
Aby prawo nie było fikcją
13 lutego 2022 roku odwiedzamy miejsce po byłym pomniku i ze zdziwieniem widzimy nową tablicę. Umieściło ją Stowarzyszenie Spadkobierców Polskich Kombatantów II Wojny Światowej. Jak ustaliliśmy tablica znajduje się na terenie prywatnym, a postawiona została bez jakichkolwiek zgód wymaganych w tego typu upamiętnieniach. Stowarzyszenie odpowiedzialne za jej ustawienie nie odpowiedziało na nasze prośby o kontakt.
Razem z Tomaszem Warzyńskim idziemy dalej w głąb lasu, już za ostatnimi zabudowaniami Rząbca. Przechodzimy 500 metrów dalej od miejsca, gdzie stał pomnik i napotykamy kolejne nielegalne upamiętnienie.
– Z informacji jakie mamy, wynika, że tu pogrzebani zostali Sowieci, którzy zginęli podczas próby ucieczki – mówi Tomasz Warzyński. – Jeszcze kilka lat temu można tu było znaleźć kości. Stoi tu tablica, z której treścią nie możemy się zgodzić. I nikt do tego nie wnosi zastrzeżeń. To jest straszne.
Na tablicy czytamy: „W tym miejscu Brygada Świętokrzyska Narodowych Sił Zbrojnych dn. 8 IX 1944 r. rozstrzelała 59 żołnierzy Armii Ludowej w tym kobietę sanitariuszkę „Gruba Kaśka Krycha” Krystyna Pawłowska z Pińczowa”.
Rząbiec. Nielegalne upamiętnienie wydarzeń z fałszywą treścią
Nielegalnie postawiona tablica znajduje się również na prywatnym gruncie. Wszyscy nasi rozmówcy jednomyślnie mówią, że i ona zawiera kłamliwe stwierdzenia.
– Z historycznego punktu widzenia to kłamstwo. Dziwi mnie, że tak się dzieje. Zniknął pomnik z kłamliwym zapisem, a okazuje się, że obok istnieje drugi, który również oczernia żołnierzy Brygady Świętokrzyskiej. Jak najszybciej trzeba tę sytuację naprawić – mówi wicewojewoda świętokrzyski Rafał Nowak.
– Treść takiej tablicy nigdy nie była z nami uzgadniana – twierdzi Jakub Ryba z Oddziałowego Biura Upamiętniania Walk i Męczeństwa Oddziału IPN w Krakowie.
Reasumując: akty prawne w sprawie usuwania z przestrzeni publicznej pomników propagujących komunizm lub inny ustrój totalitarny obowiązują w kraju od pięciu lat. Jak się jednak okazuje, im dalej od świecznika władzy, to prawo staje się bardziej fikcyjne.
Wszyscy, z którymi rozmawialiśmy, zgadzają się, że czas definitywnie zakończyć to „zamieszanie”.
– Mam nadzieję, że mimo upływu lat, sprawa zakończy się szczęśliwie, jak ocalenie podporucznika „Sanowskiego” – powiedział jeden z naszych rozmówców. Ten dowódca patrolu Brygady pojmany przez komunistów stojąc nad grobem przed plutonem egzekucyjnym modlił się o ocalenie. Obiecywał, że gdy przeżyje, zostanie księdzem. Słowa dotrzymał i już po wojnie wstąpił do seminarium w Rzymie.
Może teraz inni dotrzymają słowa i wreszcie – bohater będzie bohaterem, a bandyta bandytą.
Jesień 1944 r. Brygada Świętokrzyska. Na zdjęciu (od lewej): ppor. Franciszek Bajcer „Sanowski”, NN, kpt. Henryk Figura „Step”, ppłk Władysław Marcinkowski „Jaxa”, NN, NN, kpr. Bronisław Główka „Buława”. Zdjęcie udostępnione przez Centrum Dokumentacji Czynu Niepodległościowego.
Franciszek Bajcer „Sanowski” (urodził się 14.01.1921 w Gorzycach k. Sandomierza – zmarł 6.04.1960 w Johanesburgu, RPA).
Z zawodu urzędnik. Od 22.12.1939 r. kierownik placówki Narodowej Organizacji Wojskowej. Absolwent konspiracyjnej szkoły podchorążych. Od 1.04.1943 r. w oddziale partyzanckim NSZ, którym dowodził Henryk Figuro-Podhorski ps. „Step”. Razem z oddziałem wszedł w skład Brygady Świętokrzyskiej gdzie służył w 1 kompanii 202 pp. 15.08.1944 r. awansowany na stopień na plutonowy podchorąży. 7.08.1944 r. awansowany do stopnia podporucznika piechoty. Od 19.04.1945 r. dowódca 3 kompanii I batalionu. 22.08.1945 r. oddelegowany do 2 Korpusu na studia teologiczne.