10 lutego 1940 roku miała miejsce pierwsza deportacja Polaków z kresów wschodnich na Sybir. Dziś (czwartek, 10 lutego), przy symbolicznym pomniku, poświęconym Polakom zesłanym i wywożonym na Syberię, na Cmentarzu Starym w Kielcach, odbyły się uroczystości, przypominające o tych wydarzeniach.
Wywózka dokonana przez służby sowieckie z ziem Rzeczpospolitej Polskiej, zajętych przez Sowietów we wrześniu 1939 roku, była pierwsza, ale nie ostatnia – przypomina Leszek Bukowski, z kieleckiej delegatury Instytutu Pamięci Narodowej.
– Były cztery główne deportacje. Objęły one przede wszytki te osoby, które były częścią polskiej inteligencji kresów wschodnich. Według danych sowieckich deportowano około 320 tys. osób. Według badaczy tematu, ta liczba jest wyraźnie zaniżona. Mówimy w tej chwili, że mogło to być nawet około 1 mln polskich obywateli, którzy wywiezieni do Kazachstanu, na tak zwaną nieludzką ziemię, w większości nie wrócili do Polski – podkreśla.
Taki los spotkał bliskich Piotra Wawrzyka, świętokrzyskiego posła, wiceministra spraw zagranicznych. Na Syberię trafili jego dziadkowie oraz wujek. Na kieleckim cmentarzu znajdują się tablice upamiętniające dwie jego ciocie, które urodziły się na zesłaniu i tam zmarły z głodu i wycieńczenia.
– Dziadkowie opowiadali najpierw swoim dzieciom, potem wnukom, o tym co przeżyli. Szczególne sytuacje, które zapadły im w pamięć. I te dobre, i te złe. Były też i dobre: mogli liczyć na pomoc biednych Rosjan, którzy tam mieszkali, tak zwanych plemion autochtonicznych. Niewiele mieli, ale polskim zesłańcom pomagali. Bez nich na pewno by nie przetrwali – opowiada parlamentarzysta. Dodaje jednak, że dominowały tragiczne wspomnienia.
– To była nieludzka ziemia i warunki były naprawdę nieludzkie: w zimnie, w błocie. Mieszkało się w zasadzie w ziemi, bo trzeba było wykopać jamę w ziemi i na tej podstawie potem coś samemu stworzyć, żeby była osłona od wiatru, śniegu, jakiś pseudobudynek, który niewiele dawał. Spało się na tym, co się przywiozło ze sobą. Głód, brud, wszy, robactwo – wymienia wiceminister.
Piotr Wawrzyk odniósł wydarzenia sprzed 82 lat do obecnej sytuacji geopolitycznej, do obecnych działań Rosji. Na działania Rosji na przestrzeni wieków uwagę zwrócił także senator Krzysztof Słoń. Podkreślił, że powinniśmy pamiętać o historii i wyciągnąć z niej wnioski.
– Powinniśmy współczuć temu pokoleniu, które tak dotkliwie cierpiało, przeżyło taką gehennę. Możemy sobie wyobrazić, że wtedy, w 1940 roku, zniknęło z Polski miasto wielkości Kielc. Zostali wywiezieni wszyscy daleko w głąb Związku Sowieckiego. Tego kraju, który mienił się krajem wolności, równości ludzi i poszanowania praw człowieka. Ale było widać, że jest to spadkobierca carskich, imperialistycznych tradycji, narosłych przez wieki. Przecież przez setki lat Rosja carska wywoziła w głąb swojego terytorium rzesze, setki tysięcy Polaków po to, żeby udowodnić, że nie mamy prawa do istnienia, do wolności – mówił.
Do kontekstu historycznego odniósł się także wojewoda świętokrzyski, Zbigniew Koniusz. Zaznaczył, że Rosja co jakiś czas wkraczała na ziemie polskie.
– Najłatwiej, jeśli nie potrafi się czegoś wypracować, to komuś zabrać. Oni nie dosyć, że chcieli nam zabrać nasze ziemie, nasze dobra, co stało się we wrześniu 1939 roku. A w lutym już mieliśmy owoce naszej „przyjaźni”, bo przecież mówili, że weszli na nasze ziemie, żeby nas bronić. Tylko nie wystarczyło już ziemi, ale trzeba było sięgnąć kolejny raz do tego, co najbardziej istotne, do narodu. Oni śmiertelnie boją się naszego narodu. Polska ma synów i córki, które zawsze przypomną, że Polska jest najważniejsza – podkreślił.
Tragedię życia na Syberii pokazują też obrazy Sybiraka, Ottona Grynkiewicza. Wystawa jego prac została otwarta dziś, w Ośrodku Myśli Patriotycznej i Obywatelskiej na Wzgórzu Zamkowym w Kielcach.
Pierwsza masowa deportacja Polaków z kresów wschodnich na Sybir miała miejsce 10 lutego 1940 roku, kolejne w kwietniu i czerwcu 1940 roku, a czwarta – pod koniec maja 1941 roku.