Powstanie Styczniowe było wielką manifestacją woli narodu polskiego do uzyskania własnego państwa. To także wielkie dziedzictwo, na którym wychowały się kolejne pokolenia Polaków. Bez czynu zbrojnego roku 1863 nie byłoby wolnej Polski w 1918 roku, gdyż Polacy mogliby utracić narodową tożsamość i wtopić się w wielonarodowy twór rosyjski. Każde nasze powstanie powstrzymywało wynaradawianie i utrwalało wśród Polaków potrzebę odzyskania wolności, gdyż nakazywało to im poczucie godności urągającej podległości jakiemukolwiek zaborcy.
Ogromnym sukcesem Powstania Styczniowego było uwłaszczenie włościan i rozpoczęcie procesu, który doprowadził do wytworzenia się wśród stanu chłopskiego poczucia polskości i wciągnięcie go w pracę niepodległościową. Długofalowym skutkiem mądrego myślenia przywódców Powstania była Bitwa Warszawska, w której synowie chłopscy dobrowolnie stanęli do walki z bolszewikami w obronie Polski, czując się przynależnymi do narodu polskiego, dążącego do posiadania własnego, niepodległego państwa.
Udział w powstaniu był dowodem patriotyzmu, wierności ideałom i wielkiego zaangażowania Polaków w odzyskanie niepodległości. Polacy po raz kolejny poszli w bój. Walka od początku wobec przewagi sił i środków Rosjan miała charakter partyzancki. W szeregi powstańcze pospieszyła młodzież i starsi, aby upomnieć się o wolną Polskę. Patriotyczne wychowanie, tradycje rodzinne uczyły poświęcenia, rezygnacji z życia osobistego dla dobra ojczyzny, troski o jej losy, solidarności z własnym narodem i gotowości poniesienia ofiar.
06.02.2022. Dwikozy. Pomnik powstańców styczniowych. Kwiaty składa poseł PiS Marek Kwitek / Fot. Marek Kwitek – Facebook
Mieszkańcy Ziemi Sandomierskiej również podjęli walkę, stoczono tu wiele bitew i potyczek. Dziś przypominają o tym powstańcze krzyże, zbiorowe mogiły, pamiątkowe tablice i pomniki. Jest to świadectwo naszej zbiorowej pamięci o ludziach i wydarzeniach roku 1863. Dlatego organizujemy uroczystości patriotyczne w Słupczy, Górach Wysokich i Dwikozach, aby oddać hołd naszym bohaterom, pomimo trudnej sytuacji związanej z pandemią.
Powstanie oddziału lubelskiego – Puławiaków
Puławiacy to oddział powstańczy, którego trzon tworzyli studenci Instytutu Politechnicznego i Rolniczo-Leśnego. Odpowiedzieli oni na manifest Centralnego Komitetu Narodowego i pośpieszyli w szeregi powstańcze i wyruszając w nocy z 22 na 23 stycznia 1863 roku z Puław zajęli Kazimierz Dolny, gdzie nie znajdował się garnizon rosyjski. Na czele 560-osobowego oddziału stanął 20-letni Leon Frankowski. Był on działaczem lewicy narodowej, komisarzem Komitetu Centralnego Narodowego na województwo lubelskie. Frankowski powołał władze powstańcze, ogłosił dekrety uwłaszczeniowe i zaczął organizować siły powstańcze, które powiększyły się o rzemieślników, urzędników, drobną szlachtę i kleryków. Dowódcą 700-osobowego oddziału został burmistrz Markuszowa, były wojsk carskich Antoni Zdanowicz. Był to zły wybór, gdyż Zdanowicz okazał się niedołężnym dowódcą, słabego charakteru, mający problem z alkoholem. Miał za to wielkie mniemanie o sobie, często popadał w konflikty, nie potrafił utrzymać dyscypliny w oddziale.
23 stycznia Frankowski rozbił pod Kurowem pocztę rosyjską i wziął 48 tysięcy rubli, co pozwoliło mu na dobre zorganizowanie i zaopatrzenie oddziału powstańczego, ale niestety brakowało broni. Młody komisarz zdawał sobie z tego sprawę, dlatego wysyłał patrole do okolicznych miejscowości w celu rozpowszechnienia manifestów Rządu Narodowego i werbunku nowych ochotników. Uzbrojenie, oprócz okutych pałek, siekier i toporów stanowiło 70 strzelb i 100 osadzonych na sztorc kos a sami powstańcy nie byli wyszkoleni wojskowo i nie mieli obycia z bronią, ale chcieli walczyć za niepodległą Polskę. Do dyspozycji powstańców było też 110 koni. Nie utworzono jednak oddziału jazdy, tylko wykorzystano je jako siłę pociągową oraz środek jazdy dla oficerów i funkcyjnych. Natomiast powstańcy mieli wypłacany żołd z kasy oddziału, którą zdobyli na Moskalach.
Marsz Puławiaków do Langiewicza
Marian Langiewicz schwytany przez Austriaków / źródło: wikimedia.org
31 stycznia przeciwko Puławiakom wyruszył 700-osobowy oddział rosyjski złożony z 4 kompanii piechoty i 50 kozaków pod dowództwem pułkownika Gieorgija Miednikowa. W oddziale lubelskim powstało duże zamieszanie, powstańcy zdecydowali się opuścić Kazimierz i połączyć z siłami Langiewicza. W nocy z 1 na 2 lutego Puławiacy wykorzystując przeprawy promowe w Piotrawinie, Kaliszanach i Józefowie przeprawili się przez Wisłę na teren województwa sandomierskiego. Powstańcy w wyniku przeprawy rozproszyli się, ok. 100 Puławiaków wcześniej wyruszyło w kierunku Wąchocka i 2 lutego dotarło do naczelnika wojskowego województwa sandomierskiego gen. Mariana Langiewicza, wręczając mu 15 tysięcy rubli z powstańczej kasy i zostali wcieleni do jego oddziałów. Pozostali powstańcy zebrali się 2 lutego w Solcu a sam Frankowski miał również wyruszyć do Langiewicza, aby odzyskać kasę i ludzi, którzy znaleźli się w Wąchocku, gdyż miał zamiar wrócić w lubelskie i tam kontynuować walkę, był przecież naczelnikiem cywilnym tego województwa. Niestety, dotarły do niego informacje o przegranej Langiewicza pod Wąchockiem i Frankowski zawrócił a oddział swój odnalazł już 3 lutego w Krępie pod Lipskiem, który maszerował do Langiewicza. Wycofanie się Langiewicza w kierunku Św. Krzyża zmieniło sytuację Puławiaków, tym bardziej, że Frankowski i Zdanowicz, prawdopodobnie nie chcieli podporządkować się Langiewiczowi.
W Lipsku w oddziale przywrócono dyscyplinę i przystąpiono do organizacji partii powstańczej według regulaminów wojskowych. Utworzono dwie kompanie kosynierów, dwie kompanie pikinierów, 120-osobową kompanię strzelców i szwadron kawalerii. 5 lutego przybył do oddziału sekretarz Rządu Narodowego Józef Kajetan Janowski, podążający do Langiewicza. Janowski perswazjami, a później uciekając się do polecenia usiłował skłonić młodego komisarza, aby połączył się z Langiewiczem, ten jednak zdecydowanie odmówił, twierdząc, „że musi wrócić w Lubelskie, aby tam powstanie wzmocnić”. W obozie przebywał też Marceli Generowicz, były oficer armii pruskiej i rosyjskiej, który chciał objąć samodzielne dowództwo nad oddziałem lubelskim. Prowadził też agitację wśród powstańców, twierdząc, że dotychczasowi naczelnicy wiodą oddział na rzeź, a sami uciekną. Zniechęciło to do niego Frankowskiego, być może też bardziej odpowiadał mu mimo wszystko Zdanowicz, wprawdzie nieudolny, lecz uległy. Do zmiany dowództwa więc nie doszło, nie przyniosły też efektu dalsze usiłowania Janowskiego do podporządkowania Puławiaków generałowi Langiewiczowi. Frankowski odrzucił również propozycję naczelnika cywilnego powiatu sandomierskiego Jarosława Skotnickiego, aby połączył się z partią barona Rajskiego, która zajęła Sandomierz. Uparcie trwał przy swoim zamiarze powrotu w Lubelskie i kontynuowania swej zasadniczej misji. Taktyka walki powstańczej, uzależniona była od zmieniającej się sytuacji, dlatego była konieczność elastycznych decyzji, na które komisarz lubelski jednak się nie zdobył.
Próba przeprawy przez Wisłę pod Zawichostem w Lubelskie
Ostatecznie Frankowski ze Zdanowiczem podjęli decyzję, że przeprawią się przez Wisłę pod Zawichostem w Lubelskie. 560-osobowy odział Puławiaków wyruszył w kierunku Zawichostu opanowanego przez powstańców burmistrza Leona Wilskiego. Wieczorem 7 lutego oddział lubelski obozował już w okolicach miasta. Niestety przeprawa przez Wisłę, która miała się odbyć nazajutrz rankiem 8 lutego, opóźniała się, gdyż nie zgromadzono na czas promów. Ruchy oddziału Frankowskiego śledził przez cały czas z drugiego brzegu Wisły pułkownik Grigorij Miednikow, który ostatecznie podjął niespodziewaną i odważną decyzję przeprawienia się przez rzekę i zaatakowania powstańców. Uczynił to rankiem 8 lutego pod Rachowem i spiesznym marszem ruszył na Zawichost, uniemożliwiając tym samym oddziałowi lubelskiemu planowaną wcześnie przeprawę. Frankowskiemu pozostała jedna tylko droga odwrotu, do Sandomierza, dlatego Zdanowicz opuścił miasto, zostawiając część jazdy i pomaszerował aby połączyć się z siłami Rayskiego.
Bitwa pod Słupczą w dniu 8 lutego 1863 roku
Góry Wysokie. Tablica upamiętniająca uczestników bitwy pod Słupczą / Fot. Grażyna Szlęzak-Wójcik – Radio Kielce
Zmęczeni i głodni powstańcy zatrzymali się dla odpoczynku i posiłku w Słupczy. Puławiacy nie spodziewali się tak szybkiego ataku wojsk rosyjskich i to był największy błąd. Moskale zajęli Zawichost a jazda powstańcza po krótkiej walce straciwszy 2 ludzi połączyła się z głównym odziałem. Niestety dowódca Puławiaków dał się zaskoczyć siłom Miednikowa pod Słupczą.
Wyjątki z pamiętników powstańca. Bitwa pod Słupczą dnia 8 lutego 1863 r. „Dziennik Warszawski” 1865 rok:
Dotarliśmy wreszcie do Zawichostu. Tu o przeprawie myśleć niepodobna, spoczynku wzbroniono, a na domiar wszystkiego wielki Zdanowicz nie chciał iść boczną drogą ku Sandomierzowi, ale wprost traktem. Deszcz lał porządny, w glinie, owej sławnej glince sandomierskiej, konie i ludzie grzęźli, wozy zapadały. Kompania strzelców tuż postępowała za Zdanowiczem, kompanie dwie kosynierów może o wiorstę od niej, pikinierzy zaś prowadzili jeńców. Oddział ciągnął się, a raczej wlókł się wolno, tak że już naczelnik ze sztabem zmiótł porządną porcję szynki w Słupczy we dworze, kiedy ostatnia kompania nadeszła. Położenie miejsca wielce sprzyjało walce. Dwór wznosił się na górze – po dole szła droga ku Sandomierzowi zasłonięta wzgórzami – z lewej strony dworu ciągnęły się pola, a dalej jeszcze w lewo wąwozy i krzaki. Oddział rozlokował się sam, bo nikt oń nie dbał, nie postawiono ani pikiet, ani wedet, nawet wszyscy oficerowie byli we dworze. Wozy stały przy stodołach na dole, jak niemniej jeńcy i cała piąta kompania pikinierów – reszta zaś rozłożyła się po górze i obok dworu, więcej myśląc o odpoczynku, jak o spodziewanej bitwie. Naraz z za wzgórza wysuwa się siedmiu kozaków z oficerem na czele, którzy widać rozpoznawszy oddział powstańczy, uciekli. Straszne zrobiło się zamieszanie w całym pułku naszym. Zdanowicz z kawałem szynki w ręku, krzyknął o konia i w oka mgnieniu z sześcioma swoimi zaplecznikami drapnął do Sandomierza. Kompanie ścisnęły się na górze, zostawiając i wozy, i jeńców, na dole. Zaledwie ostatni powstaniec wszedł na górę, gdy oto tyralierzy rosyjscy sypnęli ognia, rozstawiwszy się na polach naprzeciw dworu. I my także daliśmy ognia z dubeltówek; śmieszna zabawka starych głupców mierzyć się ze sztucerami bijącymi na 2.000 kroków. Po pierwszych strzałach, kiedy ze strony nieprzyjaciół żaden nie zginął, a w naszych szeregach padali, strzelcy rzucili broń, kosynierka kosy, pikinierzy piki i przedstawił się okropny widok ucieczki bezład. Prawie wszyscy oficerowie gdzieś zniknęli, komisarz wojenny Frankowski i jeszcze jeden niejaki Michał Malukiewicz zastępca Zdanowicza ostrzeliwali się z dubeltówek. Krzyki rannych i jęki konających biegły w ślad za uciekającymi. Ratunek był niemożliwy, chyba uciekać ku Sandomierzowi.
Brak ubezpieczenia, tchórzostwo i złe dowodzenie Zdanowicza oraz zdrada jednego z chłopów z Gór Wysokich, który przeprowadził Moskali w miejsce, gdzie można było zaatakować powstańców, spowodowały ich klęskę. Tylko część powstańców, na czele z Leonem Frankowskim, nie tracąc zimnej krwi, zająwszy budynki i wzgórza, stawiła bohaterski opór. Ta garstka Puławiaków, postanowiła drogo oddać swoje życie. Miejsce sprzyjało obronie, powstańcy długo trzymali wroga w niepewności, co do rezultatu bitwy. Pomimo heroizmu Puławiaków kosy i dubeltówki nie mogły sprostać rosyjskim karabinom. Leon Frankowski zagrzewał swój oddział do walki, kiedy jednak rosyjska kula karabinowa strzaskała mu nogę, a druga utkwiła w piersi, podjęto próbę odwrotu, a ciężko rannego dowódcę wyniesiono z pola walki. Strzelcy do końca osłaniali odwrót reszty oddziału, aż nie padli w boju.
Wyjątki z pamiętników powstańca. Bitwa pod Słupczą dnia 8 lutego 1863 r. „Dziennik Warszawski” 1865 rok:
(…) kiedy padł Frankowski przeszyty kulą, kolega jego ukląkł przy nim i nie zważając na kłujące kozactwo, własną chustką krew płynącą tamował. W tej chwili nadbiegło pięciu kozaków z wymierzonymi pikami i janczarkami, zobaczywszy jednak biedaka leżącego na ziemi, drugiego zaś płaczącego nad nim, wstrzymali konie, zniżyli piki i mówiąc jeden do drugiego: „Nieszczastnyj! Wierno jewo brat!” popędzili dalej. Może głównie dlatego Frankowski w ręce nieprzyjaciela nie dostał się żywcem.
Rozbicie oddziału Puławiaków
Zdanowicz okazał się tchórzem i uciekł do Sandomierza. Od całkowitej klęski ocalił powstańców major Piotr Ulatowski, który z zajętego wcześniej Sandomierza na czele oddziału jazdy zaatakował Moskali. Część rannych Puławiaków schroniła się w Dwikozach, gdzie 38 osób zostało w bestialski sposób zabitych, zakłutych bagnetami przez Moskali, kilkudziesięciu z nich schroniło się w Sandomierzu i pobliskich miejscowościach. Duża część powstańców znalazła się w niewoli, ok. 150 dotarło do Sandomierza. W bitwie pod Słupczą zginęło 28 powstańców, którzy zostali pochowani w zbiorowej mogile na cmentarzu parafialnym w Górach Wysokich, natomiast 38 pochowano we wspólnej mogile w Dwikozach u stóp góry zwanej Winnicą.
Akt zgonu nr 22 N. N. Działo się w Sandomierzu dnia 10.II.1863 r. o godz. 8 rano. Stawili się Szymon Galara Sołtys lat 54 i Wawrzyniec Gromek także sołtys lat 36 liczący we wsi Dwikozy, na polach do terytorium wsi Dwikozy należących znaleziono mężczyznę nieżywego mogącego mieć lat około 20 wieku, wzrostu dobrego, twarzy pociągłej, włosów ciemny blond, ubrany w bieliznę cienką na której wyszyte kolorowe litery dwie H.R. z liczbami 10, na ręce zaś lewej, powyżej łokcia miał na ciele wykłute wyraz: Ignacy D. prócz bielizny innego ubrania nie posiadał. Po przekonaniu się naocznem o jego zejściu Akt ten stawającym pisać nieumiejącym przeczytany Sami podpisaliśmy.
W bitwie pod Słupczą, po 17 dniach działania został rozbity oddział powstańczy złożony głównie z młodzieży, której nie brakowało męstwa i zapału do walki, ale zabrakło dobrego dowódcy. Puławiacy walcząc o niepodległość swojej ojczyzny zginęli daleko od swoich rodzinnych domów i spoczęli tu, na sandomierskiej ziemi.
Atak Moskali na Sandomierz
Siły rosyjskie z Dwikóz wyruszyły za wycofującymi się powstańcami do Sandomierza. Miednikow zatrzymał wojsko na nocleg w kolonii Gerlach, a rankiem 9 lutego zamierzał uderzyć na miasto zajęte przez oddział barona Rayskiego. Informacja o przegranej bitwie pod Słupczą dotarła do Sandomierza razem z ocalałymi powstańcami, którzy przybyli do miasta z odziałem jazdy majora Piotra Ulatowskiego. Zdanowicz za haniebny czyn ucieczki z pola bitwy został aresztowany i osadzony w więzieniu. Rannego Frankowskiego opatrzono w dworku państwa Kamockich a następnie przewieziono do Sandomierza i ukryto go w domu państwa Strużyńskich. Ostatecznie Frankowski pod zmienionym nazwiskiem umieszczony został w szpitalu św. Ducha. Ludność Sandomierza spodziewając się bitwy zaczęła szukać schronienia w bezpiecznych miejscach m.in. w lochach sandomierskich, czy też w klasztorze benedyktynek i zabudowaniach przy kościele św. Michała. Powstańcy rozpoczęli przygotowania do walki, chcąc wykorzystać stare, forteczne mury, które mogły służyć do obrony. W Bramie Opatowskiej i na ulicy Sokolnickiego zaczęto wznosić barykady. Do tych prac czynnie włączyła się szkolna młodzież i alumni seminarium. Gdy jednak mieszkańcy spostrzegli przygotowania do szturmu, udali się do Rayskiego prosząc, aby wyszedł z miasta i przyjął bitwę w otwartym polu. Również biskup sandomierski Józef Juszyński zwrócił się w tej sprawie do Jana Nepomucena Rayskiego, który 9 lutego wraz z powstańcami opuścił Sandomierz i wyruszył w kierunku Koprzywnicy, aby połączyć się z Langiewiczem.
Wyjątki z pamiętników powstańca. Bitwa pod Słupczą dnia 8 lutego 1863 r. „Dziennik Warszawski” 1865 rok:
„W mieście Sandomierzu, jakiś tęgi mężczyzna, na ślicznym karym koniu, w ogromnej konfederacie na głowic, z opaską na rękawie, mianujący się pułkownikiem z zimną krwią szykował swoich strzelców i drogę wiodącą ku Słupczy barykadował. Uszykowany w dwa szeregi zastęp sandomierski przyglądał się obojętnie zbłoconym i obszarpanym rozbitkom, głodnym i znużonym. Po dobrej godzinie dopiero zniesiono słomę i kto mógł, spoczął. Pułkownik nie słysząc więcej strzałów, gdy nadto wieczór zapadał, barykadować drogi zaprzestał. Nastąpił tedy przegląd tak rannych, jako i zdrowych, szukano Zdanowicza, kasjera, oficerów. Na próżno! W nocy jakoś około godziny 10 naczelnik odnalazł się i kasę podobno złożył, a nawet miał być aresztowany. Słychać było jednak, że tylko 25 tysięcy znaleziono w kasie, a Zdanowicz z sześcioma swoimi nieodstępnymi z aresztu umknął; długi czas po drogach rozbijał, dwory napadał, aż nareszcie prześladowany od swoich i od Rosjan, oddał się sam w ręce sprawiedliwości. W stronie wsi Słupczy widać było ogniska naszych zwycięzców i słychać śpiewy tryumfujące; my skuleni, moknąc na deszczu, leżeliśmy jeden obok drugiego na rozesłanej po bruku słomie. A było takich szczęśliwych bardzo mało, gdyż ledwie 150 naliczyliśmy. O północy bęben odezwał się, pułkownik przyjechał i tłumacząc się: że „miasta nie chce wydać na pożar i rzeź” kazał nam zbierać się dalej. Deszcz lał jak z cebra, noc ciemna, każdy więc gdzie mógł krył się przed niezbyt przyjemnym spacerem. Około pierwszej wyszły naprzód wozy z amunicją, mundurami, suknem w postawach – wszystko zabrane objezdczykom, dalej postępowała kawaleria, potem znowu wozy z zapasami żywności, na ostatku niedobitki spod Słupczy i bryczki z maruderami.
Około południa wojska rosyjskie weszły do Sandomierza, idąc szerokim pasem od Gołębic aż do Gór Pieprzowych a kozacy posuwając się wzdłuż Wisły odcinali Puławiakom możliwość ucieczki przez Wisłę do Galicji. Główne siły Miednikow prowadził gościńcem zawichojskim. Piechota rosyjska prowadząc zmasowany ogień zbliżała się do murów i barykad, które były słabo bronione przez wycofujących się Puławiaków. Moskale po wkroczeniu do miasta, rozpoczęli rabunek, który trwał aż do następnego dnia. Wojska rosyjskie już 11 lutego opuściły Sandomierz a podpułkownik Miednikow uprowadził z sobą 15 rannych i 40 ujętych powstańców. Miasto po wyjściu Moskali ponownie znalazło się pod władzą Rządu Narodowego.
Pocztówka przedstawiająca obraz Ryszarda Praussa „Partia powstańcza na Św. Krzyżu” / źródło: Świętokrzyski Miesięcznik Ilustrowany
Skutki bitwy pod Słupczą
W szpitalu św. Ducha wśród rannych powstańców znajdował się Leon Frankowski. Rozpoznany przez żandarma Kasziryna, któremu w Kazimierzu darował życie został przewieziony do Lublina. W czasie przesłuchań wykazał ogromny hart ducha, nikogo nie wydał, nie prosił też cara o łaskę. 16 czerwca 1863 roku Leon Frankowski, komisarz województwa lubelskiego został powieszony w Lublinie. Zdanowicz oddał się 13 lutego 1863 roku w Lublinie w ręce generała Aleksandra Chruszczowa. Stanął przed sądem wojennym, został skazany na śmierć, zamienioną później na 25 lat katorgi na Sybir, gdzie zmarł.
W oddziale Puławiaków walczył także Adam Chmielowski, św. Brat Albert, wówczas 18-letni uczeń Instytutu Rolniczo-Leśnego w Puławach, który po bitwie pod Słupczą przedostał się do Langiewicza. Ofiarą tych tragicznych wydarzeń był również brat Szymon Czerniakowski, który opuścił klasztor, aby walczyć w oddziale Puławiaków. Po schwytaniu przez Rosjan został utopiony w Wiśle. Wielu księży i alumnów z seminarium z Sandomierza wzięło udział w powstaniu, część z nich zginęła. Za pomoc rannym powstańcom został aresztowany kanonik i proboszcz parafii Gór Wysokich ksiądz Konstanty Foltański.
Po klęsce powstania w 1864 roku ukazem carskim zostały skasowane klasztory reformatów i dominikanów w Sandomierzu, a także franciszkanów w Zawichoście. Na mocy carskiego ukazu w ramach represji Koprzywnica i Klimontów utraciły prawa miejskie, za udział mieszkańców w Powstaniu Styczniowym. Historia naszego kraju naznaczona jest krwią i blizną. Mówi się, że w Polsce wolność krzyżami się mierzy. Miejscem ciągle przypominającym o tamtej walce jest mogiła, będąca wiecznym świadectwem tragicznych wydarzeń i bohaterskiej walki. Kultywowanie pamięci o tamtych wydarzeniach jest naszym zbiorowym obowiązkiem.
Ksiądz Konstanty Foltański zmarł w Górach Wysokich 20 czerwca 1880 roku. Został pochowany na parafialnym cmentarzu / Fot. Grażyna Szlęzak-Wójcik – Radio Kielce
Ksiądz Konstanty Foltański (1829-1880)
Kanonik Kapituły Sandomierskiej, regens Seminarium Duchownego w Sandomierzu, proboszcz parafii w Górach Wysokich, mocno zaangażowany w sprawę niepodległości Polski. Konstanty Foltański urodził się 2 października 1829 roku, we wsi Niemianowice, na Ziemi Radomskiej. W 1849 uzyskał święcenia kapłańskie a w 1852 roku został profesorem Seminarium Duchownego w Sandomierzu. Od 1853 roku pełnił funkcję sekretarza Konsystorza Generalnego Sandomierskiego – odpowiednik późniejszej kurii diecezjalnej. W latach 1854-1864 był regensem kancelarii Konsystorza. 7 października 1861 roku ksiądz Foltański wszedł do wyłonionej w wyborach samorządowych Rady Powiatowej Sandomierskiej. W 1864 roku powołany został na regensa Seminarium Duchownego w Sandomierzu.
Ksiądz Foltański od 1856 był proboszczem parafii Góry Wysokie, zasłużył sobie także na miano bliskiego współpracownika biskupa sandomierskiego Józefa Juszyńskiego. To m.in. dzięki niemu biskup zmienił swój stosunek do manifestacji patriotycznych i do sprawy narodowej. Zaskutkuje, to tym, że Pasterz Diecezji będzie brał udział w manifestacjach na Świętym Krzyżu, Sandomierzu, Zawichoście, czy Czyżowie. Jako profesor seminarium wywarł ogromny wpływ na alumnów, którzy wzięli udział w manifestacjach patriotycznych a następnie blisko połowa z nich wstąpiła w szeregi powstańcze. Za ten stan rzeczy władze rosyjskie oskarżały księdza profesora Foltańskiego, który w następujący sposób został scharakteryzowany:
„Zebrane przeze mnie wiadomości mówią, że przeciw księdzu K. F. nie ma żadnych faktycznych danych, które by stwierdziły jego udział w powstaniu. Przy głębokiej pobożności i surowości życia, jest mądry i sprytny, trzyma się zdała od społeczeństwa wydaje się na oko obojętnym na wszystko i myśli tylko o wypełnieniu obowiązków swego powołania, każdy, kto miał możność go poznać i obserwować, twierdzi, że pod tą chłodną powierzchownością kryją się głębokie uczucia, skrajnie „rewolucyjny” nastrój i fanatyczna nienawiść do wszystkiego, co rosyjskie(…)”.
Akta rządowe sugerują, że był członkiem organizacji powstańczej w Sandomierzu bezgranicznie zaangażowanym w sprawę narodową, ale nie zostały podane żadne dowody jego przynależności. Władze rosyjskie zarzucały mu także, że był przyjacielem ks. Kacpra Kotkowskiego, proboszcza z Ćmielowa, który był główną podporą „rewolucji” w województwie sandomierskim a sam Foltański absolutnie niczym się nie zdradził. Dodatkowo chłopi z Gór Wysokich złożyli doniesienie do podpułkownika Siergieja Gołubowa, naczelnika wojennego sandomierskiego, że ksiądz Foltański i Kryspin Świeżyński, dzierżawca dóbr donacyjnych Góry, po bitwie pod Słupczą 8 lutego 1863 roku dali schronienie rannym powstańcom, urządzili dla nich lazaret, a następnie niektórym ułatwili ucieczkę do Galicji. Wskazywano, że obaj utrzymywali bliskie kontakty z różnymi osobami popierającymi powstanie. Powiadomiony o skardze Kryspin Świeżyński zdążył wyjechać do Krakowa, natomiast proboszcz ksiądz Foltański został 23 maja 1864 roku aresztowany przez naczelnika wojennego i osadzony w sandomierskim więzieniu, pomimo że przeprowadzona rewizja, dokonana w jego domu nie wykazała nic kompromitującego. Dzięki staraniom biskupa Juszyńskiego, po 12 dniach pobytu w areszcie, ksiądz Foltański został uwolniony. Władze rosyjskie stwierdzały, że ksiądz Foltański nie zasługuje na zaufanie pod względem politycznym i dalej będzie wywierał zły wpływ na młode umysły alumnów. 12 maja 1868 roku został usunięty ze stanowiska rektora Seminarium przez gubernatora radomskiego, nie pomogły zabiegi biskupa Juszyńskiego, który ponawiał prośby jeszcze w roku 1874 i 1878, aby ksiądz Foltański ponownie został regensem w seminarium.
Władze rosyjskie nie zapomniały księdzu Foltańskiemu jego działalności i chociaż uwolniły go od zarzutu przynależności do tajnej organizacji powstańczej, to jako osoba nieprawomyślna politycznie został zmuszony do opuszczenia Sandomierza i zamieszkania na swym probostwie w Górach Wysokich. Pozbawiły go także wszystkich urzędów w diecezji i nałożyły na niego kontrybucję w wysokości 100 rubli. Kara wynikała z tego, że 2 lutego 1863 roku Sandomierz został zajęty przez powstańców, którzy zarekwirowali 6288 rubli i 65 kopiejek z kasy miejskiej i powiatowej. Na mocy decyzji ppłk Siergieja Gołubowa, naczelnika wojennego powiatu sandomierskiego z 28 stycznia 1864 roku spłata zabranej kwoty została nałożona na mieszkańców miasta i wyższe duchowieństwo. Była to również kara za to, że biskup Juszyński błogosławił przybyłych powstańców do Sandomierza i po przejęciu przez nich władzy w mieście koncelebrował z innymi kapłanami mszę świętą w sandomierskiej katedrze, popierając tym samym powstanie. Kontrybucja nałożona na duchowieństwo wyniosła 1638 rubli i 65 kopiejek zabranej z kasy miejskiej, biskup zapłacił 338 rubli i 65 kopiejek a z mieszkańców powiatu sandomierskiego ściągnięto w ramach represji 22 525 rubli. Stałe prześladowania ze strony władz rosyjskich nadszarpnęły zdrowie ksiedza proboszcza Konstantego Foltańskiego. Zmarł w Górach Wysokich 20 czerwca 1880 roku, w wieku 51 lat i został pochowany na parafialnym cmentarzu.
Opracował: poseł Marek Kwitek