Miłośnikom przyrody wilk kojarzy się z dumnym zwierzęciem, które jest niezbędne, by utrzymać lasy w dobrej kondycji. Dla przeciwników to szkodnik, którego należy wyeliminować. Szacuje się, że rocznie w Polsce zastrzelonych zostaje ponad 140 wilków. Drapieżniki są też trute i wpadają w sidła.
Cała Polska śledziła sprawę wadery z nadleśnictwa Daleszyce, która zginęła w kłusowniczych wnykach. Podobnie było z wilkiem Kosym, którego zastrzelono na Roztoczu. Ten ostatni miał na szyi obrożę telemetryczną założoną przez naukowców, którzy śledzili jego aktywność. Kosy samotnie opiekował się trójkę młodych, wcześniej zginęła jego partnerka. Szczenięta po śmierci ojca umarły z głodu.
Z drugiej strony niedawno głośno było o wilkach, które podeszły blisko pilarzy pracujących w lesie w pobliżu Brzozowa na Podkarpaciu. Pilarze próbowali je przegonić, ale zwierzęta nie bały się ludzi. Burmistrz Brzozowa uzyskał zgodę na odstrzał wilków, dwa osobniki zostały zabite.
Innym problemem jest fakt, że wilki atakują też zwierzęta gospodarskie, a skarb państwa co roku musi płacić hodowcom odszkodowania. W lutym ubiegłego roku głośno było o watasze, która zaatakowała i rozszarpała stado hodowlanych danieli. Zginęła też koza kameruńska.
Wilki i ludzie
Do spotkań oko w oko z wilkami będzie dochodziło coraz częściej. To dlatego, że populacja tych zwierząt rośnie. Powoli, ale systematycznie. Po wojnie wilki Polsce masowo zabijano. Strzelano do nich, truto je, rozkopywano nory i zabijano szczeniaki. Gatunek został prawie wytępiony na terenie całej Polski, a liczebność populacji w 1973 roku szacowało się na około 100 osobników. Z zachodniej części kraju wilk zniknął całkowicie. Dopiero objęcie gatunku ochroną prawną pozwoliło populacji tych zwierząt się odbudować.
Dziś w Polsce żyje około 2-2,5 tys. wilków. Za zabicie zwierzęcia grozi nawet pięć lat więzienia. W praktyce jednak bardzo trudno znaleźć sprawców. A nawet jeżeli się to uda, to większość nie ponosi kary. Stowarzyszenie dla Natury Wilk monitoruje postępowania sądowe zabójców wilków. Jak czytamy na stronie internetowej organizacji: „Spośród 39 śledztw w sprawie zastrzelenia wilków, aż 26 zostało umorzonych z powodu niewykrycia sprawców lub „niskiej szkodliwości czynu”. W sześciu sprawach sądowych zakończonych wyrokiem skazującym winnymi byli myśliwi. Zarówno członkowie Polskiego Związku Łowieckiego, jak i myśliwi z zagranicy – z Belgii, Niemiec i Holandii, którzy wykupili polowania komercyjne na inne gatunki łowne. Tylko w jednym przypadku sprawcą okazał się kłusownik nielegalnie posiadający broń palną. Sąd skazywał winnych na kary więzienia w zawieszeniu oraz grzywny w wysokości zaledwie kilku tysięcy złotych.”
Wilki używają do porozumiewania się między sobą różnych sygnałów dźwiękowych: wycia, szczekania, warczenia, skomlenia i pisków / źródło: pixxabay.com
Świętokrzyskie watahy
Według danych zebranych przez fundację SAVE Wildlife na terenie naszego województwa żyje 55 wilków. Przyrodnicy przygotowali specjalną mapę rozmieszczenia tych zwierząt. Świętokrzyskie watahy wilków liczą nawet po ośmiu osobników. Najwięcej jest ich w północnej części województwa. Mapa obejmuje w sumie 11 kompleksów leśnych. Badania pokazują, że wilki czują się coraz lepiej w Świętokrzyskiem. A warto pamiętać, że w latach 50. ubiegłego wieku te zwierzęta zostały na naszym terenie praktycznie wytępione.
Paweł Kosin, rzecznik Nadleśnictwa Daleszyce mówi, że obecnie w daleszyckich lasach żyje jedna wilcza rodzina. Jej liczebność szacowana jest na 5-8 osobników. Nie było przypadków, by wilki w jakikolwiek sposób zagroziły ludziom.
– Unikają kontaktu z człowiekiem – zapewnia Paweł Kosin.
Z terenu obecnego nadleśnictwa wilki zniknęły w połowie ubiegłego wieku. Drapieżnik ponownie w okolicy Daleszyc pojawił się około 10 lat temu.
– Para wilków przeszła do nas prawdopodobnie z lasów suchedniowskich. Tam wilcza rodzina osiedliła się wcześniej. Na teren naszego województwa drapieżniki trafiły ze wschodniej Polski. Najprawdopodobniej przeszły po zamarzniętej Wiśle – mówi Paweł Kosin.
Jak dodaje, obecność wilczej watahy w lesie to dobra wiadomość dla leśników. Jest to dowód na to, że las jest właściwie utrzymany, naturalny. Wilki unikają terenów mocno zmienionych przez gospodarkę ludzką.
O popularności drapieżników z Daleszyc świadczy duża popularność filmów nagranych przez foto pułapkę. Zabawę wilczych szczeniaków, na portalu Youtube w ciągu niespełna miesiąca obejrzano ponad 37 tys. razy.
Wilki jak weterynarze
Według najnowszych badań naukowców z Gdańska oraz Warszawy wilki mogą ograniczyć rozprzestrzenianie się afrykańskiego pomoru świń, czyli ASF. Tę groźną dla trzody chlewnej chorobę przenoszą dziki. A dziki są jedną z częstszych ofiar wilczych łowów, drapieżniki zjadają też padłe dziki.
ASF jest jedną z najbardziej niebezpiecznych chorób gatunków świniowatych. W ostatnich latach wirus gwałtownie rozprzestrzenił się w populacji dzików, a następnie w hodowlach świń we wschodniej i środkowej Europie, powodując ogromne straty ekonomiczne. Na walkę z ASF co roku wydaje się dziesiątki milionów złotych.
Naukowcy Uniwersytetu Gdańskiego, Uniwersytetu Warszawskiego i Roztoczańskiego Parku Narodowego sprawdzili czy wirus wywołujący ASF jest w stanie przetrwać w układzie pokarmowym wilka i w konsekwencji, czy może być rozprzestrzeniany wraz z odchodami tych zwierząt. Badania molekularne wykazały, że wirusa w ekskrementach drapieżników nie ma. To sugeruje, że wilki nie przenoszą ASF. Analizy prowadzone w różnych regionach Polski wskazują, że dziki mogą stanowić ponad 30 proc. biomasy pokarmu wilków. Osobniki chorujące na afrykański pomór świń są słabsze, dlatego w pierwszej kolejności padają ofiarami drapieżników. Poza tym wilki nie gardzą padliną i zjadają padłe zwierzęta.
Polowanie parami lub watahami rozpoczyna się zwykle o zmierzchu i może trwać całą noc / źródło: pixabay.com
Strzelać czy chronić?
Myśliwi coraz częściej wspominają o konieczności regulacji liczebności wilków. Łowczy Krajowy – Paweł Lisiak, przewodniczący Polskiego Związku Łowieckiego – zaproponował, żeby nadzór nad liczebnością wilków sprawowali wyłącznie myśliwi i tylko przez ściśle kontrolowany odstrzał.
„Nie można na dłuższą metę przedkładać dobra jednego gatunku zwierząt nad pozostałymi. Wilk to duży drapieżnik, który w wyraźnym stopniu oddziałuje na populacje innych zwierząt” – napisał w stanowisku przesłanym Polskiej Agencji Prasowej na początku ubiegłego roku.
Z takim podejściem nie zgadzają się przyrodnicy. Dr hab. Sabina Pierużek-Nowak, prezes Stowarzyszenia dla Natury Wilk, uważa, że nie ma konieczności regulowania populacji drapieżników, bowiem zwierzęta robią to same.
– Wilki są terytorialne, jedna grupa rodzinna potrzebuje około 300 kilometrów kwadratowych. Jeżeli jakieś inne wilki wchodzą na ich teren, dochodzi do walki, podczas której słabsze zwierzęta giną. A dużych obszarów leśnych jest w naszym kraju ograniczona liczba – tłumaczy.
Zdaniem pani prezes, myśliwym nie chodzi o to by cokolwiek chronić, tylko o trofea.
– O czaszki i skóry wilków. Dla myśliwych to cenna zdobycz – twierdzi Sabina Pierużek-Nowak.
Jak dodaje, liczbę wilków ograniczają też choroby, na przykład świerzb, wirus nosówki, czy parwowirus psi. Zwłaszcza świerzb jest groźny, bowiem często zabija całe grupy rodzinne. Liczbę drapieżników ograniczają też legalne odstrzały. Sabina Pierużek-Nowak podkreśla, że wilki nie są w Polsce bezwzględnie chronione. W pewnych sytuacjach, na przykład, kiedy wilki nie boją się człowieka lub konkretna rodzina wilcza powoduje duże szkody w gospodarstwach i skutecznie omija wszelkie zabezpieczenia, jest możliwość zgodnej z prawem eliminacji drapieżnika. Generalna Dyrekcja Ochrony Środowiska wydaje zgodę na odstrzał również w przypadku, kiedy wilk jest poważnie chory, na przykład ma zaawansowany świerzb. W sumie rocznie wydaje się 15-16 takich dokumentów, co prowadzi do legalnego odstrzału około 40 wilków.
Zdaniem przyrodników rosnąca populacja drapieżnika przynosi dużą korzyść zarówno dla przyrody, jak i gospodarki człowieka. Tam gdzie żyją wilki, jest mniej jeleni i saren, które żerują w jednym miejscu krócej, a podczas żerowania poświęcają więcej czasu na obserwację otoczenia. W ten sposób rośliny wrażliwe na zgryzanie mają większą szansę na przetrwanie, co zwiększa bioróżnorodność naszych lasów. Zdaniem naukowców, chroniąc wilki, chronimy też budżet leśników, którzy co roku i wydają na ochronę lasu przed kopytnymi od 100 do 150 mln zł.
Wzrost zagęszczenia dzikich jeleniowatych w lasach powoduje też znaczący rozwój populacji kleszczy, co przyczynia się do zwiększania liczby zachorowań ludzi na boreliozę oraz odkleszczowe zapalenie opon mózgowych.
Nie można też zapominać o wypadkach drogowych, które powodują dzikie zwierzęta. Zderzenie z sarną czy łosiem może być śmiertelne. Z danych udostępnionych przez Stowarzyszenie dla Natury Wilk wynika, że w Europie rocznie zachodzi ponad 500 tys. kolizji z udziałem jeleniowatych. Obrażenia ponosi w nich 30 tys. osób, a szkody materialne szacuje się na miliard euro. W Polsce w 2018 roku było 195 zdarzeń z udziałem zwierząt, w wyniku których 10 osób zginęło, a 229 zostało rannych.
Wilki polują też na bobry, które ostatnio są dużym problemem. Ochrona bobrów sprawiła, że gatunek ten gwałtownie zwiększył swoją liczebność, co staje się problemem zwłaszcza na terenach powodziowych. Bobry niszczą wały przeciwpowodziowe. Dla wilka bóbr to smaczny kąsek, badania pokazują, że mogą one stanowić nawet ponad 20 proc. biomasy pokarmu konsumowanego przez drapieżnika.
Przyszłość wilków w naszym kraju, ale również Europie, jest niepewna. O zalegalizowaniu odstrzałów drapieżników głośno mówi się w Niemczech. Powodem są coraz częstsze ataki wilków na owce i bydło. Nie wiadomo, co przyniosą najbliższe lata. Szkoda jednak byłoby, gdyby wilki znów zniknęły z naszych lasów. A o ich istnieniu będą przypominać tylko filmy przyrodnicze, czy Biegi Tropem Wilczym organizowane na cześć żołnierzy wyklętych.