Trudne dzieciństwo
Trudne dlatego, że wcześnie stracił rodziców – jego ojciec został otruty, gdy Jeremi miał cztery lata, a wkrótce też zmarła matka. Wychowywał go stryj Konstanty Wiśniowiecki.
– Co ciekawe, Jeremi był kształcony w kolegium jezuickim, choć był wyznania prawosławnego. W wieku dziewiętnastu lat dokonał jednak konwersji, czyli przeszedł z prawosławia na katolicyzm. Skutek był taki, że prawosławne środowisko traktowało go jako zdrajcę i odszczepieńca. Z kolei środowisko katolickie zastanawiało się, dlaczego dokonał tej zmiany. Mówiono, że pewnie dla kariery. I ta opinia ciągnęła się za nim przez lata – tłumaczy Cezary Jastrzębski.
Krwawy Jarema
Oceny postaci dokonywane przez późniejszych historyków były bardzo różne. Część zarzuca mu wyjątkowe okrucieństwo.
– Jest to ocena z naszego punktu widzenia. W tamtych czasach postawa Wiśniowieckiego nie była jakimś odstępstwem od normy. Takim samym okrucieństwem wykazywał się inny bohater narodowy z XVII wieku, Stefan Czarniecki, który występuje w naszym hymnie narodowym. Weźmy też na przykład sytuację chłopów, w jak brutalny sposób byli traktowani przez swoich panów. Warto też wiedzieć, że za zabójstwo można było uniknąć kary, wystarczyło tylko zapłacić tak zwaną „główszczyznę”. Inną miarą niż dzisiaj oceniano wartość ludzkiego życia, inna obowiązywała norma – wyjaśnia historyk.
Jeremi Wiśniowiecki dysponował gigantycznym majątkiem. W najlepszych swoich latach było to około 38 tys. domów i 200 tys. poddanych. Miał też prywatną armię, która liczyła od dwóch do sześciu tysięcy żołnierzy. Wszystko jednak przepadło na skutek powstań chłopskich i kozackich. Ich kulminacją było powstanie Chmielnickiego.
Pod koniec życia, po największych swoich sukcesach – obronie Zbaraża w 1649 roku i po bitwie pod Beresteczkiem w 1651 roku nie dysponował już praktycznie żadnym majątkiem. Znane są z dokumentów narzekania jednego z wierzycieli, który pożyczył Wiśniowieckiemu 3 tys. zł i ciągle bezskutecznie domagał się zwrotu długu. Tymczasem jeszcze dwa lata wcześniej roczne dochody Wiśniowieckiego wynosiły około 600 tys. zł. To pokazuje też tragizm tej postaci.
Wiśniowiecki wódz wybitny
Jakim wodzem był książę Jeremi Wiśniowiecki? Henryk Sienkiewicz w „Ogniem i mieczem” pokazał go jako wspaniałego obrońcę Zbaraża. I faktycznie tak to wyglądało. Wiśniowiecki obroną kierował i doprowadził do tego, że twierdza się nie poddała. A nie była to norma. Hetmani w tamtych czasach byli najczęściej nieudolni. Na przykład Mikołaj Potocki, który w opracowaniach historycznych oceniony jest jednoznacznie: przesądny, niedołężny, zbyt pewny siebie, alkoholik, rozpustnik, kunktator. Pierwszy i chyba jedyny w historii Rzeczypospolitej hetman prowadzący bitwę pod wpływem alkoholu ze swojej karocy. Autor klęski pod Żółtymi Wodami i Korsuniem.
– Był wielkim antagonistą Wiśniowieckiego. Wszyscy wiedzieli, że jeśli Potocki wyrazi jakąś opinię, to Wiśniowiecki zaproponuje coś zupełnie innego. Podczas jednych z obrad sejmowych zastanawiano się nawet, czy nie zrezygnować z przepisu, który mówił o dożywotnim piastowaniu funkcji hetmana koronnego. Chodziło tu zapewne o odebranie buławy Potockiemu i przekazanie jej Wiśniowieckiemu. Świadczy to o tym, że nie tylko przez Sienkiewicza, ale też przez współczesnych, książę uznawany był za wybitnego wodza. Sztuki wojennej uczył się w Niderlandach. Później w XVII wieku walczył w wielu bitwach i wojnach. Najważniejszy był jednak okres powstania Chmielnickiego, obrona Zbaraża i bitwa pod Beresteczkiem w 1651 roku. Tam, dowodząc lewym skrzydłem jazdy, walnie przyczynił się do zwycięstwa wojsk polskich. Po tej bitwie załamało się powstanie Chmielnickiego – mówi Cezary Jastrzębski.
Jednak oceniając hetmana i jego zasługi dla Rzeczpospolitej, zdaniem historyka, nie należy zapominać, że Wiśniowiecki był przedstawicielem ówczesnej magnaterii. Jak wiemy z historii magnaci często własne interesy przedkładali nad dobro ojczyzny. Powstanie Chmielnickiego toczyło się na jego włościach, walczył więc o swoje ziemie oraz by utemperować własnych zbuntowanych poddanych. Nie wiadomo, czy tak ochoczo stanąłby w obronie innych magnackich terytoriów.
Wiśniowiecki na Świętym Krzyżu
Historycy do dziś zadają sobie pytanie, czy książę Jeremi Wiśniowiecki spoczywa na Świętym Krzyżu.
– To jest problem związany też ze śmiercią Wiśniowieckiego. Ze źródeł wynika, że w jego obozie w Pawołoczy prawdopodobnie wybuchła jakaś epidemia. Jej ofiarą padł również 39-letni wówczas książę. Pojawił się problem, gdzie powinien zostać pochowany, ponieważ tereny z jego dobrami w Wiśniowcu były zajęte przez powstańców. Początkowo więc pochowany został w Sokalu, a po dwóch latach, w 1653 roku, postanowiono go pochować na Świętym Krzyżu. Pewnie dlatego, że żona Wiśniowieckiego, Gryzelda z Zamojskich, była spokrewniona z Oleśnickimi, którzy wybudowali sobie tam w 1620 roku kryptę i kaplicę grobową. Przewieziono więc zwłoki, aby urządzić pogrzeb zmarłemu. Nigdy jednak uroczysty pogrzeb się nie odbył – wyjaśnia doktor Cezary Jastrzębski.
W 1655 roku przez Rzeczpospolitą przelewał się potop szwedzki. Okupanci przez trzy lata przebywali na Świętym Krzyżu, torturując zakonników i plądrując sanktuarium. Według Cezarego Jastrzębskiego można przypuszczać, że Szwedzi splądrowali grób i nie było już komu urządzać pogrzebu. Po prostu ogołocili trumnę i być może rozrzucili szczątki.
Inni badacze nawiązują do wielkiego pożaru w 1777 roku zabudowań klasztornych, głównie kościoła. Świątynia spłonęła wtedy całkowicie. Ogień mógł więc też strawić trumnę z ciałem Wiśniowieckiego. Konsekracja nowej świątyni, która stoi do dziś, odbyła się w 1806 roku.
Zastanawiający jest też fakt, że w dziewiętnastowiecznych dokumentach, materiałach, czy publikacjach dotyczących świętokrzyskiego sanktuarium, bardzo rzadko wspominano, że spoczywa tam Jeremi Wiśniowiecki.
Dopiero na początku XX wieku pojawiły się informacje, że trumna, która dziś znajduje się na Świętym Krzyżu, zawiera szczątki Wiśniowieckiego. Wtedy też ruszyła prawdziwa lawina informacji na ten temat. Tymczasem, jak zauważa Cezary Jastrzębski, możliwości jest wiele. Może to być fundator kaplicy Mikołaj Oleśnicki, może być jego syn Jan, a może opat Stanisław Sierakowski. Rzekome szczątki Wiśniowieckiego były mocno przemieszane i nie ma pewności, czy wszystko, co znajduje się w trumnie podpisanej „Jeremi Wiśniowiecki”, należy do jednego człowieka. Głowa jest odspojona, a szyja częściowo zniszczona. W trumnie znaleziono też gorset kobiecy. Szczątki nie były ubrane, ale przykryte ubraniami.
Badania kryminalistyczne
W 1980 roku ówczesny docent, a dziś profesor, Jan Widacki, postanowił zająć się problemem Jeremiego Wiśniowieckiego. W opublikowanej książce „Detektywi na tropach zagadek historii” wraz z kilkoma specjalistami, zajmującymi się między innymi kwestiami identyfikacji zmarłych, opisał swoje badania.
Okazało się, że szczątki należały do osoby otyłej, mierzącej 162-163 centymetrów wzrostu. Cezary Jastrzębski zwraca uwagę, że Wiśniowieckiego opisywano jako człowieka niewielkiego wzrostu, lekko zaokrąglonego. Ten opis mógłby pasować, ale… w dzisiejszych czasach, ponieważ wówczas osoby mierzące ponad 160 centymetrów uważano za wysokie. Badania też ustaliły, że zwłoki człowieka z trumny nie były poddane sekcji. A przecież w kronikach obozowych z Pawołoczy zachował się dokładny jej opis. Sekcji zwłok księcia dokonano po to, by ustalić, czy nie został otruty. I ta opisywana sekcja wykazała, że nie było trucizny.
– Być może powiedziano tak tylko po to, aby uspokoić wojsko, które bardzo poruszyła informacja o otruciu wodza – mówi historyk z Uniwersytetu Jana Kochanowskiego.
Badacze poddali specjalistycznym badaniom próbki kości i tkanin. Wykazały one, że pochowany w trumnie człowiek miał co najmniej 50 lat. Zatem nie mógłby to być Wiśniowiecki, który w chwili śmierci miał 39 lat.
Z historycznych materiałów wiemy też, że Jeremi był pochowany w karmazynowym żupanie. Badania wykazały, że tkanina przez wieki wprawdzie zmieniła kolor, ale pierwotnie nie była karmazynowa.
Nie zajmowano się trumną, ponieważ przez lata była malowana i odnawiana. Niewątpliwie jednak była obita ołowiem. Widoczne są jego fragmenty. Dawniej na czas podróży trumnę smołowano i obijano blachą. Na rękach osoby, która tam leży, zidentyfikowano substancję, którą może być smoła. To mogłoby potwierdzać tezę, że zachowana mumia to Jeremi.
Na koniec warto zwrócić uwagę, że nie dysponujemy autentycznym portretem Jeremiego Wiśniowieckiego. Dlatego można wykonać superprojekcji, czyli badania, w którym, dysponując zdjęciem i szczątkami, dokonuje się identyfikacji zwłok.
Ostatecznie zespół profesora Widackiego stwierdził, że szczątki znajdujące się na Świętym Krzyżu nie należą do Jeremiego Wiśniowieckiego. Ale to w niczym nie zmieniło legendy. Naukowiec opisał w swojej książce, że będąc po jakimś czasie ze znajomymi na Świętym Krzyżu, został rozpoznany przez zakonnika oprowadzającego wycieczkę. Przewodnik powiedział do zwiedzających: „Właśnie jest obok nas naukowiec, który badał szczątki i stwierdził, że jest to Jeremi Wiśniowiecki”. I profesor bez namysłu odpowiedział: „Tak, przecież każdy to widzi”. Dlaczego zaprzeczył wynikom swoich badań? Bo według profesora nie należy walczyć z legendą.
Cezary Jastrzębski jest zdania, że można by jeszcze raz przeprowadzić badania, wykorzystując najnowsze metody identyfikacji zwłok. Może pozwoliłyby jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie: czy na Świętym Krzyżu spoczywa Jeremi Wiśniowiecki? Zdaniem historyka, jak najbardziej spoczywa, ale czy jest nim człowiek, który leży w opisanej książęcym nazwiskiem trumnie?