Uniwersyteckiemu Szpitalowi Dziecięcemu w krakowskim Prokocimiu nadal grozi poważny kryzys. Wciąż nie ma porozumienia lekarzy z Ministerstwem Zdrowia w sprawie zwiększenia wycen za świadczenia medyczne w pediatrii. Jeszcze rano na stole leżało 54 wypowiedzeń medyków, w tym ok. 30. anestezjologów. Jeśli ich nie wycofają, możliwe jest zamknięcie niektórych oddziałów. Konieczne będzie przeniesienie dzieci do innych placówek.
Dyrekcja szpitala liczy, że lekarze wycofają wypowiedzenia. Na razie zrobiło to 20 medyków. Lekarze cały czas domagają się zmiany najbardziej nieoszacowanych procedur medycznych.
W połowie stycznia resort obiecał zająć się tą sprawą, ale od tamtego momentu rozmowy stanęły w miejscu. Jak mówi dr Agata Hałabuda, radiolog oraz przewodniczącą Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy w szpitalu, lekarze czekają na jakiś gest ze strony Ministerstwa Zdrowia:
– Czekamy na plan działania, plan spotkań dotyczących zmiany tych najbardziej niedoszacowanych procedur. Czekamy do końca dnia.
Po południu dyrekcja Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Prokocimiu ma się spotkać z wojewodą małopolskim w sprawie dofinansowania placówki.
Katarzyna Pokorna-Hryniszyn, rzeczniczka Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego, ma nadzieję, że od wtorku szpital będzie pracował normalnie:
– Odejście lekarzy z pracy byłoby ogromnym problemem przede wszystkim dla dzieci i ich rodzin. Najbliższe szpitale specjalistyczne, które mogą pomóc tym dzieciom to Warszawa, Wrocław, Łódź. To odległe miasta dla tych, którzy mieszkają przy wschodniej i mocno południowej części Polski.
Uniwersytecki Szpital Dziecięcy w krakowskim Prokocimiu, jest zadłużony na blisko 40 milionów złotych. Jak przekonują lekarze, wynika to jednak z dużej różnicy między tym jak wyceniane są świadczenia medyczne przez Narodowy Fundusz Zdrowia, a ile kosztują naprawdę. Przez co szpital musi się zadłużać.