Z nadzieją i niepokojem wchodzimy w nowy rok. Będzie lepszy, czy gorszy od poprzedniego? Patron założycieli klasztoru na Świętym Krzyżu uczy, że każdy rok jest dobry i każdy może tego doświadczyć, jeżeli dostrzeże dobro płynące z harmonii.
Dwa wieki już minęły, gdy nie ma benedyktynów na Łysej Górze. Przybyli tu kilkaset lat po czasie, gdy żyjący na przełomie V i VI wieku Benedykt z Nursji utworzył ich zakon i wprowadził zasady, które nie tylko obowiązywały współbraci, ale też promieniowały na wszystkie inne zgromadzenia w Europie.
Słuchaj, synu, nauk mistrza i nakłoń (ku nim) ucho swego serca” – to pierwsze słowa „Reguły” świętego Benedykta.
Komentatorzy zwracają uwagę na doniosłość zwłaszcza pierwszego słowa tego tekstu. Nie będziemy analizować jego wymiaru teologicznego. Przyjrzyjmy się raczej, jak olbrzymie konsekwencje może mieć ono dla nas, gdy potraktujemy je z należytą uważnością, gdy zrozumiemy płynące z niego nauki i gdy ku światu, w którym żyjemy, „nakłonimy ucho serca swego”.
Benedyktyni, którzy w swojej nazwie łacińskiej (łac. benedicere znaczy: mówić o kimś dobrze, chwalić go) zawarli głoszenie dobra i mówienie o wszystkich z życzliwością, głoszą chwałę otaczającego ich stworzenia. Wsłuchują się w każdą chwilę, którą jest im dane przeżyć i czerpią z niej radość, pozostając w harmonii ze światem.
Święty Benedykt z Nursji / opactwotynieckie.pl
Kiedy przybyli na Łysą Górę,
nie było tu jeszcze relikwii drzewa krzyża świętego, żadnej budowli, wspaniałego księgozbioru, ani tego wszystkiego, co kojarzymy z benedyktyńską spuścizną. Zastali majestatyczną górę i puszczę bogatą w roślinność i zwierzynę puszczę – nieustanny rytm następujących po sobie godzin i pór roku. Właśnie w ten rytm wsłuchali się najuważniej, z niego czerpali.
Współczesny niemiecki uczony, benedyktyn Anselm Grün napisał książkę o benedyktyńskim „Życiu w rytmie stworzenia”. Zauważa, że święty Benedykt „zrytmizował całe życie mnichów, i to w rytmie właściwym dla kosmosu”. Wsłuchani w ten rytm mnisi żyli i żyją zdrowiej i dłużej niż ci, którzy odchodzą od porządku natury. Przestrzeganiu owego porządku służyła, rozciągająca się na każdą chwilę dnia i nocy, rytualizacja życia.
Wczesne, ciche godziny poranne mnisi poświęcali na modlitwę i medytację traktowaną jako źródło, z którego człowiek czerpie swe siły duchowe. W godzinach przedpołudniowych benedyktyni oddawali się pracy. Ci, którzy wykonywali ją na przykład w polu, czy ogrodzie, nie wracali do świątyni, tylko modlili się w miejscu pracy. Gdy mijało południe mnisi odpoczywali, a później z nadejściem wieczoru wielbili Boga i dziękowali mu za dary mijającego dnia.
Rytualny charakter dnia mnicha nie został zatem ograniczony do określonych godzin modlitwy, ale do każdego przejawu codziennego życia – posiłku, pracy, odpoczynku. Jak zauważa Grün:
„Każda służba pragnie podnieść człowieka i uzdrowić go. Jej duchowe znaczenie staje się widoczne także w słowach, jakie św. Benedykt każe mówić bratu kończącemu tydzień służby w kuchni: Błogosławiony jesteś, Panie Boże, któryś mnie wspomagał i pocieszał. Gdy werset ten zostanie powtórzony trzy razy, brat ów otrzymuje błogosławieństwo i odchodzi. Wówczas zbliża się ten, kto służbę zaczyna i mówi: Boże, wejrzyj ku wspomożeniu memu; Panie, pospiesz ku ratunkowi memu (RB 35,16n; Ps 70[69],2).”
Patrząc na wyłącznie „świecki” wymiar benedyktyńskiego dzieła, musimy w tym miejscu zauważyć, że zasady organizacji pracy, które wprowadził święty Benedykt, do dziś są uważane za wzór funkcjonowania nowoczesnego przedsiębiorstwa.
Benedyktyńska zasada „Ora et labora”,
czyli „Módl się i pracuj”, jest najkrótszym zapisem harmonijnego połączenia tego co duchowe, z tym co związane jest ze służbą drugiemu, co nadaje sens naszemu życiu.
Jak ten precyzyjny i skrupulatny podział dnia ma się do zmiennego rytmu pór roku? Jednak, wyznaczając benedektyński rytm dnia, autor „Reguły” zharmonizował go z tym drugim porządkiem. Wsłuchując się weń, mnisi wiosną i latem więcej pracowali fizycznie, w zimie więcej czasu poświęcali na zgłębianie ksiąg i medytację. Co ważne, rytm dnia, z ustalonymi na przemian modlitwą i pracą, medytacją i odpoczynkiem, odpowiada wewnętrznemu rytmowi człowieka, powiedzielibyśmy teraz, jego zegarowi biologicznemu. W ten sposób Benedykt podzielał starożytną zasadę wyrażaną słowem horaios – zgodny z horami (godzinami) i jednocześnie piękny. Piękne i dobre jest zatem to, co ma swój, właściwy czas.
To piękno każdej chwili i każdego miejsca, w którym jest nam dane być, dobrze wyraża.
Pieśń na pochwałę celi,
którą co prawda napisał średniowieczny mnich kartuski Syferidus, ale z pewnością mógł ją napisać każdy z dawnych benedyktyńskich mieszkańców Świętego Krzyża:
„(…) Chwała niech będzie tobie celo, błyszczysz niby jaśniejąca gwiazda
Chwała niech będzie tobie celo, jak łagodne są twoje wojny
(…) Chwała niech będzie tobie celo, kwitniesz jak delikatna dziewczyna
(…) Chwała niech będzie tobie celo, ponieważ rozwiązujesz nienawiści
(…) Chwała niech będzie tobie celo, czy stara jesteś, czy nowa”
cytat za: „Benedyktyńska praca”, Tyniec 1997
Żyjemy w czasie, w którym porozrzucani po swoich celach – pokojach, zmuszeni jesteśmy do pracy z dala od innych. Opowiadamy o nadmiarze obowiązków, które na nas spadają z różnych stron. Może warto, byśmy właśnie teraz, zamiast odrzucać, co jest nam dane, przyjrzeli się temu co głosili i potwierdzali swoim życiem świętokrzyscy mnisi, a także kartuski poeta. Byśmy, wsłuchując się w rytm dnia, roku, kosmosu, przyjęli świat jako dobro, którego możemy każdego dnia doznawać, i które każdej godziny możemy czynić. Nie narzekajmy na odosobnienie i pustkę. Czerpmy z nich siłę na spotkanie.