Rzucanie pierogami i słomą, obserwacja gwiazd, konszachty z duchami, a nawet drobne kradzieże… Na dawnej wsi w czasie Świąt Bożego Narodzenia liturgia kościelna splatała się z praktykami magicznymi. A cel był jeden – zapewnienie zdrowia i dobrobytu.
Gody to staropolska nazwa Świąt Bożego Narodzenia obejmująca okres od Wigilii do Trzech Króli. Według etnografki Barbary Ogrodowskiej pochodzi ona od zaślubin starego i nowego roku oraz dnia i nocy. W wiejskiej izbie był to czas magicznych praktyk, w które obfitowała ludowa obrzędowość. Chłopi byli pobożni, nie potrafili jednak oprzeć się wróżbom. Byli ciekawi czekającego ich losu, mieli też swoje sposoby, aby wpływać na przeznaczenie. Ślady dawnej, ludowej obrzędowości bożonarodzeniowej przetrwały do naszych czasów, chociaż dziś ich genezę znają już tylko etnografowie.
Na Kielecczyźnie łańcuchem skuwano nogi wigilijnego stołu lub też obwiązywano je grubym sznurem, aby „przywiązał” on potrawy do domostwa / Fot. Wiktor Taszłow – Radio Kielce
Mak i grzyby dla duszy
– W Święta Bożego Narodzenia u mojej mamy nie mogło zabraknąć makowca, u mnie też zawsze jest – mówi pani Maria, seniorka, mieszkanka podkieleckiej wsi.
Nie potrafi jednak wyjaśnić źródła rodzinnej tradycji. Dlaczego mak? W kulturze ludowej przeznaczony był do celów rytualnych i leczniczych, miał bowiem właściwości usypiające i uśmierzające ból. Mógł także wywołać halucynacje, dzięki czemu ułatwiał kontakt z zaświatami. A niegdyś wieczerza wigilijna miała charakter zaduszny, o tym mało kto dziś wie. Dodatkowe nakrycie przy stole było szykowane dla duszy przodka, lub też dla Pana Jezusa wędrującego w Wigilię po świecie razem ze św. Szczepanem. W wierzeniach chłopów ze sferą śmierci kojarzone były również grzyby, obecne i dziś w wielu potrawach wigilijnych. Pochodziły z lasu, dla ówczesnych – z przestrzeni obcej i nieprzyjaznej.
Grzyby utożsamiane są ze sferą śmierci, wilgocią i rozkładem. A przy tym grzyby trujące i halucynogenne umożliwiają przejście w zaświaty, mogą sprowadzić destrukcję i śmierć – pisze etnografka Ewa Tomaszewska w książce „Magia świąt. Zimowy cykl świąteczny w tradycyjnych zwyczajach mieszkańców kieleckich wsi”.
W sferze tej znajdowały się też rośliny strączkowe (fasola i groch), które były pokarmem duchów. Aby dusze przodków mogły częstować się wigilijnymi potrawami, chłopi zostawiali niektóre z nich na noc na stole.
Szczęśliwy pieróg
W czasie Świąt Bożego Narodzenia przenikały się światy żywych i zmarłych. Należało więc wykorzystać ten moment i zapytać duchy o przyszłość, która mogła przynieść zdrowie i dobrobyt, albo biedę, choroby, a nawet śmierć.
Jeżeli w wigiliją Bożego Narodzenia po skończonej uczcie niebo jest piękne, gwiaździste – to i rok następny będzie piękny i urodzajny, niebo zaś pochmurne przepowiada rok słotny. Chmary gwiazd iskrzących się na niebie oznaczają, że zboże w następnym roku będzie kopne” – zanotował w XIX wieku etnograf badający zwyczaje Kielecczyzny, ks. Władysław Siarkowski.
„Ciskanie kop” także miało wywróżyć obfitość plonów. Zwyczaj ten polegał na wyrzucaniu w górę garści słomy. Jeżeli zaczepiła się u powały izby wieszczyło to dobre plony. Z noża wbitego w pieczywo „czytano”, czy zaraza zniszczy zboże, co szczegółowo opisał ks. Siarkowski:
W wigiliją Bożego Narodzenia po uczcie, kładzie się na stole pszeniczne ciasto pieczone i chleb żytni. Ciasto i chleb nakrajane powinny być tak, aby nóż włożony w jedno i drugie mógł ustać na sztorc trzonkiem do góry. Jeżeli nóż zardzewieje w cieście, to w następnym roku będzie zaraza na pszenicę, gdy zardzewieje w chlebie – na żyto padnie”.
Obserwacja „światów”, czyli ozdób świątecznych wykonanych z opłatków, dawała informacje o czekającym domowników losie / Fot. Wiktor Taszłow – Radio Kielce
Obserwacja „światów” – ozdób świątecznych, wykonanych z opłatków, dawała informacje o czekającym domowników losie. Kruche, misterne konstrukcje wycinano i sklejano śliną, a następnie wieszano na końskim włosiu lub nitce przy stropowych belkach. Jeśli stworzone w ten sposób „gwiazdy”, „planety” i „kołyski” zachowywały przez dłuższy czas swój pierwotny wygląd, nie kruszyły się, nie lęgły się w nich robaki, wieszczyło to pomyślny rok dla domowników.
Ciekawy zwyczaj wigilijny zanotowała Ewa Tomaszewska, opowiedziała jej o nim mieszkanka Huty Podłysica:
W Wigilię u niektórych rzucali się pierogami. Dodawało się orzechy do pierogów, było ich dwanaście, tyle ile miesięcy. Kto znajdował pierwszy orzech, ten w styczniu miał mieć szczęście. I tak po kolei, aż do grudnia. Znalazcy przypadał odpowiedni miesiąc i ten miesiąc miał być dla niego szczęśliwy”.
Na Kielecczyźnie łańcuchem skuwano nogi wigilijnego stołu lub też obwiązywano je grubym sznurem, aby „przywiązał” on potrawy do domostwa. Zwyczaj ten zapewniał dostatek przez cały rok. Zasobność portfela powiększała się, jeśli domownicy po wigilijnej wieczerzy obmyli ręce w miednicy z wodą, do której wrzucono drobne pieniądze.
Od Bożego Narodzenia chałupy odwiedzali „kolędziorze”. Na Kielecczyźnie wśród nich były postaci zwierząt: „Turonia”, „Kozy”, „Konia” i „Niedźwiedzia”. Przyjmowano ich chętnie, gdyż wesołe podskoki i szczere życzenia przebierańców były gwarancją urodzaju i szczęścia dla rodziny.
Zakazy w święte wieczory
W czasie wigilijnej wieczerzy pilnowano, aby nie odkładać na stół łyżki. Temu, kto nie dochował zakazu groził dotkliwy ból krzyża, uniemożliwiający pracę w polu i gospodarstwie / Fot. Wiktor Taszłow – Radio Kielce
W czasie świętych wieczorów, od Bożego Narodzenia do Trzech Króli, obowiązywały liczne zakazy i od ich przestrzegania zależało domowe szczęście. W te dni od zachodu słońca nikt nie pracował. Zbierano się w domach, aby śpiewać kolędy, odprawiać bożonarodzeniowe misteria i przyjmować kolędników. Każda praca mogła sprowadzić na rodzinę nieszczęście, np. użycie siekiery zwiastowało rozpad rodziny.
Wiele zakazów obowiązywało już w Wigilię. – Kobiety w Wigilię nie chodziły po domach – wspomina Jadwiga Brzoza z Kowali. Etnologowie potwierdzają, że pilnowano, aby pierwszym gościem odwiedzającymi dom tego dnia był mężczyzna, najlepiej z drobnym prezentem, choćby jabłkiem, które wróżyło zdrowie. Jeśli pierwszym wigilijnym gościem była kobieta, sprowadzało to na domostwo pecha.
Pilnowano też, żeby podczas wieczerzy nie odkładać na stół łyżki. Było to dosyć uciążliwe podczas biesiady. Łyżkę przez cały czas trzymano w zębach lub w ręku. Pilnowano, aby nie spadła na stół lub podłogę. Temu, kto nie dochował zakazu groził dotkliwy ból krzyża, uniemożliwiający pracę w polu i gospodarstwie.
Ówcześni chłopi dopuszczali się drobnych, sąsiedzkich kradzieży w Wigilię, miało to im przysporzyć majątku w nadchodzącym roku. Był to ogólnie przyjęty i tolerowany zwyczaj. Nie wolno było natomiast tego dnia pożyczać pieniędzy, także rzeczy, gdyż mogło to spowodować utratę mienia.
Magia słomy
– W moim rodzinnym domu w Wigilię tata stawiał w kącie snop zboża, mówiliśmy na niego „sceponek” od św. Szczepana – mówi Jadwiga Brzoza.
Słoma w czasie świąt nabierała szczególnych właściwości – zyskiwała moc płodnościową i dlatego wykorzystywano ją między innymi zabiegach mających zapewnić żyzność, dobry wzrost zbóż i duże plony / Fot. Wiktor Taszłow – Radio Kielce
Słoma i zboże były atrybutami obfitości i urodzaju, lecz także uśpionego życia zaklętego w ziarnach. Rozściełano słomę na podłodze, niektórzy spali na niej, na cześć Jezusa, który urodził się w żłobie.
Zboże jest znakiem wigilijnego otwarcia wrót zaświatów. Słoma, która znajdowała się w domu w ten magiczny wieczór, dzięki kontaktowi z sacrum, jaki dokonywał się w świątecznej przestrzeni, nabierała szczególnych właściwości. Zyskiwała ona moc płodnościową, dlatego wykorzystywano ją w zabiegach mających zapewnić żyzność, dobry wzrost zbóż i duże plony, a także uchronić uprawy od chwastów” – pisze Ewa Tomaszewska.
W drugim dniu świąt, w św. Szczepana, wynoszono na pola przyniesioną w Wigilię do domu słomę. – Rozrzucało się słomę po polu i tak się mówiło: „Oset, oset mówił ci św. Szczepan, żebyś stąd posed” – wspomina Jadwiga Brzoza.
Powrósłem wykonanym z tejże słomy obwiązywano drzewka owocowe w sadzie. Rytuałowi towarzyszyły głośno wypowiadane zdania: „Słyszcie ludzie, słyszcie! U nas jabłka gruszki, śliwki, a u sąsiada same liście!”. Niektórzy gospodarze, aby zmusić drzewka do owocowania straszyli je ścięciem. Jedna osoba machała przy pniu markując uderzenia siekierą, druga zaś broniła drzewka obiecując w jego imieniu, że gdy nadejdzie czas będzie pięknie owocowało.
Bożonarodzeniowe obrzędy ludowe zostały zapomniane, a jeśli są praktykowane, jak na przykład dodatkowe nakrycie na wigilijnym stole, to straciły swoje pierwotne znaczenie i symbolikę. Niektóre z nich, dla nas współczesnych wydają się śmieszne. Lecz zanim osądzimy przodków i pożartujemy z nich przy wigilijnym stole, spójrzmy na siebie. Czy nie zaklinamy losu? Nie czytamy noworocznych horoskopów, aby poznać czekającą nas przyszłość? Czy nie marzymy o tym, aby posiąść moce, które odwrócą bieg wydarzeń i sprawią, że będziemy zdrowi i bogaci? Kto jest bez winy, niech wyjmie z portfela łuskę wigilijnego karpia.