Ostatni przed świętami weekend poświęcamy na odwiedzenie bitwy, o której wszyscy zapomnieli. Przez ciemne chmury od czasu do czasu przebija słońce. My jednak zagłębiamy się w lasy włoszczowskie, a naszym celem jest wieś Zakrzów w gminie Secemin.
Historia walki jest stosunkowo prosta: 26 września 1944 roku oddziały AK stoczyły walkę w okolicach Radkowa i wycofały się z zagrożonego terenu. Na skraju kompleksu lasów pozostał jedynie 3. pułk piechoty Legionów, którym dowodził Stanisław Poreda „Świątek”. 27 września Niemcy podjęli próbę wdarcia się do kompleksu leśnego od strony Zakrzowa, dokładnie w miejscu gdzie kwaterowali żołnierze AK. Rozpoczęła się bitwa, w której początkowo Niemcy odnieśli sukces, ale ostatecznie kontratakiem zostali wyrzuceni z wioski Zakrzów. Starcie zakończyło się w godzinach wieczornych, gdy partyzanci zorganizowali jeszcze zasadzkę na wycofujących się okupantów.
Sprawdzamy w Internecie i… o bitwie znajdujemy kilka zdawkowych zdań, zawierających dodatkowo przekłamania.
Przez Wałkonowy Górne dojeżdżamy do wsi Zakrzów. Część domów sprawia wrażenie, że jest zajmowanych tylko w okresie letnim. Łącznie mieszka tu około 50 osób, ale w całej miejscowości nie znaleźliśmy śladów upamiętnienia walki.
Jedziemy na skraj lasu, gdzie była partyzancka linia obrony. To tu zginął kapitan Roman Siwek pseudonim „Helena”, dowódca AK, który całe konspiracyjne życie związał z Ziemią Radomską (okolice Grabowa nad Pilicą). Losy wojny rzuciły go jesienią 1944 r, do włoszczowskich lasów. Tu zginął, dowodząc partyzanckim kontruderzeniem. Niestety, także na skraju lasu nie znajdujemy śladu upamiętnienia walki.
To jeden z niewielu przypadków, gdy duża bo trwająca cały dzień walka, nie została dotychczas upamiętniona. Radio Kielce przypomina ją w cyklu: Obrazy wojennych zdarzeń.