W czwartek (2 grudnia) przedstawiciele Teatru im. Stefana Żeromskiego w Kielcach oraz właściciele sąsiedniej działki, ponownie usiądą do rozmów w sprawie konfliktu dotyczącego teatralnej inwestycji.
– Inwestycja nie jest zagrożona, a całą tę sytuację rozpatruję raczej w kategoriach moralnych, uczciwości, że prywatny interes jest stawiany ponad interes publiczny – mówi Michał Kotański, dyrektor Teatru im. Stefana Żeromskiego.
Właścicielka działki sąsiadującej z remontowaną siedzibą kieleckiej sceny dramatycznej odpowiada, że nie chciałaby być odbierana jako osoba kontrowersyjna i złośliwa. – Nie jest to moim zamiarem, natomiast chciałabym, żeby ktoś respektował moje prawa – stwierdza.
Między obiema stronami narasta konflikt. Jak mówi Michał Kotański, dyrektor naczelny Teatru im. Stefana Żeromskiego w Kielcach, problemem może być to, co wydarzy się w nadchodzących postępowaniach administracyjnych, w wypadku braku porozumienia stron.
– Teatr chce rozszerzyć zakres inwestycji, w związku z czym zakupiliśmy sąsiednią kamienicę. Oczywiście ta część związana z rozszerzeniem zakresu budowy musi przejść swoje procesy administracyjne. Spotkaliśmy się z właścicielami sąsiadującej działki, by uzgodnić wszelkie szczegóły na temat tego, jak inwestycja ma wyglądać. Państwo dostali od nas ekspertyzy dotyczące między innymi nasłonecznienia, zgłosili nam swoje uwagi dotyczące wysokości budynku, które my uwzględniliśmy i przedstawiliśmy kolejne projekty. Był w to zaangażowany cały sztab ludzi i wydawało nam się, że doszliśmy do porozumienia. Tymczasem w dniu, w którym mieliśmy usiąść i ustalić ostateczny kształt porozumienia, nasi sąsiedzi bez słowa wyjaśnienia powiedzieli, że nie będą niczego podpisywać – relacjonuje dyrektor. – Wrażenie jest takie, jakby chcieli wymusić na nas pieniądze za to, że nie będą przeszkadzać w postępowaniach administracyjnych. W zawoalowany ale jednoznaczny sposób padały astronomiczne kwoty, po zapłaceniu których teatr będzie mógł bez problemu kontynuować inwestycję.
– Czy chodzi o pieniądze? – to pytanie zadaliśmy wprost właścicielce.
– Pieniądze również, nie będę ukrywać – przyznaje. – Pan Jarosław Milewicz (dyr. Teatru im. S. Żeromskiego ds. inwestycji – przyp.red) pierwsze, co zaproponował to jakąś gratyfikację. Zaznaczyłam, że najważniejsze dla nas jest, żeby przedstawił projekt i dopiero później będziemy rozmawiać o tym, jak wysoka ta gratyfikacja ma być. Ponieważ nie doszliśmy do porozumienia, co do wysokości budynków, więc dalej nie ciągnęliśmy kwestii finansowej – tłumaczy.
Właścicielka stwierdza, że sprawa ma kilka aspektów.
– Chodzi o wysokość budynków, które mają powstać, ponieważ teatr chce wyburzyć istniejącą kamienicę i poszerzyć budynek teatru. O ile nasz budynek sąsiadujący z teatrem ma jedno piętro, budynek teatru ma mieć sześć kondygnacji i jeszcze, jeśli chcą wybudować ten budynek w granicy, to będzie to odległość 3-4 metrów od jedynych okien mieszkań, które są w naszej kamienicy, od strony południowej, więc odbierze nam to całe światło. Nie wiem, czy ktoś będzie chciał wynająć mieszkanie lub biuro, za którego oknami jest mur – wyjaśnia.
Dyrektor Michał Kotański podkreśla, że propozycja gratyfikacji nie mogła paść.
– Zgodnie z prawem nie możemy wypłacić żadnych pieniędzy. Traktuję te działania, które obserwujemy, jako rodzaj wymuszenia – zaznacza. Dodaje, że co do reszty uwag sąsiadów, ma maile potwierdzające, że teatr je uwzględnił. – Ich ekspert, dr inżynier Andrzej Żaboklicki, dostał od teatru ekspertyzy, o które zostaliśmy poproszeni, ale nie odniósł się do nich merytorycznie. Właściwie od września jesteśmy trzymani w niepewności, co do oczekiwań dotyczących naszej inwestycji. Mam wrażenie, że z premedytacją jesteśmy przez ostatnie miesiące zwodzeni w tej sprawie.
Właścicielka deklaruje, że jest gotowa na dalsze rozmowy.
– Jestem osobą ugodową, tym bardziej, że nie chciałabym być odbierana jako kontrowersyjna i złośliwa, bo nie jest to moim zamiarem, natomiast chciałabym, żeby ktoś respektował moje prawa. Rozumiem, że jest to teatr, instytucja pożytku publicznego, niemniej mamy tu swoją własność i każdy dba o swój interes – wyjaśnia właścicielka.
Dyrektor Michał Kotański mówi, że również chce rozmawiać i dojść do porozumienia. Obawia się jednak, że sąsiedzi będą utrudniać postępowania administracyjne, a czas goni.
– W sytuacji odwołań, niektóre z postępowań administracyjnych zwalniają. Jeżeli w sytuacji nękania nas przez sąsiadów wyjdziemy poza terminy i w związku z tym stracimy kilkadziesiąt milionów złotych środków unijnych, teatr rozważy, biorąc pod uwagę, że uwzględniliśmy prośby o zmiany w projekcie, wystąpienie na drogę sądową i zrekompensowanie przez sąsiadów całej utraconej kwoty. Patrząc na tę sytuację z boku można pomyśleć, że sąsiedzi teatru przede wszystkim chcą zarobić, nie zważając na to, czy inwestycja stanie, czy nie. Jako instytucja publiczna nie możemy wydawać publicznych pieniędzy bez podstawy prawnej i tylko dlatego, że ktoś sobie tego zażyczył – tłumaczy.
Dyrektor zapewnia, że mimo sporu, inwestycja powstanie.
– Oczywiście, co też warto podkreślić, damy sobie radę i bez względu na okoliczności dokończymy inwestycję. W tej sprawie odbywają się intensywne rozmowy z wykonawcą oraz architektami, w wyniku których rozważanych jest kilka opcji rozbudowy. Chodzi oczywiście o to, żeby wybrać najlepszy projekt, który będzie służył kielczanom przez kolejne dekady. Tego rodzaju sytuacje dokładają nam pracy, ale inwestycji nie zatrzymają. Całą tę sytuację rozpatruję raczej w kategoriach etycznych. Mamy kolejny przykład z naszego życia publicznego, gdzie prywatny interes jest stawiany ponad interes społeczny, a przedstawianie siebie jako ofiary teatru jest o tyle nieuprawnione, że możemy przedstawić kolejne zmiany w projekcie, których dokonaliśmy na życzenie sąsiadów – podkreśla dyrektor.
W czwartek obie strony znów mają usiąść do rozmów.