„Samojednik. Od śmietnika, przez poprawczak do profesury”. To tytuł autobiografii profesora Kazimierza Kika, politologa Uniwersytetu Jana Kochanowskiego. Książka ukaże się w druku jeszcze w tym roku.
Opisuje barwnie losy naukowca, począwszy od burzliwego i trudnego dzieciństwa, wielokrotnych ucieczek z domów dziecka, pobycie w poprawczaku, po okres studiów, a także ponad 30-letnią działalność naukową w Kielcach.
W rozmowie z Radiem Kielce profesor Kazimierz Kik ocenia, że jego historia może być określona jako polska wersja spełnienia „amerykańskiego snu”.
– Ta książka może być przykładem dla młodych ludzi, że w życiu nie ma sytuacji bez wyjścia. Jeżeli bardzo się czegoś chce, to nie warto wątpić i przejmować się przeciwnościami losu. W trakcie pisania kierowałem się nieco odzwierciedleniem „amerykańskiego snu – od pucybuta do milionera”. Mam nadzieję, że lektura będzie miała pewien wydźwięk pedagogiczny, mówiący o tym, że każdy młody człowiek, który mierzy się z trudnościami jest w stanie je pokonać dzięki charakterowi, własnym aspiracjom, uporowi i konsekwentnemu dążeniu do zrealizowania celu – mówi profesor.
Czym lub kim jest „samojednik”? Kazimierz Kik, wyjaśnia, że w ten sposób opisywała go w młodości jego matka.
– Mama z dezaprobatą mówiła do mnie „ty samojedniku”. To osoba, dziecko, które chodzi własnymi drogami, nie słucha innych, kieruje się własnymi pomysłami. Niestety, takim niesfornym dzieckiem byłem. Moje dzieciństwo nie było łatwe, długo mi to ciążyło, dlatego chciałem to z siebie wyrzucić. Do spisywania swoich wspomnień skłoniła mnie pandemia i prowadzenie zajęć zdalnych, które ułatwiły pisanie – dodaje.
Politolog zaznacza, że „Samojednik” jest swego rodzaju raportem z życia, ale także pożegnaniem z Kielcami i Uniwersytetem Jana Kochanowskiego.
– W dużej mierze został zaprzepaszczony cały mój dorobek, który tutaj zorganizowałem. To budowanie instytutu, który niebawem chyba przejdzie już do historii. Nawet budynku instytutu politologii, który zbudowałem jako prorektor – już nie ma. Został zburzony i na jego podstawie budowany jest nowy, być może lepszy. Krótko mówiąc, nie ma w Kielcach nic z tego, co zbudowałem. Nie ma politologii, instytutu, budynku. I nie ma także perspektyw dla politologii – zaznacza.
Profesor Kazimierz Kik podkreśla, że w jego życiu już od lat 60-tych nauka przeplatała się z polityką. Jak zaznacza, mimo, że nie unikał działalności politycznej i kandydowania w wyborach, to nigdy nie zrobił kariery politycznej. Jak twierdzi, nie nadaje się na polityka.
– Nawet jeśli w wyborach próbowałem coś osiągnąć, to otrzymywałem te 15-20 tys. głosów i było to za mało. Wydaje mi się, że nie pasuję do tego świata. Ludzie nie oczekują kogoś takiego jak ja w polityce, społeczeństwo oczekuje tych, którzy będą obiecywać i pięknie mówić. Wydaje mi się, że nie nadaję się na polityka, ponieważ nie umiem wchodzić w układy, poza tym przeszkadzać w tym może także zbyt duże mniemanie o sobie oraz bezkompromisowość – dodaje szczerze profesor.
Odpowiadając na zarzuty profesora o zaprzepaszczeniu jego dorobku naukowego profesor Agnieszka Kasińska-Metryka, dyrektor Instytutu Stosunków Międzynarodowych i Polityk Publicznych Uniwersytetu Jana Kochanowskiego, podkreśla, że po raz pierwszy słyszy o planach pożegnania się Kazimierza Kika z uczelnią. Jak zaznacza, wyburzenie starego budynku było koniecznością. Dodaje że niebawem zostanie oddany do użytku nowy gmach, co znacząco poprawi warunki lokalowe. W jej ocenie instytut, którym kieruje ma duży potencjał naukowy i dobre perspektywy rozwojowe.
Jak zaznacza, jeśli profesor Kazimierz Kik zdecyduje się odejść z uczelni, zostanie uroczyście pożegnany.
Kazimierz Kik z Kielcami związany jest od 1990 roku, na początku z Wyższą Szkołą Pedagogiczną, następnie Akademią Świętokrzyską oraz Uniwersytetem Jana Kochanowskiego. Książka „Samojednik. Od śmietnika, przez poprawczak do profesury” ukaże się nakładem toruńskiego wydawnictwa naukowego Marszałek.
Michał