W 10. kolejce PGNiG Superligi piłkarze ręczni Łomży Vive pokonali na wyjeździe Grupę Azoty Tarnów 30:25 (18:13).
Kielczanie od początku narzucili swój styl gry i kontrolowali przebieg wydarzeń na parkiecie. Ich zwycięstwo ani przez moment nie było zagrożone.
– Nie jest łatwo grać mecz bez odpowiedniego przygotowania do niego. Wczoraj mieliśmy cały dzień w podróży i nie udało nam się odbyć ani jednego treningu – wyjaśnił Krzysztof Lijewski. – Bardzo się cieszę, że udało nam się zagrać dobre zawody. Wydaje mi się, że od początku kontrolowaliśmy przebieg wydarzeń, dobrze graliśmy w obronie, a Mati Kornecki odbił kilka piłek, które pozwoliły nam na kontrataki. Udało nam się więc ustawić wynik i prowadzenie czterema, pięcioma bramkami. Cieszymy się, że nikt nie doznał kontuzji, bo wiemy, jakie mecze jeszcze przed nami. Wszystko odbyło się zgodnie z założeniami przedmeczowymi. Myślę, że mecz był na dobrym, szybkim tempie, co mogło podobać się kibicom. Ci, co grali ostatnio więcej, muszą teraz spędzić więcej czasu u masażystów, poleżeć, zregenerować się, bo cały czas mamy napięty kalendarz. W ich miejsce wchodzą inni, łatają dziury i pokazuję, że również potrafią grać na dobrym poziomie – cieszył się drugi szkoleniowiec mistrzów Polski.
– Zaczęliśmy to spotkanie bardzo dobrze, szybko narzuciliśmy tempo, kontrolowaliśmy wynik i utrzymywaliśmy podobną różnicę bramek. Czasem się ona zmniejszała, ale za chwilę się powiększała – komentował Czarek Surgiel. – Ja nie byłem w Barcelonie, ale widać było po chłopakach, że cały wyjazd dał im się we znaki. Dlatego też dzisiaj popełniliśmy trochę błędów. Miło się grało w Tarnowie, wspaniały doping dla drużyny z Tarnowa – podsumował kielecki skrzydłowy.
Grupa Azoty SPR Tarnów – Łomża Vive Kielce 25:30 (18:13)
Łomża Vive: Wolff, Kornecki – Moryto 5, Surgiel 2, Kulesz 5, Domagała 1, Thrastarson 1, Olejniczak 1, Sićko 2, Vujović 3, Sanchez-Migallon, Karalek 7, Gudjonsson 1, Nahi 2.