„Biją słoneczne godziny w Jędrzejowie, i mnie, i tobie, i innym, biją zegarowie” – pisał Władysław Broniewski zainspirowany wizytą u Tadeusza Przypkowskiego w Jędrzejowie. W zbiorach Muzeum im. Przypkowskich jest prawie 400 zegarów słonecznych. To największa kolekcja w kraju i jedna z największych na świecie.
Ta historia zaczyna się w XIX wieku. W Jędrzejowie mieszkał Piotr Andrzej Przypkowski.
– Był przedsiębiorcą, robił drobne interesy, które nie zawsze mu wychodziły, takie jak na przykład fabryczka mydła i świec – mówi Jan Przypkowski, dyrektor Muzeum im. Przypkowskich w Jędrzejowie. – Kiedy jego syn, Feliks, zainteresował się na dobre astronomią, jak również gnomoniką, czyli nauką o wykreślaniu zegarów słonecznych, i zaczął mówić, że najchętniej poszedłby studiować astronomię, ojciec bardzo się zmartwił. Powiedział Feliksowi, by lepiej dał sobie spokój z tą astronomią, żeby sobie znalazł taki zawód, który pozwoli mu godnie zarabiać. Kiedy już go będzie miał, to będzie mógł spokojnie, jako hobby, zajmować się astronomią i gnomoniką.
Ta decyzja zaważyła na życiu Feliksa i miasta
Feliks Przypkowski, założyciel muzeum, lekarz, a przede wszystkim ogromny pasjonat. To dzięki niemu Muzeum im. Przypkowskich w Jędrzejowie może szczycić się tak pokaźną kolekcją zegarów i przyrządów astronomicznych / Fot. Tadeusz Przypkowski (1931 r.)
Feliks posłuchał rady ojca. Poszedł na studia medyczne. Po ich skończeniu otworzył praktykę w rodzinnym mieście, został wziętym lekarzem położnikiem, a w wolnym czasie oddawał się swoim zainteresowaniom. Wiodło mu się całkiem dobrze.
– Do tego stopnia, że kiedy w 1905 roku jego dom się spalił, mógł ten dom odbudować już jako luksusowe mieszkanie, od razu przeznaczając tam miejsce na swoje pasje, to znaczy osobny pokoik na ciemnię fotograficzną, bo był pionierem fotografii w Jędrzejowie, a na dachu zrobił taras pod przyszłe obserwatorium, które w 1922 roku zostało zbudowane z kopułą obrotową i teleskopem – wymienia Jan Przypkowski.
Godził pracę lekarza z obserwacjami astronomicznymi. Sam budował zegary słoneczne, a także gromadził je – kupował z różnych źródeł, jak również dostawał je w prezencie od wdzięcznych pacjentów.
– Można więc powiedzieć, że ta decyzja o pójściu na studia medyczne zaważyła i na jego życiu, i na tym, co do dziś dzieje się w Jędrzejowie, bo do dziś mamy muzeum i duża kolekcję zegarów słonecznych – dodaje dyrektor.
Feliks Przypkowski zmarł 24 września 1951 roku / Fot. Muzeum im. Przypkowskich w Jędrzejowie
Pasję ojca, kontynuował syn, Tadeusz.
– Tak samo interesował się zegarami słonecznymi i astronomią. Dość powiedzieć, że jako 19-latek w ogromnym głazie narzutowym wyrył zegar słoneczny z herbem rodowym i sentencją łacińską. Jednak nastolatkowie mają inne pasje niż wyliczanie i rycie zegarów słonecznych – żartuje Jan Przypkowski.
Ten zegar wykonany przez młodego Tadeusza w 1924 roku dla miasta Jędrzejowa do dziś można oglądać w ogrodzie muzealnym.
Odmierzają czas od Jędrzejowa po Rzym
Tadeusz zasłynął jednak nie tylko jako kolekcjoner.
– Był to człowiek ciekawy, bardzo kontrowersyjny, ale dzięki temu potrafiący wypromować muzeum i swoją kolekcję, zarówno w kraju, jak i za granicą. Był bardzo energiczny, utrzymywał znajomości właściwie ze wszystkimi, z którymi warto było je utrzymywać. Do tej pory te kontakty procentują – zauważa dyrektor.
Śmiało można powiedzieć o Tadeuszu Przypkowskim, że był człowiekiem renesansu, o wszechstronnych zainteresowaniach, swobodnie posługiwał się kilkoma językami. Zadawał się z artystami, ale też w latach 30. XX wieku był między innymi doradcą prezydenta Stefana Starzyńskiego w sprawach kultury i sztuki, kontaktach zagranicznych, w wydawnictwach artystycznych czy ochronie zabytków. Jako sekretarz komisji opieki nad zabytkami przyczynił się do odbudowy murów obronnych Starej Warszawy.
Specjalizował się w zegarach słonecznych na ścianach budynków. Jeden, wykonany w częstej u niego technice sgraffito, czyli wielobarwnego tynku, można zobaczyć od strony muzealnego ogrodu, ale źródła podają, że można je spotkać w różnych miastach Polski, m.in. w Sandomierzu, Krakowie na Kościele Mariackim czy w Warszawie. Odmierzają czas także w Nicei, Paryżu czy Rzymie.
Państwowa placówka
Państwowe Muzeum im. Przypkowskich powstało na bazie prywatnych zbiorów 3 lutego 1962 roku. Jego dyrektorem został Tadeusz Przypkowski – na zdjęciu z 1974 roku / Fot. Piotr Maciej Przypkowski
W drugiej połowie XX wieku rodzina Przypkowskich przekazała zbiory zegarów na rzecz państwa.
– Decyzja była poprzedzona dużymi konsultacjami rodzinnymi – mówi Jan Przypkowski. – Wszystko dokonało się w lutym 1962 roku, więc w przyszłym roku będziemy obchodzić rocznicę 60-lecia powstania państwowego muzeum. To była decyzja spowodowana głównie tym, że bardzo trudno było funkcjonować muzeum prywatnemu w rzeczywistości socjalistycznej. Poważne problemy pojawiały się zwłaszcza wtedy, gdy była konieczność przeprowadzania remontów czy przebudów. Muzeum mieściło się w dawnym, prywatnym mieszkaniu Feliksa Przypkowskiego. Chcąc korzystać państwowych przedsiębiorstw remontowych, a tylko takie wówczas istniały, jednostce prywatne było ciężko cokolwiek załatwić – tłumaczy.
Już jako państwa placówka muzeum rozwinęło się.
– Dostało znaczący zastrzyk gotówki, mogło dzięki temu dokupić sąsiednią działkę wraz z kamienicą. Na tej działce, w miejscu po dawnej aptece, powstał pawilon wystawienniczy, w którym do tej pory urządzamy wystawy czasowe. Poczyniono także zakupy zegarów już za państwowe pieniądza. A był nawet taki okres, że zegary do naszych zbiorów były kupowane na zagranicznych, zachodnich aukcjach – podkreśla dyrektor.
Cztery pokolenia mężczyzn rodziny Przypkowskich: na zdjęciu pod portretem Feliksa Przypkowskiego w fotelu siedzi Tadeusz Przypkowski. Po prawej były dyrektor muzeum im. Przypkowskich – Piotr Maciej oraz czteroletni wówczas Jan Przypkowski (po lewej) / Fot. Muzeum im. Przypkowskich w Jędrzejowie
Problemy z czasem
W muzealnych zbiorach znajduje się prawie 400 zegarów słonecznych. Przyglądając się im i poznając ich historię, można też poznać, jak nasi przodkowie, w poprzednich stuleciach traktowali temat czasu. Zegar duński z 1637 roku próbuje połączyć różne systemy jego liczenia.
– Właściwie nie istniał czas jednolity dla wszystkich. Ujednolicenie nastąpiło tak na dobrą sprawę dopiero, kiedy pojawiły się pociągi i w związku z tym wszystkie musiały jeździć według spójnego rozkładu jazdy. Wcześniej każde miasto właściwie żyło według własnego czasu słonecznego, rytm dnia był wyznaczany wstawaniem słońca i zapadaniem nocy. Każdy kraj miał także swój system mierzenia czasu – wyjaśnia nasz przewodnik.
Duński zegar pokazuje różne linie godzinowe, pod rożnymi kątami, są też różne cyferblaty: na obrzeżach są liczby arabskie, potem jest linia z liczbami rzymskimi, potem kolejna z arabskimi.
– To dlatego, że istniał tak zwane godziny polskie, rzymskie, babilońskie. W jednych krajach uważano, że początek dnia jest wtedy, kiedy słońce wzeszło, a na przykład we Włoszech pierwsza godzina była wtedy, kiedy słońce zaszło – tłumaczy Jan Przypkowski.
Z problemem zmiany czasu, tak dotkliwego w czasie przemieszczania się po Europie, twórcy zegarów próbowali sobie radzić.
– Jak spojrzymy na zegarki podróżne, które były wykonywane według różnych systemów, to zobaczymy, że w każdym istnieje konieczność zmiany kąta gnomona, czyli wskazówki, wraz z przemieszczaniem się z północy na południe. Chcąc mierzyć czas według czasu lokalnego powinniśmy zmienić kąt gnomona. W zegarkach dwutabliczkowych typu norymberskiego gnomonem jest nitka rozciągnięta między dwiema tabliczkami. Widać, że koniec tej nitki można umieścić w różnych dziurkach. Przy tych dziurkach często są liczby, które oznaczają równoleżniki, a na tyłach tych zegarów widać całą listę najważniejszych miast w Europie, przy których jest napisane, na jakim równoleżniku to miasto leży. Oznacza to, że jak wjeżdżamy do Paryża, to wkładamy w odpowiednią dziurkę koniec nitki, i mierzymy według czasu lokalnego, paryskiego, a kiedy jesteśmy w Londynie, to robimy to samo – tłumaczy dyrektor.
Zegarki podróżne były wykonywane według różnych systemów. Na zdjęciu zegarki dwutabliczkowe typu norymberskiego – trzeba w nich zmieniać kąt gnomona, czyli wskazówki, wraz z przemieszczaniem się z północy na południe / Fot. Jarosław Kubalski – Radio Kielce
Wystrzał w południe
W zbiorach muzeum od niedawna znajduje się zegar angielski, który został wykonany w Londynie, około 1860 roku.
– Wokół tarczy jest lista miast z całego świata, wchodzących w skład imperium brytyjskiego. W momencie, kiedy odczytujemy aktualną godzinę na tym zegarze, a pokazuje on aktualną godzinę dla Londynu, możemy jednocześnie zobaczyć, która godzina jest teraz w jakiejś odległej części Imperium Brytyjskiego, leżącej na przykład w Indiach – mówi.
Różnorodność zegarów słonecznych zaskakuje. Tak samo jak pomysły ich twórców. Na wystawie można zobaczyć na przykład zegar z XVII wieku, wykonany na kawałku średniowiecznej płyty nagrobnej.
Niektóre z eksponatów mają ciekawą historię. Do tego grona należy francuski zegar słoneczny z armatką.
– Jest to z jednej strony zwyczajny zegar słoneczny poziomy, ale ma dodatkowo jeszcze armatkę oraz, na specjalnym uchwycie, szkło powiększające. Jeżeli ustawimy to szkło powiększające pod odpowiednim kątem, właściwym dla naszej szerokości geograficznej, to wtedy w momencie tzw. prawdziwego południa, kiedy promienie słoneczne skupią się na odpowiednim miejscu armatki następuje wystrzał – objaśnia dyrektor.
Zegar słoneczny poziomy z armatką wykonany w Paryżu przez Antoniego Chaveliera w pierwszej połowie XIX wieku / Fot. Jarosław Kubalski – Radio Kielce
Inspirujący wybuch
Jan Przypkowski mówi, że przez wiele lat zegar był uważany za własność króla Stanisława Leszczyńskiego, ale ta teoria upadła. Związana jest z nim jednak inna znana postać.
– Tadeusz Przypkowski pozyskał ten zegar i twierdził wówczas, że należał on do króla Stanisława Leszczyńskiego, co koniec końców, okazało się niepotwierdzone. Ale pokazał ten zegar poecie Władysławowi Broniewskiemu, z którym się przyjaźnił, i z którym często bywał w Jędrzejowie. Władysław Broniewski uprosił Tadeusza, żeby koniecznie zaprezentował mu możliwości tego zegara. W związku z tym obaj panowie sporządzili proch strzelniczy, naładowali armatkę, a następnie Tadeusz Przypkowski ustawił zegar na słońcu. I rzeczywiście nastąpił wystrzał. Poeta bardzo był ucieszony efektem tego doświadczenia i echa tego zawarł w swoim wierszu, który potem stał się częścią poematu „Wisła”. Wiersz rozpoczynający się od słów:
Biją słoneczne godziny w Jędrzejowie, i mnie, i tobie, i innym, biją zegarowie”.
Najprawdziwszy majstersztyk
Choć Muzeum im. Przypkowskich specjalizuje się w gromadzeniu zegarów słonecznych, to i mechaniczne tu można spotkać. Są prawdzie arcydzieła. O jednym z nich trzeba nawet powiedzieć, że to majstersztyk. To dzieło Antoniego Chęcińskiego, wykonane w 1797 roku we Wrocławiu.
– Chcąc zostać mistrzem i prowadzić swój własny zakład, musiał przekonać innych mistrzów, że jest tego godzien i osiągnął odpowiednie umiejętności. Była to zwyczajna procedura przechodzenia z czeladnika w mistrza – wyjaśnia dyrektor.
Antoni Chęciński popuścił wodze wyobraźni.
– Żeby olśnić tych wszystkich wrocławskich majstrów, wykonał ten zegar tak, by miał wszystko. Widać na tarczy, że oprócz godzin i minut pokazuje on dzień miesiąca, dzień tygodnia, fazy księżyca, znaki zodiaku. Widać też, że ma aż trzy miejsca do nakręcania kluczykiem, więc najprawdopodobniej również bardzo ładnie grał. Zwraca też uwagę jego budowa, bowiem żeby pokazać swoje możliwości autor skonstruował go w taki sposób, że tarcza wydaje się zbyt wielka w zestawieniu do kolumienek, na których została umieszczona, ale mimo swoich rozmiarów, nie załamuje ich. W ten sposób udowodnił, że potrafi rozwiązać nie tylko problemy techniczne, jeśli chodzi o mechanizm zegara, ale również konstrukcyjne, związane z jego małą architekturą – podkreśla dyrektor.
Zegar Antoniego Chęcińskiego wykonany w 1797 roku we Wrocławiu (w środku). Na tarczy – oprócz godzin i minut – pokazuje dzień miesiąca, dzień tygodnia, fazy księżyca, znaki zodiaku / Fot. Jarosław Kubalski – Radio Kielce
Jedna decyzja i już zawsze będą pokazywać zły czas
Muzealnicy dbają, by mechaniczne zegary działały, więc do jakiś czas nakręcają je. Na dodatek wraz ze zmianą czasu z zimowego na letni i z letniego na zimowy, wskazówki są przestawiane.
W ogrodzie można spotkać nawet taki zegar słonecznym wykonany według najnowszej myśli gnomicznej, z 2014 roku, który pokazuje czas letni i zimowy. Jest niezwykle precyzyjny i można według niego regulować zegarki.
Jan Przypkowski z uwagą przysłuchuje się rozmowom na temat zaprzestania zmiany czasu, które w ostatnim czasie przybierają na sile.
– Pozostaje tylko problem, na który z czasów się zdecydować. Tutaj trzeba powiedzieć, że według ostatnich badań prowadzonych w Polsce, większość respondentów wolałaby pozostać przy czasie letnim. Ja, jako dyrektor muzeum, które w dużej mierze zajmuje się zegarami słonecznymi byłbym za czasem zimowym, który jest naturalny dla naszej szerokości geograficznej. Był pierwszy, kiedy zaczęła się operacja zmiany czasu. Czas letni wymyślono, to rzecz powstała w sztuczny sposób – podkreśla. Zwraca uwagę, na kluczową sprawę: – Wszystkie zegary słoneczne które mamy, to są zegary wykreślone dla czasu zimowego. W momencie, gdybyśmy się zdecydowali na czas letni, wtedy wszystkie będą już na zawsze źle pokazywać czas.
W zbiorach Muzeum im. Przypkowskich jest prawie 400 zegarów słonecznych. To największa kolekcja w kraju i jedna z największych na świecie / Fot. Jarosław Kubalski – Radio Kielce