Komitet protestacyjny powołała Krajowa Sekcja Oświaty i Wychowania NSZZ Solidarność. Jej przewodniczący, Ryszard Proksa twierdzi, że to odpowiedź na niewywiązanie się rządu z obietnic złożonych w kwietniu 2019 roku. Chodzi o brak zmian w systemie wynagradzania nauczycieli.
Jak mówi Ryszard Proksa, rząd obiecywał, że zostanie ono powiązane ze średnią pensją krajową, a do tej pory takiej zmiany nie wprowadzono. Solidarność nie zgadza się również na zwiększenie pensum nauczycieli o cztery godziny. Z taką propozycją wyszedł Przemysław Czarnek, minister edukacji i nauki. W zamian nauczyciele mają dostać podwyżki pensji zasadniczej o prawie 1,1 tys. złotych. W przypadku nauczyciela stażysty przeciętne wynagrodzenie miesięczne ma w efekcie wzrosnąć o 1412 złotych.
Ryszard Proksa nazywa te obietnice oszukiwaniem społeczeństwa, a jego zdaniem zwiększenie pensum, w praktyce doprowadzi do masowych zwolnień nauczycieli. – W budżecie państwa nie ma ani jednej złotówki na podniesienie płac, a minister mówi, że daje. Z czego? 40 tys. nauczycieli musi zostać zwolnionych, żeby pozostali nauczyciele dostali pieniądze, które teraz minister obiecuje – tłumaczy Ryszard Proksa.
Przewodniczący oświatowej Solidarności dodaje, że kilkadziesiąt tysięcy kolejnych nauczycieli będzie musiało zgodzić się na pracę na niepełnym etacie. – Obliczyliśmy, że na tej tak zwanej podwyżce skorzystaliby finansowo tylko nauczyciele zaczynający pracę w zawodzie. Nauczyciele dyplomowani, których jest większość w zawodzie, stracą na tym 150 zł – twierdzi przewodniczący oświatowej „Solidarności”.
Ryszard Proksa mówi, że związkowcy oczekują wycofania się ministra z podniesienia pensum. Jeżeli do tego nie dojdzie, zapowiada protest. – Nie wykluczamy żadnej formy protestu. Jesteśmy zdeterminowani. Jeżeli mimo swego rodzaju urazu po strajku sprzed dwóch lat, nauczyciele dojdą do wniosku, że się ich nie szanuje i poniża, to strajk też jest możliwy – zapowiada Ryszard Proksa.
Kolejne negocjacje związków zawodowych z rządem rozpoczną się po 20 października.