Jest w Polsce miejsce, w którym monumentalna budowla ułożona w stylu palazzo in fortezza znajduje się niemal w środku szczerego pola. Budowla, która do dziś zachwyca rozmachem, choć widzimy zaledwie ruiny.
Miała być wizytówką, zachwycać przepychem i rozmachem, manifestować bogactwo rodu, krótko mówiąc została pomyślana jako najpiękniejszy zamek magnacki w Rzeczypospolitej. Swój cel fundator Krzysztof Ossoliński niemal zrealizował. Niestety efektami cieszył się niedługo. W tym roku mija 400 lat od momentu rozpoczęcia budowy dzieła jego życia.
W tym roku mija 400 lat od momentu rozpoczęcia budowy zamku Krzyżtopór, który w 2018 roku zyskał status pomnika historii / Fot. Jarosław Kubalski – Radio Kielce
Turyści zachwyceni
Krzyżtopór dzisiaj jest jedną z najważniejszych atrakcji województwa świętokrzyskiego. Instytucja opiekująca się zabytkiem dba o jego promocję, ale nie zawsze tak było. Obiekt, co prawda, został objęty ochroną konserwatorską już w 1945 roku, ale jeszcze w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku na dziedziniec zamku wjeżdżały samochody, a uczestnicy przeróżnych wycieczek urządzali sobie tam ogniska z kiełbaskami, bo miejsce było kameralne, odgrodzone wysokimi murami. Dopiero od kilku lat opieka nad Krzyżtoporem stała się profesjonalna, bo i obiekt z roku na rok staje się coraz bardziej popularny, o czym świadczą liczne internetowe opisy miłośników podróży.
Krzyżtopór przede wszystkim nie jest nudną wystawą artefaktów. To ruiny, które w połączeniu z legendami i informacjami o przepychu panującym w magnackim pałacu, dają ogromne pole do wyobraźni. Źródła niewiele mówią o szczegółach, dużo za to możemy dopowiedzieć sobie sami.
Przewodniczka Bożena Pełka mówi, że po zapoznaniu się z historią zamku turyści są oczarowani zabytkiem. W pierwszych momentach same ruiny nie na wszystkich robią wrażenie. Tajemnicze, przepełnione niesamowitymi historiami legendy sprawiają, że wyobraźnia zaczyna pracować.
Rezydencja stała się stałym punktem wycieczek na ziemię świętokrzyską.
Zamek przyciąga też blogerów, którzy ochoczo zdają relacje ze swoich wizyt w Ujeździe. Nie bez powodu internetowy gigant wirtualnych map przyznał Złotą Pinezkę, czyli oznaczenie szczególnego miejsca na świecie, właśnie Krzyżtoporowi z uwagi na ogrom opinii na temat tego miejsca, jakie pojawiają się w sieci.
Bożena Pełka przekonuje, że najzwyczajniej zakochała się w krzyżtoporskim zamku, który zna od dzieciństwa, tak jak jego historię i barwne legendy. W dorosłym życiu wyjechała poza region, ale po wielu latach wróciła i od kilkunastu lat oprowadza po dumie gminy Iwaniska. Mimo upływu lat dalej uwielbia przyglądać się murom, które nadal kryją w sobie wiele ciekawostek.
Zamek powstał na planie pięciokąta. Przyjmuje się, że budowa Krzyżtoporu rozpoczęła się w 1621 roku. Do momentu powstania podparyskiego Wersalu zamek Krzyżtopór był największym pałacem w Europie / Fot. Jarosław Kubalski – Radio Kielce
Zamek na skale
Nieprzypadkowo pałac został wybudowany właśnie w Ujeździe. Budowę rozpoczęto od wyszukania odpowiedniego gruntu. Wybrano potężny skalny cypel, co też prawdopodobnie zdecydowało o trwałości Krzyżtoporu. Budowniczowie nie skuwali naturalnych fundamentów tylko wykorzystali to, co mieli. Przyjmuje się, że w 1621 roku rozpoczęła się właściwa praca nad stworzeniem budowli, która do momentu powstania podparyskiego Wersalu była największym pałacem w Europie.
Obiekt wznoszono w stylu palazzo in fortezza wywodzącym się z renesansowych Włoch a będącym swoistym połączeniem cech budowli pałacowej z obronną fortyfikacją. W dawnej Rzeczypospolitej taki styl upowszechnił się szczególnie na kresach wschodnich, gdzie magnackie siedziby nieustannie narażone były na ataki obcych wojsk.
Tak naprawdę nie wiadomo czy prace w Ujeździe rozpoczęto od wzniesienia pałacu, czy od murów obronnych, które dziś możemy oglądać w oryginalnej wersji. Źródeł na temat powstawania rezydencji nie ma właściwie żadnych. Wiadomo jedynie, że w 1631 roku ukończono wieżę bramną, jedno z najbardziej charakterystycznych miejsc, gdzie znajduje się wizerunek krzyża, symbolizującego wiarę, a także topora, nawiązującego do herbu Ossolińskich.
Podania głoszą zaś bardzo dokładnie i szczegółowo, że do wzniesienia budowli zużyto 11 tysięcy ton piaskowca kwarcytowego, 300 metrów sześciennych piaskowca kunowskiego, 30 tysięcy dachówek, 200 tysięcy cegieł, 500 ton wapna palonego oraz pięć tysięcy metrów sześciennych piasku. Nie żałowano pieniędzy na marmury, alabastry i egzotyczne drzewa. Dla uzyskania wodoodpornej zaprawy dodano ponoć do cementu białka z miliona kurzych jaj oraz pył wulkaniczny. Do dziś zachowało się 90 procent murów, co oznacza, że materiały musiały być dobrej jakości.
Według podań do wzniesienia budowli zużyto tysiące ton piaskowca, dachówek, cegieł, wapna palonego i piasku. Wodoodporna zaprawa została wzbogacona ponoć białkiem z miliona kurzych jaj oraz pyłem wulkanicznym / Fot. Jarosław Kubalski – Radio Kielce
Pełen rozmachu i tajemnic
Rozkład pomieszczeń i liczba okien symbolicznie nawiązywały do kalendarza. Były zatem na zamku cztery baszty, jak cztery pory roku, 12 sal niczym miesięcy, 52 komnaty niczym tygodni w roku i wreszcie było 365 okien.
Zamek został zbudowany na planie pięciokąta tak jak włoska rezydencja Farnese, która do dziś zachowała się zdecydowanie lepiej niż pałac Krzysztofa Ossolińskiego. Wiadomo, iż wojewoda odwiedził włoską rezydencję w czasie swojej wyprawy do Rzymu. Dziś możemy się domyślać, że tak właśnie mogły wyglądać wnętrza pałacu z Ujazdu w czasach świetności, bo – co ciekawe – nie ma żadnych malunków a nawet szkiców przedstawiających gotowy pałac po jego oddaniu do użytku. Najstarsze ryciny, które możemy obejrzeć, pochodzą z XIX i początków XX wieku, czyli czasów, gdy rezydencja praktycznie była już ruiną.
Inna ciekawostka sprawiająca, że wyobraźnia słuchaczy pracuje na najwyższych obrotach, dotyczy pałacowych stajni. Konie, których ponoć miała się zmieścić setka (choć powątpiewać może w to każdy, kto te stajnie zobaczy) żyły w wystawnych warunkach. Żłoby miały być marmurowe, z kolei ściany zdobiły kryształowe lustra, po których do dziś pozostały widoczne wnęki. Funkcją luster było jednak rozświetlenie wnętrza, bynajmniej nie estetyczne potrzeby wierzchowców.
Ale to nie jedyny zadziwiający pomysł, który złożył się na to, że Krzyżtopór był jednym z najwspanialszych polskich zamków. Nie można nie wspomnieć o potężnym akwarium, które znajdowało się w wieży paradnej, której ośmioboczne komnaty były przedłużeniami sali jadalnej i sali balowej. Każdy, kto wszedł z sali jadalnej na pierwsze piętro i spojrzał w górę, widział akwarium z rybami. A goście z sali balowej, aby zobaczyć te same okazy morskiej fauny, musieli spojrzeć w dół. Była to jedna z najwspanialszych atrakcji magnackiej rezydencji.
Do dziś zachowało się 90 procent murów zamku Krzyżtopór. Materiały użyte do budowy zamku musiały być więc dobrej jakości / Fot. Jarosław Kubalski – Radio Kielce
Krzyżtopór i Ossolin łączyły nie tylko więzy krwi
Jest jeszcze jedna legenda, którą chętnie opowie każdy mieszkaniec Ujazdu i miłośnik pałacu. Mówi o tajemniczym tunelu, który miał łączyć dwa zamki – Krzyżtopór i obiekt w rodowym Ossolinie, którego właścicielem był brat Krzysztofa Ossolińskiego – Jerzy.
15-kilometrowa i obszerna podziemna trasa powstała na wypadek wojny, by w razie konieczności móc się konno ewakuować. Na czas pokoju trasa miała być wysypana cukrem imitującym śnieg, po którym można się było przemieszczać saniami niczym kuligiem.
Ustne opowieści przekazywane z pokolenia na pokolenie rozsądnie tłumaczyły, że ponoć bracia Ossolińscy bardzo się obawiali, iż robotnicy pracujący nad wydrążeniem podziemnej trasy zdradzą kiedyś miejsce, gdzie się ona znajduje. Ten strach długo ich nie opuszczał i dlatego dla ewentualnego zmylenia ciekawskich wymyślili, że konie co jakiś czas będą miały podbite na odwrót podkowy. Dzięki takiemu fortelowi po pewnym czasie już nikt nie był pewien, w którym kierunku udawali się bracia.
Legenda mówi, że bracia Ossolińscy zlecili wydrążenie podziemnej trasy łączącej Krzyżtopór z Ossolinem, a nawet z pobliskimi Konarami czy Klimontowem / Fot. Jarosław Kubalski – Radio Kielce
Dzisiaj trudno ustalić, gdzie taki tunel ewentualnie mógł być wydrążony. Badania archeologiczne na zamku i wokół niego nie dały istotnych informacji. Mimo to pojawiają się też opowieści o tym, że tunel wcale nie łączył Krzyżtoporu z Ossolinem, ale z pobliskimi Konarami czy nawet Klimontowem, które również zostały założone przez Ossolińskich i należały do ich dóbr.
Krzyżtopór, duchy i diabelskie moce?
W konserwatorskiej nomenklaturze zamek w Ujeździe zaliczany jest do tak zwanych trwałych ruin, co oznacza mniej więcej tyle, że nie nadaje się już do odbudowy, ale też do rozbiórki. Mury zachowały się niemal w całości, miejscowi włościanie po potopie szwedzkim i konfederacji barskiej nie rozkradli kamieni, co było dość powszechne w tamtych tragicznych czasach. Przykładem może być zamek w Ossolinie, który po wysadzeniu go w powietrze przez Antoniego Ledóchowskiego w 1816 roku, został rozparcelowany przez ludzi. Dzisiaj po tamtej budowli nie ma praktycznie śladu. Tego losu nie podzielił Krzyżtopór. Fundator zamku, który według przekazów miał interesować się astrologią i magią, pewno był przez miejscowych utożsamiany z człowiekiem kontaktującym się z diabelskimi mocami, a to skutecznie odstraszało od zbliżania się do ruin zamku i wynoszenia zeń budulca. Jest też przekaz mówiący o tym, że Ossoliński wywoływał w Krzyżtoporze duchy. Z kolei nad wejściem w wieży bramnej umieszczono hieroglif przypominający stylizowaną literę „W”. Ma ona symbolizować, zgodnie z księgą kabały, wieczne trwanie tego miejsca. Inni dopatrują się w niej po prostu herbu Habdank.
A jeśli o duchach mowa, to często mówi się o Białej Damie i Baldwinie Ossolińskim na koniu.
W maju 2019 roku w stajniach doszło do nietypowego zdarzenia. Turystka z Kielc wykonała zdjęcie, po czym w domu zobaczyła na nim postać ubraną w habit. Kobieta twierdzi, że w momencie wykonywania zdjęcia nikogo poza nią i jej towarzyszami nie było. Czy faktycznie była to zjawa Krzysztofa Ossolińskiego?
Zdjęcie wykonane zostało w stajni Zamku Krzyżtopór. Turyści twierdzą, że w czasie robienia fotografii nikogo, poza nimi i oddalonymi o kilkadziesiąt metrów innymi osobami, nie było w tym miejscu / Fot. Urszula Gibas
Przewodnik Iwona Pawlik twierdzi, że habit jest jedyną przesłanką mówiącą, że to mógł być Krzysztof Ossoliński. W stroju, jaki widać na zdjęciu, został pochowany w Krakowie. Jak dodaje przewodniczka, był to habit zimowy, ponieważ Ossoliński zmarł w lutym. Pochowanie w habicie mogło świadczyć także o konieczności odpokutowania grzechów, bo podczas budowy zamku wykorzystano kozackich jeńców i na ich cierpieniu rezydencja powstała. Duchy to jeden z ulubionych tematów turystów, którzy zawsze mają nadzieję je spotkać w czasie nocnego zwiedzania.
Nad Ossolińskimi ciążyła klątwa?
Krzysztof Ossoliński nie nacieszył się architektonicznym dziełem swojego życia. Niespełna rok po ukończeniu budowy w drodze do Krakowa rozchorował się i zmarł w trakcie podróży. Pochowany został w Krakowie i nigdy nie wrócił do Krzyżtoporu. Po jego śmierci gospodarzem był jedyny syn Baldwin, który po czterech latach poległ jako dowódca husarii w czasie powstania Chmielnickiego na Podolu. Baldwin nie zdążył zostawić potomka, więc zamek przejął kanclerz Jerzy Ossoliński, starszy brat fundatora. Wraz z zamkiem przejął też chyba swoistego pecha, bo zmarł po pięciu latach gospodarowania. W sumie po dziesięciu latach od wybudowania ród Ossolińskich w sposób naturalny „opuścił” zamek Krzyżtopór. Przez pewien czas można było jeszcze oglądać malowidła, którymi przyozdobione były mury pałacu. Mowa o czterdziestu portretach członków rodziny Ossolińskich. Niestety dzisiaj nie wypatrzymy żadnych śladów w miejscach, gdzie były wykonane. Farba uległa czasowi, pozostały jednak oryginalne XVII-wieczne inskrypcje, które piękną staropolszczyzną podpowiadają kto na portrecie był namalowany.
Rozkład pomieszczeń i liczba okien symbolicznie nawiązywały do kalendarza. Cztery baszty – liczba pór roku, 12 sal – liczba miesięcy, 52 komnaty – liczba tygodni, 365 okien – liczba dni / Fot. Jarosław Kubalski – Radio Kielce
Nawet pobieżne przyjrzenie się losom rodu na tym zamku sprawia wrażenie, że musiała wisieć nad nim jakaś klątwa. Cały kompleks w Ujeździe był budowany przez ponad 20 lat, ale tylko 10 lat był w rękach Ossolińskich. Kresem świetności Krzyżtoporu okazał się potop szwedzki z 1655 roku. Szwedzi nie zniszczyli zamku, ale doszczętnie go ograbili. Weszli w jego mury bez walki na podstawie dokumentu wiernopoddańczego, który szlachta sandomierska podpisała, zanim wojska najeźdźcze dotarły do Krzyżtoporu. W murach zamku przebywał sam król Szwecji, Karol X Gustaw. Po potopie szwedzkim do połowy XVIII wieku na zamku zamieszkiwały kolejne rody, ale nigdy nie było już tak bogato i pięknie. Po drugiej wojnie światowej Krzyżtopór stał się własnością skarbu państwa i dopiero w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku rozpoczęto prace badawcze.
W XXI wieku zamek odzyskuje swój blask. Mimo że najpewniej nigdy nie zostanie odbudowany, choć takie plany po wojnie niejednokrotnie się przewijały, to jego obecny kształt nadal budzi wiele zachwytów. Na miejscu czuć wyjątkowość i potęgę zamku. Przed pandemią koronawirusa rocznie odwiedzało go około 160 tysięcy turystów. To sprawia, że dostojny i przebogaty ród Ossoliński jeszcze długo będzie pamiętany i podziwiany.
Ujazd. Zamek Krzyżtopór [ZOBACZ WIĘCEJ ZDJĘĆ]