Wysokie schody, nieszczelne okna i duże „koło” wewnątrz – to tylko niektóre charakterystyczne elementy przegubowych Ikarusów, które przez długie lata woziły kielczan. Chociaż dziś stały się wspomnieniem, nadal można podziwiać je podczas miejskich imprez. Ale nie tylko Ikarusy przeszły do legendy komunikacji miejskiej w Kielcach, która właśnie świętuje swoje 70-lecie.
Początki komunikacji miejskiej w Kielcach
W 1951 roku w Miejskim Przedsiębiorstwie Gospodarki Komunalnej powołano Zakład Komunikacji Miejskiej. Do dyspozycji kierowców oddano pięć autobusów wypożyczonych z Przedsiębiorstwa Komunikacji Samochodowej. Pierwsze linie łączyły Kielce z wsiami, które w przyszłości staną się dzielnicami miasta: Białogonem, Bukówką, Dąbrową i Dyminami. Mijały lata, zmieniła się nazwa przedsiębiorstwa i zwiększał się tabor, pojawiały się coraz nowsze pojazdy. Bez wątpienia tymi, które utkwiły w pamięci pracowników Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacji i przede wszystkim kielczan są legendarne już „ogórki”, czyli polskie autobusy marki Jelcz. Później były ciasne Autosany, Berliety (jako gierkowski powiew Zachodu – równie nowoczesne, jak awaryjne) i wreszcie najdłużej jeżdżące po ulicach Kielc i wszystkich innych polskich miast, węgierskie Ikarusy.
Dostawa pierwszych autobusów marki Jelcz (1967 r.) / Fot. MPK Kielce
Pasja przekazana wnukowi
Zdzisław Grosicki pracę jako kierowca miejskiego autobusu rozpoczął na początku 1978 roku. Ogłoszenie o naborze na kurs znalazł w lokalnej prasie. Szkolenie trwało trzy miesiące.
– Moim marzeniem od dziecka była jazda autobusem. I to marzenie się spełniło – wspomina.
Egzamin zdał z wyróżnieniem.
– Potem zostaliśmy przydzieleni do kierowców, aby zdobyć doświadczenie. Gdy nabyliśmy odpowiednich umiejętności, przypisano nam konkretne pojazdy. W moim przypadku pierwszy był Autosan o numerze bocznym 148. Następny był Berliet – dodaje.
Autobus marki Ikarus (1982 r.) / Fot. MPK Kielce
Zdzisław Grosicki był jednym z czterech wyróżnionych kierowców, którzy w 1994 roku pojechali odebrać nowoczesne Ikarusy z Mikołowa. Charakteryzowały się tym, że miały automatyczną skrzynię biegów.
– W tamtych latach różnie się kombinowało. Aby uniknąć cła pojazdy rozbierało się przed granicą, a składało już na terenie Polski. Przyprowadziłem do Kielc Ikarusa o numerze bocznym 192. W bazie było to ogromne wydarzenie. U kolegów widoczna była wtedy nutka zazdrości – przyznaje.
Dyspozytornia MPK Kielce – dawniej i obecnie / Fot. MPK Kielce, Wiktor Taszłow – Radio Kielce
Zdzisław Grosicki wspomina jak w ciągu lat technologia poszła do przodu i nie chodzi tu wyłącznie o konstrukcję samochodów.
– Na początku, wyjeżdżając na trasę nie mieliśmy komunikacji z bazą, nie było radiotelefonów, nie mówiąc już o telefonach komórkowych. Jeżeli zdarzyła się awaria na trasie zatrzymywało się samochody osobowe i trzeba było prosić kierowców, aby poinformowali o tym dyspozytora. Jeżeli było to blisko domów, prosiliśmy gospodarzy o możliwość wykonania połączenia z bazą. Później, gdy pojawiały się już pierwsze autobusy z radiotelefonami, czekało się na kolegę, który mógł zgłosić problem. Jeżeli nie była to duża awaria, kierowca sam podwijał rękawy i robił co mógł aby dojechać do celu – wspomina.
Zdzisław Grosicki w pewnym momencie sam znalazł sposób na kontakt z dyżurnym.
– Miałem zamontowane w domu CB radio. Mój syn mieszkał w innej miejscowości i za pomocą tego urządzenia ze sobą rozmawialiśmy. Za zgodą kierownika wykorzystałem to rozwiązanie w autobusie. Gdy doszło do usterki, kontaktowałem się przez CB radio z żoną, a ona dzwoniła do dyspozytora i mówiła że mam awarię – opowiada.
Do najczęstszych usterek zaliczało się awarie drzwi oraz „kapcie” w oponach.
– Jedną z największych wad Jelczy było to, że w trakcie zimy trzeba było polewać gorącą wodą układ chłodzenia, aby pojazd mógł jechać. Wieczorem trzeba było ją spuszczać, aby nie zamarzła. Było to uciążliwe i czasochłonne – przyznaje.
Autobus marki Ikarus / Fot. MPK Kielce
Z kolei w Ikarusach zimą pasażerowie często marzli. – Przy wyjeździe z bazy włączało się „centralkę” i pojazd się nagrzewał. Tym samym w przegubowych autobusach pierwszym pasażerom było ciepło. Później robiło się tylko gorzej. Działo się tak, bo najczęściej osoby chcące opuścić pojazd, zamiast wyjść przez jedne drzwi, podchodziły do wszystkich. Wtedy trzeba było je otworzyć i tym samym do środka wpadał chłód – mówi.
Zdzisław Grosicki zauważa, że dawniej wykonywany przez niego zawód kojarzył się z dużym prestiżem.
– To było także widoczne w kontaktach z policją. Jadąc osobowym samochodem, gdy czasem zatrzymywali mnie do kontroli, wystarczyło, że powiedziałem gdzie pracuję, to od razu oddawali mi dokumenty. Jakby „z definicji” było wiadomo, że kierowca autobusu MPK nie może jechać po wypiciu alkoholu. To się wykluczało – zaznacza.
Zdzisław Grosicki odszedł na emeryturę na początku 2010 roku.
– Nie żałuję, że wybrałem taki zawód. Jedynie nad czym ubolewam, to że nie zdążyłem pokierować autobusami jakie teraz są w użyciu, pięknymi, nowoczesnymi – mówi z uśmiechem. – Namówiłem nawet swojego wnuczka na to, aby został kierowcą. Jest bardzo zadowolony. Często dziękuje mi za to, że go przekonałem do wyboru tej właśnie ścieżki zawodowej – dodaje wciąż się uśmiechając.
„Pogotowie techniczne” MPK (1960 r.) / Fot. MPK Kielce
Krnąbrni pasażerowie
Edward Pytlak do Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacji przyszedł 10 maja 1973 roku. Tę datę zapamiętał doskonale, inaczej niż datę przejścia na emeryturę. – Nastąpiło to kilka lat temu. Nie pamiętam dokładnie kiedy – mówi jedynie.
– Jako kierowca wstawałem o godzinie czwartej rano. Nie było tłumaczenia, że „zaraz” czy „za minutkę”, bo w innym przypadku mogłem nie zdążyć na autobus „K”, który zawoził nas do bazy. Z kolei po drugiej zmianie trzeba było zatankować pojazd, oddać ekipie sprzątającej i złożyć dokumenty. Trwało to do pierwszej, czy wpół do drugiej w nocy. Jak się wchodziło do domu, trzeba było to robić po cichu, bo wszyscy spali. Nie mogłem ich obudzić – opowiada.
We wspomnieniach Edwarda Pytlaka dużo jest o pasażerach, którzy niejednokrotnie potrafili zepsuć humor kierowcy.
– Przykład, który najbardziej utkwił mi w pamięci, związany jest z linią numer 8 i ulicą Zagórską. Jeden z pasażerów pracował w KZWM-ie (Kieleckie Zakłady Wyrobów Metalowych, popularne „Polmo SHL”) i rozpoczynał zmianę o godz. 6.30. Spał do ostatniej chwili i wybiegał dopiero gdy zobaczył, że autobus jest przed blokiem. Gdy chciałem odjechać, inni ludzie krzyczeli, że jeszcze jeden biegnie. Trzeba mieć na uwadze, że co przystanek ktoś taki się trafiał. To trucizna dla kierowców – podkreśla zdecydowanie.
Nerwy powodowali także pasażerowie, którzy, mimo iż mieli czas, nie kupowali biletów w kiosku, a przychodzili po nie do kierowcy.
– Pojechałem do Chęcin. Była sroga zima i pojawiły się koleiny. Trzymałem lewą ręką kierownicę, a prawą wydawałem bilet. W pewnym momencie wjechałem do rowu. W środku było kilkudziesięciu pasażerów. Tego krzyku nigdy nie zapomnę. Na szczęście, nikomu nic się nie stało. Nie popękały także drzwi ani szyby, ale panika była ogromna – wspomina.
Edward Pytlak dodaje, że najgorsze dla kierowców jest dogadywanie im i obrażanie przez pasażerów.
– Nie raz można usłyszeć zwroty „Ty capie, kto ci prawo jazdy dał?” albo „Bydło będziesz woził, a nie ludzi”. Szkoda, że osoba która to wypowiada, nie pamięta, że dwa dni wcześniej, gdy dobiegała do przystanku, to się na nią czekało. Obecnie do MPK przychodzą młodzi ludzie, którzy pojeżdżą na autobusach dwa, trzy tygodnie i uciekają – nie wytrzymują psychicznie tego ubliżania – ubolewa.
Zajezdnia MPK Kielce przy ulicy Jagiellońskiej – w 1967 r. (zdjęcie powyżej) oraz w 2021 roku / Fot. MPK Kielce, Robert Felczak – Radio Kielce
Edward Pytlak zauważa, że autobusy są niezwykle ważnym elementem miasta i każda władza powinna o nie dbać. – Gdyby nie MPK, to czym by ludzie jeździli? – zadaje retoryczne pytanie. – Nie każdy ma samochód, a na taryfę też nie każdego stać. Dawniej pojazdy miały duże przebiegi i były mocno zniszczone. Teraz są nowe i pachnące – zauważa.
Edward Pytlak pytany o to, czy inni kierowcy stosują się do przepisu mówiącego o tym, że autobus wyjeżdżający z przystanku ma pierwszeństwo przed jadącymi pojazdami odpowiada, że wielu kierowców nie stosuje się do tego obowiązku.
– Wygląda to podobnie jak z nowymi przepisami dotyczącymi zatrzymania się przed przejściem, gdy zbliża się do niego pieszy – porównuje krótko.
Rozkojarzeni pasażerowie
Jak się okazuje, w autobusie można zostawić wszystko – portfele czy parasolki leżące na siedzeniach są niemal codziennością. Zapytałam więc moich rozmówców, która zguba najbardziej utkwiła im w pamięci.
– Jeździłem autobusem linii numer 10. Kobietka nazbierała dwa wiadra jagód i wsiadła z nimi do pojazdu. Gdy wychodziła jedno zabrała, a drugie zostawiła. Zastanawiałem się, co z tym zrobię. Mija dzień, pasażerka nie przychodzi po zgubę. Po zakończonej trasie zaniosłem jagody do dyspozytora, ale on nie chciał ich przyjąć. Wziąłem owoce do domu, zrobiliśmy zupę i pierogi, a kobieta do dziś po te jagody nie przyszła – uśmiecha się Edward Pytlak.
Z kolei Zdzisław Grosicki wspomina sytuację, do której doszło w centrum miasta.
– Na dawnej ulicy Buczka, obecnej Paderewskiego, wsiadł mężczyzna z teczką i usiadł na przednim fotelu. Chwilę później wysiadł. Gdy ruszyłem z przystanku zobaczyłem, że został jego bagaż. Obserwowałem teczkę żeby nikt jej nie zabrał. Gdy dojechałem na ulicę Karczówkowską, spojrzałem w lusterko, a tam krawężnikiem biegnie ten facet. Wyszedłem do niego, gdy wpadł do autobusu. Nie mógł nic mówić, tylko podszedł do mnie z teczką i ją otworzył. Była pełna pieniędzy. Nic nie powiedział. Zasunął ją i wyszedł – opowiada.
Stacja obsługi zajezdni (1975 r.) / Fot. MPK Kielce
Klub Miłośników Komunikacji Miejskiej
Dla niektórych autobusy to nie tylko środek transportu, ale także pasja. Tak jest w przypadku członków Klubu Miłośników Komunikacji Miejskiej w Kielcach. Jego przedstawiciele mają także własnego Ikarusa z 1997 roku. Ma 16,5 m i silnik o pojemności ponad 10 litrów. Średnio na 100 kilometrów pali nie więcej niż 35 litrów oleju napędowego.
Piotr Siwek, prezes klubu informuje, że autobus został odkupiony od Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacji w 2017 roku.
– Był to najlepszy egzemplarz jaki został. Praktycznie od początku miał jednego kierowcę. Jego numer taborowy to 234. Pojawiał się najczęściej na linii numer 13 i tym samym przejeżdżał przez osiedle, na którym mieszkam. Czasami wychodziłem wcześniej z zajęć na uczelni, żeby nim wrócić. Obecnie ma już przejechany ponad milion kilometrów – zauważa.
Prezes klubu zaznacza, że w przypadku usterek trafia on pod opiekę specjalistów z MPK. Autobus można zobaczyć między innymi podczas miejskich eventów. Pojazd marki Ikarus po raz ostatni wyjechał na ulice Kielc 9 stycznia 2017 roku.
Ikarus ma silnik o pojemności ponad 10 litrów. Na 100 kilometrów zużywa przeciętnie nie więcej niż 35 litrów oleju napędowego / Fot. Wiktor Taszłow – Radio Kielce
„Tato, są gwiazdy MTV, a Ty jesteś gwiazdą MPK”
Osoby, które obecnie poruszają się komunikacją miejską, mogą usłyszeć charakterystyczny męski głos, który wskazuje nazwy przystanków i kierunki trasy. Mało kto wie, że to nasz redakcyjny kolega Marek Wtorek, kierownik działu promocji i marketingu Radia Kielce.
Jak wspomina, o tym, że to właśnie jego głos będą mogli usłyszeć pasażerowie, zadecydował przypadek.
– Prezes rozgłośni Janusz Knap wpadł na pomysł, aby to nasi słuchacze zdecydowali, który głos usłyszą w autobusie i wybrali go w formie konkursu przesyłając SMS. Do lektorów wysłałem wersję demo. Po tym jak dziesięć osób się nagrało, przesłałem plik do Zarządu Transportu Miejskiego. Przez przypadek była tam także moja „demówka”. Okazało się, że spodobała się przedstawicielom instytucji, którzy zaproponowali, abym także wystartował w konkursie. I to właśnie ja wygrałem – wspomina z uśmiechem.
Do pierwszych podstawowych nagrań Marek siadł po południu, a zakończył czytanie późną nocną. Obecnie dogrywa jedynie nazwy nowych przystanków lub komunikaty dotyczące między innymi noszenia maseczek oraz zasuwania okien, gdy działa klimatyzacja.
Marek Wtorek przyznaje, że nagrywanie sprawia mu wiele radości.
– Znajomy opowiadał mi, że zawsze jak wstaje to słyszy mój głos, ponieważ mieszka niedaleko przystanku autobusowego – mówi.
Przyznaje także, że gdy sam jeździ autobusami, czuje pewien dyskomfort.
– Mam wrażenie, że wszyscy na mnie patrzą – mówi. – Moja córka powiedziała mi kiedyś wielki komplement: „Tato, są gwiazdy MTV, a Ty jesteś gwiazdą MPK” – śmieje się.
Wszystkie nagrania powstają w studiu Radia Kielce.
Obecnie w Kielcach jest prawie 200 autobusów, w tym 25 nowoczesnych, hybrydowych. Obsługują one 54 linie. Każdego dnia na ulice miasta wyjeżdża 130 pojazdów. Za kierownicę siada niemal 400 kierowców.
Warsztaty naprawcze (1961 r.) / Fot. MPK Kielce