Na początku przyglądał się tylko pracy muzealników w Krzemionkach. I to tylko przez okno. Gdy dorósł postanowił do nich dołączyć szturmem. Udało się. Kilka miesięcy temu wkupił się w łaski wszystkich stając się od razu najbardziej lubianym członkiem zespołu. Obowiązków ma niewiele, ale wykonuje swoją pracę perfekcyjnie.
Dziś, dnia bez kota Stefana, bo o nim mowa, nikt sobie nie wyobraża. To terapeuta i przyjaciel. Jak mówi Beata Celebańska z muzeum, gdy na chwilę znika, wszyscy zaczynają się o niego martwić. Jest sprytny, ale przez wszystkich ulubiony. Niestety, aby wkupić się w jego łaski, należy się postarać. Wygrywa ten, kto przyniesie lepsze przekąski.
– Muszę przyznać, że ostatnio przegrywam w rywalizacji o kocie uczucia – mówi pracownica muzeum.
Stefan do muzeum przychodzi jako pierwszy, wychodzi jako jeden z ostatnich. Jego głównym zadaniem w ciągu dnia jest wylegiwanie się. W niemal każdym pokoju ma legowisko i ulubiony fotel. Przewodnik Artur Głowacz mówi, że wystarczy widok odpoczywającego zwierzaka, aby humor się poprawił. Szczególnie, gdy jest kiepska pogoda, widok leżącego na fotelu futrzaka wprawia wszystkich w sielski nastrój. Sam stara się z kotem rozmawiać, głaszcze go.
Stefan, jak to kot, czasami też pokazuje pazurki. Szczególnie, gdy na teren muzeum przyjdzie jakiś pies. Wówczas dochodzi do spięć, bo Stefan czuje się jak u siebie i nie chce innych zwierząt.
Jego imię nie jest przypadkowe – nawiązuje do Stefana Krukowskiego, który w latach 20. XX wieku badał Krzemionki, a potem wydał na ich temat monografię. Czworonożny przyjaciel co prawda kopalni nie eksploruje, ale też wykonuje istotną pracę – dba o komfort psychiczny pracowników…