„I jo wos witom tom samom witackom” – tak mieszkańcy dawnej wsi kieleckiej odpowiadali na powitanie tym, w których szczere intencje wątpili. Kulturalne zachowanie wymagało znajomości wielu zasad oraz bezwzględnego stosowania form honoryfikatywnych zwanych pluralis maiestaticus.
W dawnej wiejskiej społeczności zwracanie się do siebie per „pan” lub „pani” nie było uważane za stosowne. Jeśli komuś się zdarzyło, to najczęściej w ironicznym kontekście. Na wsi powszechnie uważano, że w znanym sobie środowisku nie wypada „paniować”. Mówiono na przykład: Helka Baranowa, Wertkowo, Werónka łod Krzyża, Dedkowo, Werónka Antkowa.
Przejęcie przez kogoś ze społeczności wiejskiej konwencji miejskiej powodowało, że dana osoba narażała się na śmieszność. Gdy nadawca chciał mówić tak, jak mówi się do ludzi, których zna słabo lub nie zna w ogóle, starsze osoby określały takie zachowanie jako dziwne, niewłaściwe, nienaturalne, pozostające poza lokalną konwencją – wyjaśnia dr hab. prof. UJK Stanisław Cygan, którego pasją jest badanie języka mieszkańców wsi w kontekście przemian społeczno-kulturowych.
Dwojenie wyrazem szacunku
U podstaw wiejskiej grzeczności leżało stosowanie wobec pełnoprawnych członków tejże społeczności form liczby mnogiej grzecznościowej, tak zwanej pluralis maiestaticus (łac. pluralis – liczba mnoga, łac. maiestaticus ‘dostojny, czcigodny’). Taki status osiągali ci, którzy założyli rodzinę, uzyskali niezależność materialną, byli „w słusznym” wieku. Używano zatem męskoosobowych form czasowników, zaimków i przymiotników liczby mnogiej w stosunku do jednej osoby zarówno mężczyzny, jak i kobiety, przy czym sam rzeczownik pozostawał w liczbie pojedynczej. Było to tzw. „dwojenie”, nazywane także „mówieniem na dwoje” lub „wyciem”, na przykład: „Tata żyli 80 lot; Babciu, połóżcie się tam koło pieca; Dziadek pomarli gdzieś w lutym 1939 roku.”
Zwracanie się dzieci do rodziców per „ty” było niedopuszczalne / Fot. Paweł Pierściński
Wobec powszechnie obowiązującej normy obyczajowej, uwzględniającej „dwojenie” w stosunku do starszych, mówienie na „ty” było oceniane jako „okropne” – mówi profesor Stanisław Cygan. Na dowód cytuje wypowiedź Informatora: „(…) bo jak ktoź łojcu na ty mówił, to było okropne. Jak tam na ty, to łojej jag on mówi”. Wiejski model grzecznościowy był bardziej zachowawczy, hierarchiczny, godnościowy. Starszego należało uhonorować nie tylko werbalnie, ale także poprzez gesty, np. ucałowanie w rękę – dodaje profesor Cygan.
Z jego badań wynika, że dawniej dzieci okazywały większy szacunek także nauczycielom. W czasie badań terenowych usłyszał: „Ile razy nauczyciela się widziało, to się musioł ukłonić, jeszcze nogom, trza było się ukłonić i „dzień dobry” powiedzieć”.
Sceść Boze na urode
Kurtuazja nie była najmocniejszą stroną naszych wiejskich przodków. Z nielubianymi gośćmi witano się dość obcesowo: „Ano witojta, wkiej ześta przyśli”. Z kolei odpowiedź na powitanie: „I jo wos witom tom samom witackom” oznaczała: „Niech ci się stanie to, czego mi w duchu życzysz”. Niechęć lub życzliwość przy powitaniu okazywano także mową ciała.
Jeśli podczas ukłonu dłonie były zwrócone wewnętrzną częścią w stronę gospodarzy, to był gest oznaczający serdeczność. Gdy witający opuścił ręce wzdłuż ud, przekazywał informację, że gospodarze są mu obojętni i ma do nich raczej chłodny stosunek. Jeśli zaś dłonie były zwrócone zewnętrzną częścią w stronę gospodarzy, a palce zwinięte, witający manifestował swój żal lub złość – mówi Ewa Siudajewska, gawędziarka oraz badaczka gwary świętokrzyskiej.
Niezależnie od pory dnia czy miejsca mieszkańcy wsi kieleckiej witali się zwrotem: „Niech bedzie pochwolony Jezus Krystus”, czasem w skróconej formie: „Pochwolony”. Odpowiadano: „Na wieki wieków. Jament” lub po prostu: „Na wieki wieków”.
Powitanie było rozbudowywane w zależności od okoliczności. Gdy mijano kogoś pracującego w polu lub w gospodarstwie dodawano frazę: „Sceść Boze na robote”, „Sceść Boze na urode” (życzenie na urodzaj), a odpowiadano „Dej Panie Boze”. Jeśli witano się w drodze na jarmark, mówiono: „Sceść Boze na pokup”, czy „Sceść Boze na przedoj”, a odpowiadano: „Bóg zapłoć” – dodaje.
Drugą część powitania tworzyły także zwroty: „Witojta”, „Powitać waju”. Nie wolno ich było jednak używać dzieciom i młodzieży wobec starszych.
Gdy do osób starszych przybywali młodzi (żonaci, zamężne), po powitaniu głównym zwrotu „Witojta” używali starsi, a młodsi odpowiadali: „Bóg zapłoć” – mówi Ewa Siudajewska.
Warto zagadać
Wielkim nietaktem było nie odpowiedzieć na pozdrowienie, „nie poszczęścić”, a nawet nie zagadnąć, na przykład: „A co tam słychać, gdzie ni ma nos? Jak tam żyjes? No i co tam gdzie u ciebie?”
Na milczku członkowie wiejskiej społeczności nie zostawiali suchej nitki: „Przeszło takie ciele i nie łodezwało się nic. No bo to wies, tag nieładnie; Ano to tam przeszed jak krowa przeńdzie i pójdzie jak ta świnia; Jaki ważny jak spodnie rabina; A to podwórkowe wychowanie, a to bele co, gdzie toto było chowane”.
Odchodzenie od reguł grzecznościowych znajduje odbicie w pejoratywnych nazwach człowieka, często przeniesionych z pola leksykalnego nazw zwierząt, np. wół, cielę, dzik, świnia, krowa. Reakcją na brak pozdrowienia w czasie pracy mógł być także złośliwy, ironiczny komentarz, na przykład: „Dwie świnie sie przewlekły i słowa boskiego nie rzekły” lub: „Weszła świnia we zboże i nie mówi Szczęść Boże”. Dotyczy to także formy powitania: „Przeszła świnia koło proga, nie pochwaliła Pana Boga”. Innym sposobem zaznaczania dystansu do osoby zachowującej się w ten sposób było nazwanie jej samsunem, mrukiem czy chamem – wylicza profesor Stanisław Cygan.
Etykieta językowa współczesnej wsi jest już zupełnie inna niż ta z końca XX wieku / Fot. Paweł Pierściński
Tradycyjne systemy grzecznościowe zostały zastąpione nowoczesnymi. Stały się uniwersalne, takie same dla wsi i miasta. Jedno jest jednak wartością niezmienną – kindersztuba, znajomość zasad dobrego wychowania, szacunek dla starszych są nadal pożądane i cenione, bo jak pisał w „Panu Tadeuszu” Adam Mickiewicz: „grzeczność nie jest rzeczą małą (…)”
Wypowiedzi gwarą świętokrzyską zamieszczone w niniejszym tekście pochodzą z materiałów doktora habilitowanego, profesora Uniwersytetu Jana Kochanowskiego Stanisława Cygana oraz notatek Ewy Siudajewskiej.