Wśród tytanów, których wydała ziemia świętokrzyska, należy do największych. Podczas, gdy poeta Jan Gajzler nauczył nas mówić i pisać o niej, on – widzieć.
Fotografii poświęcił sześć dekad zawodowego życia, jednak nie należy zapominać, że z wykształcenia był inżynierem budownictwa lądowego. Moja uwaga nie jest tylko biograficzną ciekawostką. Tym, co wyróżnia dzieło Pawła Pierścińskiego (1938-2017), nie tylko to fotograficzne, jest nieprzeciętna precyzja, umiłowanie geometrycznych form i dążenie do przemyślanego uporządkowania otaczającego świata. Mam wrażenie, że autor „Pól pejzażu”, niczym mistrz Twardowski, albo Faust, każdego swojego pracowitego dnia dążył do znajdywania wzoru, który pozwoliłby na odczytanie tajemnicy świata i żyjącego w nim człowieka. Myśląc tak, widzę jednak zasadniczą różnicę między nim, a nimi. Nie dążył do doczesnej nieśmiertelności i bogactwa, nie wadził się z Bogiem. Pełen obcej bohaterowi Goethego i jego polskiemu odpowiednikowi pokory, chciał „widzieć jasno w zachwyceniu” znajdując szczęście w najprostszych przejawach harmonii, którą znajdywał w najbliższym otoczeniu.
Paweł Pierściński w 1982 roku. Zdjęcie pochodzi z albumu „Struktury”, wydanego przez Krajową Agencję Wydawniczą
4426 pozycji
Pawła Pierścińskiego poznałem 15 lat temu. Był już człowiekiem – instytucją. Dobiegający siedemdziesiątki fotografik miał wtedy za sobą wielkie dokonania życia – sukcesy na polskich i międzynarodowych wystawach (indywidualnych było z górą dwie setki), w tym na tej słynnej, paryskiej, pokazującej dokonania Kieleckiej Szkoły Krajobrazu, której był współtwórcą. Objechał już wtedy wszerz i wzdłuż całą świętokrzyską ziemię, uwieczniając ją na tysiącach fotografii. Opublikował liczne teoretyczne artykuły, książki i albumy, a nawet tom wierszy. Na jednym z pierwszych spotkań w jego mieszkaniu przy ul. Kościuszki w Kielcach podarował mi opublikowaną właśnie wówczas książkę „Fotografowie 1946-2006. Słownik biograficzny fotografów polskich”. Była to monumentalna praca zredagowana przez zespół pod jego przewodnictwem. Ogrom tego dzieła spisali na rok przed śmiercią twórcy Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Kielcach. Opracowana przez Beatę Piotrowską, znajdująca się w zbiorach Świętokrzyskiej Biblioteki Cyfrowej „Bibliografia Podmiotowo-Przedmiotowa” Pawła Pierścińskiego liczy 345 stron i 4426 pozycji!
W obliczu takiego dzieła nie da się nie ugiąć. W przypadku dzieła Pierścińskiego, które ma przecież również fizyczną formę oryginalnych materiałów i niezliczonych klisz, należy rozumieć to również dosłownie. Zbiory, które trzymał w drugim, specjalnie przeznaczonym na to mieszkaniu naprzeciwko, były tak wielkie, że prawdopodobnie dalsze ich gromadzenie mogło zagrażać stropom. Wtedy artysta próbował je przekazać jakiejś instytucji, a gdy początkowo to nie udało się, zniszczył sporą część pozytywów. Na szczęście niedługo później losami unikatowych zbiorów zainteresowało się Muzeum Wsi Kieleckiej i część kupiło od autora.
Zdjęcia autorstwa Pawła Pierścińskiego. Fotografie udostępnione przez Andrzeja Borysa – wieloletniego prezesa Okręgu Świętokrzyskiego Związku Polskich Artystów Fotografików
Łagodność
Twórca dzieła tak wielkiej – i przecież przede wszystkim nie chodzi tu o fizyczną, a artystyczną – wagi, był ze swej natury człowiekiem niezwykle skromnym, łagodnym i delikatnym. Gdy odwiedzałem Państwa Pierścińskich, a zdarzyło mi się to niejeden raz, poza ciepłem obojga gospodarzy spotykałem się ze staropolską gościnnością. Nie wypuszczali mnie z domu, zanim nie zjadłem porządnego talerza zupy – najlepiej rosołu, takiegoż drugiego dania – również tradycyjnie polskiego i rzecz jasna ciasta upieczonego przez gospodynię. Kiedy wpadałem „na chwilkę”, która przeciągała się do dwóch godzin, na stole czekał „lekki posiłek” – pęto wiejskiej kiełbasy, szynka, ogórki kiszone, biały ser… Wszystko świeże, kupione u zaprzyjaźnionych, sprawdzonych dostawców. Kiedy Paweł (mimo sporej różnicy wieku nalegał, by tak do niego mówić) wiedział, że jestem już po pracy, na stół wjeżdżała polska wódka. Choć nalewał szczodrze, doceniał również, że odmawiałem, albo piłem z umiarem. Powiedział nawet za którymś takim razem o pewnym dżentelmenie, który przychodzi nieproszony, opróżnia kieliszek w myśl zasady, że szkłu nie należy dać się męczyć, a po uwolnieniu jednej, wypatruje następnej butelki.
Jednak uczta zmysłów u Pawła, choć pełna podobnych doznań, nigdy nie ograniczała się do nich. Jej najważniejszą dla mnie częścią były zawsze rozmowy, w których opowiadał o miłości do tej ziemi, o wyjątkowości świętokrzyskiego pejzażu, kiedy przedstawiał tajniki swoich oryginalnych technik obróbki fotografii.
W tych latach był już schorowany. Tylko w żywych wspomnieniach przetrwały młodzieńcze wyprawy fotografika na rowerze-składaku i autem po ziemi, tak bardzo kochanej. Był już wtedy po wypadku samochodowym, który bardzo ograniczył możliwość poruszania się. Nadal jednak pozostał dzieckiem. Jak każdy prawdziwy artysta.
Zdjęcia autorstwa Pawła Pierścińskiego. Fotografie udostępnione przez Andrzeja Borysa – wieloletniego prezesa Okręgu Świętokrzyskiego Związku Polskich Artystów Fotografików
Pasja
Odwołując się do dziecięctwa Pawła, widząc, jak tęskni za tym, co utracił, zaproponowałem Mistrzowi Pierścińskiemu fotograficzny offroad. To znaczy, zaprosiłem go na przejażdżkę po ukochanym Ponidziu, a moi młodsi koledzy z redakcji TVP Kielce, któremu wtedy dyrektorowałem, uznali, że najlepszą formą spełnienia szalonej idei będzie właśnie offroad – wyprawa po drogach i bezdrożach Ponidzia dwoma oryginalnymi amerykańskimi hammerami.
I wybraliśmy się. W jednym hammerze właściciel jako kierowca i Paweł z aparatami fotograficznymi i ze mną, w drugim, inny właściciel, kierownik produkcji, Marcin Mazelewski i dwóch operatorów kamer, którzy to wszystko filmowali.
Gdy wysiadaliśmy z hammera w starosłowiańskim grodzisku w Stradowie i w innych miejscach, Mistrz zapominał, że ma chory kręgosłup, sfatygowane serce i nogi. Wychodził z niego młody Paweł i szedł wśród traw, patrzył na swoje ukochane miejsca, fotografował. W pewnym momencie, gdy ruszył z energią dwudziestolatka ku wybranemu miejscu, zaczęliśmy nawet się o niego bać. Na szczęście wyprawa zakończyła się bez żadnych kontuzji.
Inną z licznych sytuacji, w której w Pawle Pierścińskim na dobre budziło się dziecko, był benefis, który urządziliśmy mu w nieistniejącej już dziś starej siedzibie BWA, nieopodal kieleckiego Rynku. Benefisowi towarzyszyła wystawa zdjęć autorstwa bohatera i oryginalne nagrania legendarnego świętokrzyskiego śpiewaka ludowego Józefa Myszki, które dostałem dzięki uprzejmości Radia Kielce. Jedną z tych frywolnych pieśni przerobiłem tak, że wszyscy mogliśmy zaśpiewać żartobliwy pean na cześć Szanownego Beneficjenta.
Popiersie fotografika Pawła Pierścińskiego w Alei Sław XX Wieku na skwerze Szarych Szeregów w Kielcach / Fot. Jarosław Kubalski
Styl świętokrzyski
Ten ciepły, skromny człowiek, którego miałem zaszczyt poznać, nauczył tak wielu, również mnie, patrzyć z miłością na świętokrzyską krainę. W jej łagodnym, naznaczonym obecnością i pracą ludzką krajobrazie, znajdował harmonię świata. W szachownicach pól widział skrzyżowanie natury i kultury. Portretował tę ziemię wraz z mieszkającymi na niej ludźmi z miłością i poczuciem obowiązku artysty, który utrwala to, co nieuchronnie przemija. Wychował pokolenia fotografików, nauczył też patrzenia w zachwyceniu zwykłych zjadaczy chleba.
Jako autor tomu wierszy „Pagór”, znalazł formułę łagodności i umiaru, którą nam w spadku pozostawił. Gdy patrzę na podarowaną przez niego, sygnowaną fotografię z charakterystycznym pejzażem z pooranymi polami i chatą na rozległym pagórze, myślę, że jego dzieło, również to pisane, winno stać się podstawą do opisania stylu świętokrzyskiego. Stylu jakże odmiennego od zakopiańskiego, choć równie pięknego i wyjątkowego. Skodyfikowanie tego stylu, dalsza praca nad jego utrwaleniem i rozsławieniem, to zadanie, które nam pozostawił Mistrz łagodności, umiaru i formy, świętokrzyski tytan – Paweł Pierściński.