Ofiary napaści sowietów na Polskę zostały dziś upamiętnione w Starachowicach. Hołd oddano także zesłanym na „nieludzką ziemię”.
Uroczystości rozpoczęły się od mszy świętej w kościele pod wezwaniem Wszystkich Świętych. Uczestniczył w nich Kazimierz Dziekoński, który jako 10-letni chłopiec został wywieziony z Wołynia na Sybir. Zesłanie wspominał, jako najtrudniejszy czas w życiu.
– Zabrali nas 13 kwietnia 1940 roku, to było przerażające. Żołnierze przychodzili w nocy, była zaledwie godzina na spakowanie dobytku. U nas było łatwiej, była mama i ciocia oraz starsza siostra, ale widziałem rodziny, w których były tylko kobiety z małymi dziećmi, one nie miały jak spakować najpotrzebniejszych rzeczy – opowiada.
Takich niemowląt, które przeżyły sześciotygodniowy transport i zsyłkę było niewiele, ale Kazimierz Dziekoński przypomniał swoją sąsiadkę, która z kilkumiesięcznym synkiem, Józiem, przeżyła sześć lat na Syberii i wróciła z nim do kraju. Na Syberii czekały na zesłańców ziemianki i bardzo ciężka praca. Codziennością był głód.
– Pracujący mężczyzna dostawał pół kilograma chleba dziennie, kobiety i dzieci po 150 gramów. Ten chleb jadło się tak, aby go na jak najdłużej starczyło. Od 12. roku życia był już obowiązek pracy, zadania dorosłego mężczyzny były przerzucane na jedną kobietę i dziecko – wspomina.
Kazimierz Dziekoński do dziś ma świadectwo pracy w sowchozie. Do Polski wrócił w 1954 roku.
Oprawę nabożeństwa i późniejszą część artystyczną przygotowała społeczność Szkoły Podstawowej numer 12. Jak podkreślała dyrektor placówki Anna Kierzkowska, to sposób na uczenie młodzieży odpowiedzialności za kraj, ale także żywe lekcje historii.
– Ludzi, którzy uczestniczyli w tamtych wydarzeniach jest już bardzo niewielu, dlatego naszym obowiązkiem jest w ich imieniu podtrzymywać pamięć. Nie możemy pozwolić na zagubienie wiedzy o nich, bo wtedy stracimy część naszej tożsamości – podkreśla.
Przez całe przedpołudnie przy Krzyżu Katyńskim, który znajduje się przy ulicy Chopina trwała warta honorowa zaciągnięta przez harcerzy.