Nigdy nie odstraszał jej widok trumny ani zwłok. Gdy w poszukiwaniu pracy pierwszy raz przekroczyła progi domu pogrzebowego poczuła, że jest to miejsce, w którym może spełnić się zawodowo. Agnieszka pracuje w zawodzie tanatokosmetologa od kilku lat, w podejściu do zagadnienia umierania i śmierci różni się diametralnie od większości ludzi.
Opowiada, że tematem śmierci interesowała się już w dzieciństwie.
– W domu śmierć nigdy nie była tematem tabu, chodziłam na pogrzeby bliskich i znajomych. Zawsze podświadomie ciągnęło mnie w tym kierunku. Dlaczego? Nie wiem, ale po prostu zawsze chciałam pracować przy zmarłych – mówi.
Przyznaje, że na początku dorosłego życia spychała w podświadomość swoje zainteresowania, ponieważ obawiała się opinii ludzi. Podjęła pracę w instytucjach państwowych oraz w zawodzie wizażystki.
– Przypadek sprawił, że przekroczyłam progi domu pogrzebowego. Od momentu kiedy tam weszłam, wiedziałam że jestem na właściwym miejscu – podkreśla zdecydowanie.
Z czasem zastąpiła biurko stołem do przygotowywania zwłok, a długopisy na pędzle do makijażu. Teraz realizuje się w zawodzie tanatokosmetologa, czyli osoby, która jako ostatnia zajmuje się ciałem zmarłego. Jest odpowiedzialna za to, jak zmarły będzie wyglądał w czasie ostatniego pożegnania.
Staranne przygotowanie do pochówku
Śmierć jest stałym elementem kultury i jako odwrotność sił witalnych przeważnie ma wartość negatywną. Śmierć przeraża, bo oznacza koniec naszej świadomości, naszego czucia i nawet jeżeli wierzymy w życie pozagrobowe, nie mamy empirycznej pewności, nikt stamtąd nie wraca, nie zdaje relacji. Śmierć odpycha, przeczy ludzkim kanonom piękna, jej następstwem jest rozkład i trupi odór. Boimy się jej, uciekamy od niej, w najlepszym razie staramy się ją zamaskować. Dawniej kwiaty przy trumnie układano nie tyle z szacunku dla zmarłego, ile bardziej, by stłumić smród rozkładającego się ciała.
Zmarły trafia do zakładu pogrzebowego w zamkniętym worku. Na przygotowanie do pochówku oczekuje w chłodni. Kilka godzin przed pogrzebem, rozpoczyna się proces ubierania i malowania osoby, która odeszła.
– Po wyjęciu musimy zmarłego dobrze umyć i zdezynfekować na specjalistycznym stole – mówi Agnieszka.
Następnie ciało przekładane jest na czysty stół. Tam zmarły jest ubierany i malowany.
– Postępujemy z nim tak jak z osobą żywą. Zakładamy bieliznę, kobietom rajstopy, czasami starszym paniom halki. Mężczyznom bokserki i skarpetki. Później, w zależności od tego co przywiezie rodzina, sukienkę, garsonkę czy garnitur – mówi.
Potem przychodzi czas na makijaż. Agnieszka zauważa, że tutaj niezbędna jest rozmowa z rodziną na temat upodobań i preferencji zmarłego za życia.
– Trzeba odpowiedzieć na wiele kluczowych pytań, w przypadku kobiet na podstawowe: czy zmarła w ogóle używała makijażu, czy lubiła się malować? Dobrze, jeżeli wnuczka wskaże na przykład, że babcia lubiła mieć mocno podkreślone brwi i zawsze miała czerwone paznokcie. Potrzebuję też sugestii, czy krewna lubiła czesać się na lewą, czy prawą stronę. Zawsze o to wypytuję. Pomocne w tym zakresie jest zdjęcie zmarłego za życia – zaznacza. – Zdarza się także, że rodziny przynoszą ulubioną pomadkę krewnej lub tusz do rzęs. Później kosmetyki są symbolicznie wsadzane pod poduszkę do trumny – dodaje.
Podobnie jest w przypadku zmarłych mężczyzn. W czasie rozmowy z bliskimi tanatokosmetolog wypytuje, czy mieli oni za życia zarost lub wąsy.
– Trafiają do nas panowie, którzy ostatnie miesiące swojego życia spędzili w szpitalu, a przez epidemię rodzina nie mogła ich odwiedzać. Muszę dopytać, czy ten mężczyzna miał brodę, a jeżeli tak to jakiej długości. Ciało musi być przygotowane w taki sposób, aby rodzina po wejściu do kaplicy nie zastanawiała się, czy to jest ich najbliższa osoba – tłumaczy.
Następnie tanatokosmetolog zajmuje się paznokciami zmarłego. Moja rozmówczyni zauważa, że podstawą jest ich skrócenie i wyrównanie.
– Zdarza się, że osoby stojące przy trumnie przełamują się i łapią za rękę zmarłego. Często zapamiętują tę dłoń jako kluczowy element pożegnania, dlatego musi dobrze wyglądać – mówi.
Jeżeli zmarła kobieta lubiła malować paznokcie, tanatokosmetolog pokrywa je warstwą lakieru. Kluczowe znaczenie ma także kolor. Ma być dopasowany do preferencji zmarłej. Aby dłoń wyglądała podobnie jak za życia, specjaliści stosują wypełniacze tkankowe, które poprawiają ich wygląd.
Do przygotowywania zwłok stosowane są kosmetyki przeznaczone dla osób zmarłych. To między innymi podkłady, korektory oraz pomadki.
– Mają specjalną formułę, dzięki której po nałożeniu zastygają. Dla przykładu, teraz jest sierpień i jest ciepło. W momencie, gdy zimne zwłoki są przewożone do kaplicy, może wydobywać się z nich wilgoć, która spowoduje rozmycie zwykłego podkładu. Ten specjalistyczny zostanie na skórze – zapewnia.
Z drogeryjnych produktów mogą być wykorzystywane choćby tusze do rzęs oraz róże do policzków.
Tanatokosmetolodzy używają także specjalnych balsamów do wyschniętej skóry dłoni czy ust. Standardowo, przygotowanie ciała trwa około 40 minut. W przypadku, gdy dochodzi konkretny makijaż, fryzura czy paznokcie, czas ten się wydłuża.
Martwy wzrok
W trumnie zmarli mają zamknięte oczy. Zwyczajowo osoby będące przy umierającym człowieku tuż po stwierdzeniu jego zgonu, zamykają mu oczy. Dlaczego? Tłumaczeń jest wiele i pochodzą jeszcze ze starożytności, a to że zmarły może nas „pociągnąć” wzrokiem na tamten świat, a to że „widzi” już inną rzeczywistość i nasza niech go nie rozprasza, ale najpewniej najważniejsza przyczyna tkwi w poczuciu estetyki – widok otwartych oczu nie jest przyjemny.
– Często gałki oczne się zapadają i są mętne. Nie ma w nich blasku. Te osoby patrzą gdzieś w przestrzeń. Trudno to opisać. Czasami przez chwilę stanę i myślę co zmarły widział po raz ostatni. Twarz pielęgniarki, lekarza, a może kogoś bliskiego? Może umierając patrzył na drzwi z nadzieją, że jeszcze ktoś przyjdzie…? – zastanawia się.
Balsamacja tylko dla mumii?
Agnieszka zauważa, że niewiele osób decyduje się na balsamację zmarłych.
– Być może dlatego, że mało się o tym mówi. Wielu osobom kojarzy się to ze starożytnym Egiptem i mumiami. Mało kto wie, że jest to zabieg kosmetyczny i gwarantuje bezpieczeństwo w czasie pożegnania. To jest dezynfekcja całego ciała. Ponadto, zwłoki nie ulegają rozkładowi, tylko się wysuszają – zauważa.
Balsamacja polega na wymianie krwi na specjalne płyny. W ten sposób pozbywa się nieprzyjemnego zapachu i znamion na ciele, takich jak zasinienia. Skład płynów i techniki ich podawania są objęte tajemnicą zawodową każdego zakładu pogrzebowego.
– Powiem jedynie, że balsamista podpina sprzęt pod główną tętnicę szyjną lub udową. Później za pomocą pompy wytłacza się krew, a w jej miejsce wtłacza się płyn balsamacyjny. Jest on stworzony na bazie formaldehydu. Jest to chemia, ale daje niesamowite efekty – przyznaje Agnieszka.
Płyny balsamacyjne mogą nawet pachnieć. Mają różne kolory i odcienie. Koszt takiego zabiegu wynosi kilkaset złotych.
Zdarza się, że trzeba przygotować do ostatniej drogi osobę po wypadku. Niekiedy ciało jest na tyle zmasakrowane, że nie można okazać go rodzinie. Jeżeli bliscy nalegają na to, aby trumna była jednak otwarta, można zakryć twarz jedwabną chustą bądź przykryć nią całe ciało. Zdarzają się także przypadki, w których na wierzch wyciąga się jedynie rękę, tak aby rodzina mogła po raz ostatni dotknąć swojego krewnego.
– Oni już nigdy się nie zobaczą. Jeżeli mogę dać komuś możliwość, aby mógł po raz ostatni dotknąć dłoń krewnego, to ja to zrobię. Pytanie tylko czy ktoś chce się na to zdecydować – zaznacza Agnieszka.
Niektórzy decydują się także na zakup trumien „amerykanek”, których górna część wieka jest dzielona na pół.
– Jeżeli ktoś przed śmiercią przeszedł amputację nóg, odsłaniamy ciało tylko od pasa w górę – tłumaczy tanatokosmetolog.
W skrajnych przypadkach wykonuje się także rekonstrukcje twarzy. Dzięki specjalnym woskom można uzupełnić kawałek naderwanej skóry czy wypełnić ubytek w czole. Z kolei, rozcięcia na głowie po sekcji zwłok, można zasłonić włosami, apaszką lub czapką.
– Wszystko po to, aby ludzie się nie bali wchodzić do kaplicy i pożegnać z bliskim. Ponadto dbamy, by zmarły został godnie pochowany, nie zważając czy rodzina chce otwarcia trumny czy też nie. Robimy to dla osoby, która odeszła, ponieważ nie można zapominać, że to czyjaś mama, babcia lub ciocia. Pastuję buty, czasem przepiorę bluzkę, jeżeli jest ubrudzona. Ona po prostu musi dobrze wyglądać w trumnie – mówi zdecydowanie Agnieszka.
Bez pożegnania
Najbliżsi zazwyczaj nie żegnają się z osobami, które utonęły. Mogłaby być to dla nich trauma. Skóra zmarłego jest mocno pomarszczona i trudna do odtworzenia, to tak zwana „skóra praczki”. Charakteryzuje się tym, że stopy i ręce są białe i matowe. Na wygląd wpływa także wiele innych czynników, takich jak stopień zasolenia wody, w którym przebywał zmarły i temperatura. Niekiedy ciało jest podgryzione przez ryby i bywa uszkodzone przez konary.
Rodzina nie może pożegnać się z osobami, które zmarły po zakażeniu koronawirusem. W takich sytuacjach procedura jest jedna – zwłoki chowa się w dwa worki i umieszcza w trumnie albo kremuje. Nie można zmienić ubrania, a zmarły chowany jest w stroju, w którym odszedł. Agnieszka dodaje, że jedyne co ona może zaproponować klientom, to symboliczne włożenie do trumny ubrania, w którym bliski chciał być pochowany.
Nie zawsze jest łatwo
Agnieszka przyznaje, że mimo upływu lat, najtrudniejsze jest dla niej przygotowywanie do pochówku dzieci. Sama jest mamą i wie, że najgorsza w życiu jest bezradność rodziców.
– Niełatwo jest także po długich rozmowach z bliskimi zmarłego. Często siedzimy nawet kilka godzin, ponieważ krewni czują potrzebę opowiedzenia o tej osobie. Gdy słyszę jak przebiegało jej życie, poznaję jej historię, to w czasie przygotowywania do pochówku bywa tak, jakby ubierać i malować znajomego, a jest to o wiele trudniejsze – mówi.
Wciąż dużo mitów
Wokół przygotowania zwłok do pogrzebu powstało wiele mitów. Najczęściej powtarzany dotyczy łamania kości nieboszczykowi podczas zakładania ubrania.
– Trudno mi uwierzyć, że ludzie jeszcze w to wierzą. Zastanawiałam się, jakie są źródła tej legendy. Mówi się, że podczas przygotowania do ostatniej drogi należy „przełamać stężenie pośmiertne”. To nic innego jak zesztywnienie mięśni. Żeby ciało było bardziej elastyczne, musimy rozmasować ścięgna i rozruszać ręce w stawach. Tylko sadysta mógłby połamać nieboszczyka – podkreśla ze stanowczością.
Moja rozmówczyni zwraca uwagę także na kolejny mit, który dzieli specjalistów z branży, a dotyczy tego, czy włosy i paznokcie rosną po śmierci.
– Uważam, że to kłamstwo i staram się zawsze ten mit obalać. Po odejściu na tamten świat, nasza skóra wysycha. W naszym organizmie nic nie funkcjonuje, poza bakteriami i tym wszystkim co powoduje rozkład tkanek. Tym samym się „kurczymy”, a nasze paznokcie i włosy wydają się dłuższe – wyjaśnia.
O śmierci na Instagramie
Od kilku lat Agnieszka prowadzi konto na Instagramie, które w całości poświęcone jest tematyce śmierci. Obserwuje je prawie 125 tysięcy osób. Porusza tam wątki związane między innymi z utonięciami, ekshumacją zwłok oraz trupim jadem. Pytana o powód stworzenia profilu odpowiada, że był to impuls, ponieważ zakochała się w swojej pracy.
– W życiu bym się nie spodziewała, że będzie tak duży odzew i że ludzie tak bardzo potrzebują takich tematów. Myślałam, że będę tworzyła taki swój pamiętnik, ale musiałam z tego zrezygnować, ponieważ internauci chcieli abym poruszała konkretne wątki – wyjaśnia.
Zauważa, że obecnie służy on jako przestrzeń do wymiany myśli i doświadczeń osób, które straciły bliskich.
– Jedni przysyłają mi wiadomości prywatne, a drudzy dzielą się spostrzeżeniami w komentarzach. Inni im odpowiadają i wtedy wywiązuje się dyskusja. Zazwyczaj nie wtrącam się w te rozmowy, ponieważ często między ludźmi pojawia się nić porozumienia – mówi.
Tanatokosmetolog Agnieszka obcuje ze śmiercią na co dzień, jednak przyznaje że sama się jej boi jak przytłaczająca większość ludzi.
– Z drugiej strony, dzięki temu, że ją w pewnym sensie oswoiłam, inaczej patrzę na życie. Bardziej je doceniam i cieszę się z tego, że mam dwie ręce i dwie nogi, że jestem zdrowa, że mam zdrowe dzieci i bliskich, do których zawsze mogę zadzwonić. Codziennie rozmawiam z moją mamą i robimy sobie dużo zdjęć, tak aby uchwycić jak najwięcej chwil. Musimy uzmysłowić sobie, że jesteśmy tu tylko na chwilę i czerpać radość z każdego dnia – podsumowuje Agnieszka.