Jest pożytkiem dla pszczół, ma właściwości lecznicze, ale zanadto rozprzestrzenia się w naszym środowisku. Mowa o nawłoci, która właśnie teraz kwitnie, pokazując, jak duża jest jej ingerencja w naturalne ekosystemy.
Żółto kwitnąca bylina, którą znamy z obserwacji, to nawłoć kanadyjska, różna od dwóch rodzimych gatunków – nawłoci pospolitej późnej.
Trudno się jej pozbyć, bo infekuje całe otoczenie, a przez to znikają rodzime gatunki. Duży problem stanowi wokół dużych miast – Krakowa czy Wieliczki, na setkach hektarów nie ma prawie żadnych innych gatunków, tylko nawłoć, wymienia leśnik Radosław Koniarz z Nadleśnictwa Marcule.
– Zanikają łąki i trawy, a wraz z nimi rodzime gatunki roślin, owadów i ssaków. Nawłociowiska są jeszcze niezbadane pod względem funkcjonowania ich ekosystemu – mówi.
Nawłoć jeszcze kilkanaście lat temu była sprowadzona do Polski jako roślina nektarodajna, teraz pszczelarze zauważają, że jej ekspansja powoduje zanikanie różnorodności roślinnej. Sposobem na walkę z tą byliną jest uprawianie ziemi – orka i siew niwelują jej rozrastanie.
Nawłoć kanadyjska lubi miejsca słoneczne, ale sama zacienia ziemię, bo jest dość rozłożysta, dorasta do półtora metra wysokości. Ma bardzo silny system bulw podziemnych, które trudno usunąć. Nie spotkamy jej w wysokim lesie, ale już na jego obrzeżach czy na polanach – tak. Ogrodnicy polecają osobom, które chcą nawłoć uprawiać w ogrodzie osłonięcie jej systemu korzeniowego plastikowymi osłonami oraz zbieranie przekwitłych kwiatów, aby zapobiec jej rozsiewaniu.
Ceniony miód nawłociowy ma najwięcej właściwości zdrowotnych dopiero wówczas, gdy będzie pochodził z różnych gatunków tej rośliny.